drętwienie kończyn, twarzy, glowy, uczucie mrowienia

napisał/a: AsiaMOSIEK 2010-09-15 11:01
Piszerz ze wizyta pomogla, w jakim znaczeniu, dostales potwierdzona diagnoze i juz wiesz co Ci dolega? Daj znac prosze.
Pozdrawiam
napisał/a: mgielka1980 2010-09-19 17:20
Witam mam takie same objawy jak wiekszosc z Was.Opisze po skrucie mroczki przed oczyma,na jedno oko nie widze(za mgla) DRETWIENIE REKI TWARZY CZASAMI JEZYKA.tAK JAK KTOS JUZ NAPISAL NIE UMIEM NAZWAC RZECZY PO IMIENIU I TO JEST NAJGORSZE BO CZUJE SIE JAKBYM "DOSTAWALA DO GLOWY"CIEZKO MI TO OPISAC RODZINIE.bOL OKA,SKRONI NASTEPNIE SILNY BOL GLOWY,KTORY TRWA NAWET 8 GODZIN.DRETWIENIE MIJA PO UPLYWIE 30 MIN CHOCIAZ KIEDYS MIJALO SZYBCIEJ.CHOCIAZ WSZYSTKO MINIE TO CZUJE SIE FATALNIE JAKBYM CALYMI DNIAMI CIEZKO PRACOWALA.NASTEPNE DWA DNI PO TAKIM ATAKU SA BARDZO CIEZKIE,PONIEWAZ CZUJE GLOWE OBOLALA,NIE BOLI MOCNO ALE DYSKOMFORT NADAL JEST ODCZUWALNY.MAM 32 LATA,ALE TAKIE OBJAWY MAM OD DZIECINSTWA.KIEDYS BYLY BARDZO RZADKIE CZYLI RAZ DO ROKU ALE TERAZ BYWAJA CORAZ CZESCIEJ.LEKARZ STWIERDZIL,ZE TO MIGRENA Z OBJAWA AURY.PRZEKAZU DO NEUROLOGA NIE DAL BO U NAS CIEZKO ABY DOSTAC JAKI KOLWIEK PRZEKAZ.DOSTALAM LEKI NA BOL GLOWY I MUSZE PRZYZNAC POMAGAJA.JESZCZE JEDNE LEKI NA DOKRWISTOSC MOZGU.I MYSLE ZE WMIARE POMAGAJA BO BOL GLOWY WYSTAPIL O WIELE MNIEJSZY,ALE BEZ DRETWIENIA REKI I TWARZY WIEC JEST DUZY PLUS.NAJGORSZE JEST TO,ZE ATAK NIE WIADOMO SKAD I NIEWIADOMO KIEDY NASTAPI.JEST TO UCIAZLIWE NO ALE COZ NIE KTORZY MAJA GORZEJ NIZ MY.
napisał/a: cesare1 2010-10-13 10:34
Witam serdecznie wszystkich.
Od 3 miesiecy borykam sie z tym problemem, mam za soba 2 tygodnie szpitala, sporo roznych badan, wybaczcie, ale tak na szybko moge podac tylko nazwy wloskie, nie dam rady powiedziec jakie sa odpowiedniki po polsku,(prawie wszystkie negatywne, tylko eeg wykazal pewne anomalie, kilka wizyt lekarskich, ostatnia u jednego z najlepszych specjalistow w dziedzinie neurologii we Florencji, prof. E. Del Bene, od kilku lat na emeryturze, ktory wlasnie zajmowal sie przypadkami tzw. cefalea (po polsku nie umiem znalezc odpowiednika, chodzi w kazdym razie o bole glowy, czesto polaczone z migrenami i z tak zwana aura; odretwienia konczyn, twarzy, zaburzenia mowy, wzroku, kojarzenia itp. naleza wlasnie do tych dodatkowych objawow aury, ale nie musza wystepowac zawsze, czasem wystepuja bez bolow glowy, czasem sie nie pojawiaja). Jest to dziedzina medycyny niestety jeszcze malo znana(u mnie przez pierwsze dwa tygodnie badania szly w kierunku udaru mozgu, problemow kardiologicznych, raka mòzgu nawet zanim nie wykluczono tych wszystkich mozliwosci), pewnych i skutecznych kuracji nie ma, cos tam jednak juz wynaleziono. Mnie osobiscie prof. dal trzymiesieczna kuracje, ktorej z widomych wzgledow nie podam(kazdy przypadek musi byc rozwazany indywidualnie, poniewaz jest wiele odmian tej patologii i jest ona uzalezniona od wielu innych czynnikow organizmu(w moim przypadku nie ktore lekarstwa nie sa dobre z powodu alergii prowokujacej ataki astmy). W kazdym razie powiedzial, zebym sie nie przerazal, wedlug niego leczenie powinno dac pozytywne rezultaty.
Mam wiec przed soba 3 miesiace kilku kropel lekarstwa rano, pastylki poobiedniej i pol pastylki wieczorem :)
Nie wiem jak mozna by sie organizowac w Polsce, zeby dotrzec do kogos, kto sie zajmuje tym rodzajem patologii(o ile mamy ten sam problem), wyobrazam sobie, ze moze byc trudno, raczej nie liczylbym na lekarza ogolnego. Mam nadzieje, ze moglem ewentualnie byc dla kogos uzyteczny moim komentarzem,
pozdrawiam wszystkich, zdrowiejcie szybko!
:)
napisał/a: martini1986 2012-07-15 19:08
Dzień dobry. Cierpię dokładnie na tę samą dolegliwość. Jak widzę po forach internetowych nie jesteśmy sami w kosmosie, ale nadal nikt nie ma pomysłu co nam dolega.

U mnie zaczęło się w to około 10. roku życia. W wieku szkolnym zdarzało się ok. 3-5 razy do roku. Czasem w odstępach 2 tygodni, czasem spokój przez pół roku. Mniej więcej od czasów liceum zdarza się rzadziej, ale mimo wszystko zdarza się: dwa razy w liceum, raz na studiach i potem jeszcze raz w pracy (mam 26 lat).

Dokładnie takie same objawy:

Najpierw zaburzenia widzenia, mroczki, błyskawice, białe plamy, niemożność przeczytania tekstu czy rozpoznania twarzy. Czasem pojawia się takie dziwne wrażenie, że jakby moja dłoń, na którą patrzę, była jakaś inna niż zawsze, tzn sam jej obraz w moich oczach jest zniekształcony, jakby była w złym miejscu, jakby nie była moja. Trudno to wytłumaczyć, ale osoby, które cierpią na tę przypadłość na pewno wiedzą o co mi chodzi.

Potem, niemożność wydukania z siebie poprawnego zdania, nazwania prostych przedmiotów (na przykład zapomniałam jak nazywa się rower), przekręcanie słów, zmiana szyku wyrazów w zdaniu. Co ciekawe, wypowiadając jakieś zdanie, zdaję sobie sprawę, że powiedziałam bzdurę, ale nie potrafię się poprawić. Coś okropnego.

Jednocześnie zaczyna się odrętwienie: dłonie, ręce do łokci, twarz, podniebienie, wewnętrzna strona policzków, język, aż mówienie staje się bardzo utrudnione, w dzieciństwie również uda. Czasem pojawiają się wymioty.

Całość trwa 1-2 godziny. Potem wszystko przechodzi i zostaje tylko ból głowy, który utrzymuje się jeszcze do następnego dnia. Dodam, że nigdy nie tracę przytomności, ani nawet "kontaktu z rzeczywistością". Cały czas jestem wszystkiego świadoma.

Okoliczności niemożliwe do skorelowania z objawami:(
*zdarzało się w szkole i na wakacjach,
*jak byłam zmęczona, na przykład po dużym wysiłku sportowym i jak byłam zupełnie wypoczęta,
*jak było niskie ciśnienie, burzowa pogoda, ale też jak świeciło piękne słońce,
*żywności nawet nie próbuję z tym łączyć bo całe życie jem to samo polskie, domowe jedzenie,
*po całym dniu spędzonym w domu przed telewizorem, jak i na obozie harcerskim pod namiotami,
*rano, w ciągu dnia, wieczorem, raz zdarzyło się to w nocy podczas snu. Po prostu obudziłam się już odrętwiała.

Dotychczasowe leczenie i diagnozy:
- jako dziecko, zostałam zaprowadzona do lekarza pierwszego kontaktu. Diagnoza: "migrena, trudna taka uroda". Super:/
- w wieku 15 lat, znów poszłam do lekrza. Tym razem dostałam skierowanie do szpitala dziecięcego im. Korczaka w Łodzi, gdzie spędziłam tydzień na wydziale neurologicznym. Diagnoza była taka, że to wszystko przez treningi lekkoatletyczne. Rzeczywiście trenowałam wtedy bardzo intensywnie, ale moje tłumaczenia, że ataki zdarzały się zanim w ogóle zobaczyłam płotki i bieżnię tartanową na oczy nie zrobiły na nikim wrażenia. Ważne, ze pani doktor postawiła swoją diagnozę i ku mojej rozpaczy rodzice nakazali odwiesić kolce na kołku:( Oczywiście, tak jak wspominałam ataki zdarzały się jeszcze nawet 10 lat później.
- w międzyczasie miałam robione EEG głowy i USG tętnic szyjnych. Nie wykazały nic niepokojącego.
- na studiach poszłam do jeszcze innego lekarza internisty. Diagnoza: globus. Serio.
- poszłam jeszcze do neurologa do szpitala WAM w Łodzi. Zrobił mi ogólne badanie neurologiczne i polecił tabletki, które mam wziąć w razie ataku. I uwaga! W momencie jak zaczął się kolejny atak, wzięłam dwie tabletki i atak był krótszy i mniej intensywny niż poprzednie. Lek nazywa się ZOMIG i z tego co pamiętam nie jest nawet na receptę. Nie wiem czy to był przypadek, ale jest to fakt, że objawy były łagodniejsze.

Przepraszam za tak długi opis, ale chciałam oddać całą istotę sprawy.

Szczerze mówiąc nie spodziewam się diagnozy, ale być może nasz problem zaciekawi jakiegoś neurologa odkrywcę, który zgłębi ten temat i opisze w jakimś poczytnym periodyku dla lekarzy. Wtedy może chociaż nasza dolegliwość doczeka się nazwy i będzie nam łatwiej o niej rozmawiać. Może wtedy lekarze którym o niej opowiadam nie będą robić "karpika" i oczu jak 5 złotych bo nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszeli.
napisał/a: Robsajson 2012-11-09 20:45
Od siódmego roku życia też mam takie objawy jak Wy.
Leżałem miesiąc na oddziale neurologicznym ale badania jak zwykle niczego jednogłośnie nie stwierdziły.W wypisie ze szpitala było tylko napisane ,,Migrena skojarzona".
Również mam stwierdzoną nerwicę.
Dolegliwości zawsze pojawiają się w najmniej odpowiednim momencie ale umiem je wywołać i przez 20 lat ich występowania nauczyłem się wyczuć kiedy nastąpią z dokładnością do dwóch dni.
Mam problem z żołądkiem i co jakiś czas wciskam jedzenie na siłę.Jestem wtedy osłabiony i organizm się wypłukuję z witamin i microelementów.
Kiedy się czymś bardzo denerwuję(np.nowa praca) dolegliwości powracają.
Po długotrwałym wysiłku(kilkudniowym np. nadgodziny w pracy).
Mam światłowstręt i kiedy na siłę patrzę w ostrzejsze światło jest to samo.
Raz na jakiś czas kiedy pogoda się nagle zmienia też potrafi się to stać.
Napój energetyczny i papieros -prawie za każdym razem.
Mam również problem z kręgosłupem.Lekarz zastosował u mnie blokadę sterydową.Partacz poszedł na urlop i nie miałem prawidłowo odstawionych sterydów.Poziom hormonów (TSH)podskoczyło w górę i dwa tygodnie prawie nie mówiłem i chodziłem po ścianach.
Myślę ,że stres,zmęczenie i brak witamin jest temu winne.
Najgorsze jest to ,że moja matka też ma takie objawy i miała już trzy udary mózgu, jestem tym przerażony.
napisał/a: paolam87 2014-03-03 15:35
MOŻE CHOCIAŻ TO KOMUŚ POMOŻE…
Witam wszystkich, mam nadzieje, że choć troszkę pomogę bo kiedyś sama szukałam tu pomocy. Nie dziwie się, że lekarze nie potrafią zdiagnozować tej choroby (tak było w moim przypadku) gdyż w pierwszym jej stadium nie da się jej uchwycić lub często człowiek zostaje ,,olany” przez niektórych lekarzy - dosłownie trzeba lat żeby się rozwinęła (u niektórych szybciej u niektórych wolniej, a u niektórych zanika) i wtedy dopiero jak się trafi na cudotwórczego lekarza to da się ją ,,złapać”.
A więc (wiem, nie zaczyna się od słowa ,,więc” ale ja tak lubię ;)) moją chorobę zdiagnozowano 25.02.2014r. (normalnie zapamiętam tę datę do końca życia), wcześniej obleciałam pełno lekarzy, setkę stron na necie żeby znaleźć cokolwiek na temat tego co mi jest… i nic… za to znalazłam mnóstwo ludzi z podobnymi problemami, więc obiecałam sobie, że jak zdiagnozują mnie to pomogę komu mogę.
Ból z lewej strony ciała za żebrami zaczął mi dokuczać ok. 5/6 lat temu, miałam wtedy 20 lat i 50 kg wagi, ból raz był raz go nie było, raz mocny raz słabszy, niezależny od tego co jadłam i przypominał jakby ktoś przyciskał dużego bolącego siniaka, czasem jakby ktoś wbijał igłę, czasem bolał jak zakwas, a czasem jakby ktoś bardzo ciasno zacisnął gorset na ciele. Myślałam że to bóle od kręgosłupa bo po pierwsze w rodzinie dużo ludzi na niego cierpi i pewnie genetycznie tak mam, a po drugie jak zawsze poćwiczyłam to się uspakajało. (Byłam bardzo sprawna fizycznie-zdałam nawet egzamin sprawnościowy do policji gdzie próg był jak dla mężczyzn). Wiecznie było i jest mi zimno, a palce i stopy prawie zawsze miałam i mam zimne. I tak z tym żyłam. 2 lata temu ból lekko się zaostrzył i nie ważne czy chodziłam czy siedziałam raz był, a raz nie. Wtedy też zaczęłam lekko podupadać psychicznie, zaczęłam być bardziej nerwowa, raz cieszyłam się z życia i doceniałam co mam, a były dni gdzie czułam brak sensu życia, nic mnie nie cieszyło. Czułam jakbym to nie była ja, bo kiedyś byłam ogromną optymistka. A przecież miałam za co żyć, miałam i mam kochająca rodzinę, mężczyznę życia i przyjaciół. Zaczęły się bóle głowy, uczucie zmęczenia, brak energii, ogólne wyczerpanie objawiające się dość często koło południa, po dobrze przespanej nocy i zdrowym śniadaniu czułam się tak jakbym przepracowała 12 godzin na budowie, tak codziennie, ale przyzwyczaiłam się do tego i mówiłam sobie, że to przez niskie ciśnienie bo zazwyczaj mam 100/70 i od urodzenia mam leukopenie (czyli zmniejszoną ilość białych krwinek, norma 4,0-10, a ja mam 2,7/3,0- taka uroda po dziadku i tacie) i to pewnie też od tego bo to normalne, że człowiek z tym jest lekko osłabiony. Wtedy byłam bardzo aktywna fizycznie, zawodowo i kończyłam studia. Zaczęłam chorować i dalej choruje (zazwyczaj od jesieni do końca zimy) na przewlekłe zapalenie zatok i gardła, kilka razy w roku musiałam i dalej musze zażywać antybiotyk (zazwyczaj Sumamed).
W wakacje 2012r. zdrętwiał mi mały palec u lewej ręki na ponad 2 miesiące, wtedy miałam przerwę w sporcie), po 2 miesiącach od zdrętwienia zaczęłam biegać i zdrętwienie nagle przeszło i to był dopiero początek złego… Z biegiem czasu minimalnie pogarszały się wcześniej wymienione dolegliwości plus przyszło zmniejszenie błyskawicznego myślenia, koncentracji, chęci nauki. Przez prace, sytuacje życiową byłam mało aktywna fizycznie, prace miałam siedząca przy komputerze, oraz miałam dużo stresujących zdarzeń. Mówiłam lekarzom, że coś jest nie tak, a oni ,,może się Pani za dużo stresuje, proszę się nie denerwować i ziółka pić oraz szanować kręgosłup i ćwiczyć”. Wyniki badań z krwi ok.(nie licząc leukocytów jak wspominałam),zdrowo się odżywiałam i odżywiam…
Nawarstwiło się wszystko, przed wakacjami 2013r., dostałam pierwszy atak. Na kilka dni przed atakiem bóle z lewej strony za żebrami nasiliły się, promieniował do środkowej części kręgosłupa, ból czasem zmieniał się w takie uczucie jakby cię lekko prądem kopano/nieprzyjemne mrowienie. Dużo wtedy miałam siedzącej pracy. Atak zaczął się od tego, że nie miałam ochoty słuchać i rozmawiać z ludźmi, patrzyłam na twarze ale były mi obce niewyraźne, zaczyna się człowiek czuć trochę jak na początku po spożyciu % , ciężko cos przeczytać, zobojętnienie, jakby się pływało, minimalne mroczki/kryształki w oczach. Puls ogromnie wzrasta, a tym samym serce wali jak oszalałe. Później powoli zaczyna drętwieć/mrowić lewa ręka - sama dłoń, czuć to tak jak czasem człowiek przyśnie w nocy na ręce i budzi się i ona jest taka bezwładna i żeby odzyskać formę zaczyna mrowić, a czasem jest wrażenie jakby była cała znieczulona. To samo podziało się w wewnętrznej stronie gardła – w tylnim podniebieniu, języku i objęło także usta. Dotykałam ręką ust i nie czułam dotyku. Nie miałam przy tym bólu głowy. Przy takim ataku byłam świadoma wszystkiego i miałam stabilną postawę ciała. Położyłam się, zamknęłam oczy i przeszło po ok.15minutach. Stwierdziłam ale jaja sobie robi mój kręgosłup. Lekarz rodzinny zdiagnozował, że nie szanuje kręgosłupa, kazał ćwiczyć pilates i zlecił rehabilitacje. Zrobiłam RTG odcinka szyjnego kręgosłupa bo on jest odpowiedzialny za nerwy rąk i ogólnie górnej części ciała. Wyszło minimalne spłycenie lordozy co w ogóle nie powinno dawać takiego napadu. (haha najbliższą rehabilitacje dostałam na 05.05.2014r. – to Polska). Po tym ataku co jakiś czas lekko drętwiała mi lewa ręka, rozmasowywałam ją i przechodziło. Kilka razy dziennie po lewej stronie ciała od szyi do stopy czułam co jakiś czas w różnych miejscach chwilowe mrowienie/prąd np. raz na udzie, raz na ramieniu. Zaczęłam czasem czuć w ustach smak magnezu/żelaza/pieprzu/goryczy. Podniebienie i język też na chwilę mrowiał/znieczulał się.
Drugi atak wystąpił we wrześniu 2013r. Wszystko wyglądało jak za pierwszym razem, tylko że teraz dorwało mnie to prowadząc samochód. Musiałam zjechać na pobocze i przeczekać. Trwało to ok. godzinę, zasięg drętwienia zwiększył się od palców do łokcia lewej reki i zajął twarz poniżej nosa i gardło z językiem. Po tym zaostrzyły się bóle za żebrami, np. stałam w autobusie po czym po 20 min oparłam się o ścianę pojazdu lekko się garbiąc i poczułam ogromny ból zmęczenia w tym miejscu, czasem wstając z krzesła tak mnie tam zakuje, że aż mnie przechyli na lewą stronę. Często na zakupach (nieważne czy chodzę godzinę czy dwie plus płaskie buty) czuje zmęczenie organizmu, lekki/mocny ból za żebrami oraz zaczyna się zobojętnienie w oczach, lekko się rozmywa towar na pułkach, nie mam ochoty na nic patrzeć, myśleć i mówić. Teraz zmęczenie, wyczerpanie objawia się zaraz po przebudzeniu, uczucie jakby się przespało z 2 godziny. Zdarza się, że same usta mrowią, dłonie minimalnie drżą, a opuszki palców bez kontaktu z wodą robią się takie pomarszczone, wilgotne (takie jak się za długo w wannie kąpie). Bardzo szybko zaczęłam się denerwować błahostkami, coraz bardziej widziałam świat w czarnych barwach, mówiłam ,,po co mam to robić jak i tak to nie ma sensu i nic mi to nie da”. Mówili mi, że to nerwica lub depresja, ale ja taka nie chciałam być, nie chciałam tak myśleć – kurde to nie ja!. Dość często mam nabrzmiały brzuch choć niedużo naraz jem, mam częste uczucie zapalenia pęcherza, bulgotanie w jelitach. Czasami nagły głośny hałas wywołuje u mnie nieodgadniony lęk. Odezwał się ból w okolicach kości ogonowej. Wszystkie objawy powstałe w ciągu 2 lat mocno się nasiliły wraz z drętwieniem… Nauczyłam się z tym żyć, mam wysoki próg bólu, a poza tym czasem mało boli lub wogóle, na 10 dni – 8 dni to dni z objawami tego ,,dziwactwa”.
Trzeci atak przypadł na drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia 2013r. Objawy takie jak wcześniej plus drętwienie objęło obie ręce od palców do łokci, pół twarzy wraz z nosem, ustami, językiem i gardłem. Drętwienie schodziło i zaraz znów nachodziło. Serce waliło jak oszalałe, z nerwów dostałam ogromnego bólu głowy, ponieważ atak trwał od ok. godz. 13.00 do ok. godz. 18.00 gdyż wtedy na pogotowiu dali mi mocny zastrzyk przeciwbólowy i rozluźniający mięśnie. Bez badań ze stwierdzeniem, że atak jest od kręgosłupa dali wypis plus skierowanie do neuroortopedy. Po tym napadzie nie mogłam dojść do siebie przez ok.1,5 tygodnia..dużo spałam, drętwiałam, nie mogłam prowadzić samochodu bo czułam się jak na karuzeli w lunaparku, często brałam coś do prawej ręki i miałam uczucie jakby to nie była moja ręka, niby wzięłam coś do niej ale praktycznie tego nie czułam. Prawie codziennie rano budzę się ze zdrętwiałymi małymi palcami w obu rękach. Do teraz ciężko mi usiedzieć kilka godzin w gronie znajomych przy stole, gdyż zauważyłam, że jak dużo siedzę czy mam mniej ruchu dostaje mrowienia i zobojętnienia, denerwuje się wewnętrznie. Ale najgorsze było pojawienie się po trzecim ataku kołatania serca, codziennie bez wysiłku nagle zaczyna głośno łomotać jakby chciało wyskoczyć z piersi, aż dołączył do tego ból jakby ktoś ściskał serce i puszczał puszczał puszczał go (bolało i przestawało przestawało przestawało i zaraz znów tak samo), ból też przypomina wbijanie igiełek lub ból zakwasowy obejmujący całą lewą stronę klatki piersiowej aż do początku lewego ramienia. Niektórzy ludzie wokół zaczęli się ze mnie nabijać, że pewnie ,,leniuch jestem, robić mi się nie chce i bawię się w hipohondryka”, a ja sobie myślałam ,,nawet największemu wrogowi nie życzyłabym czuć się tak jak ja”.
Ortopeda zrobił mi prześwietlenie RTG całego kręgosłupa i szok – cały zdrowy! - wysłał mnie do neurologa. Neurolog jak usłyszał moje objawy to za 2 tygodnie leżałam już w szpitalu na oddziale neurologii. Rezonans głowy z kontrastem nic nie wykazał, czyli dzięki Bogu zostało wykluczone stwardnienie rozsiane, guzy, udary i borelioza. Porobili pełno badań z krwi i z moczu, nic złego nie wyszło poza podwyższoną ilością cholesterolu (obecnie ważę 54kg i nie jem tłusto) i podwyższony czynnik reumatoidalny (norma od 0 do 15, ja mam 25), miałam także USG żył szyjnych i kręgowych, EEG, EKG i ECHO serca, rezonans odcinka piersiowego i nic (ponoć przy sercu wyszedł płyn w worku osierdziowym- ale po konsultacji wykluczyli to), założony Holter na 20 godzin wykazał tachykardie (stąd te kołatania serca). Zostałam wypisana ze szpitala bez zdiagnozowania moich problemów plus dostałam gratis nowe przypadłości. Przynajmniej wykluczyłam głowę i kręgosłup.
Mam ogromne wsparcie w mamie i obie dalej szukałyśmy odpowiedzi. Wykluczyłam nadczynność i niedoczynność tarczycy robiąc USG tarczycy. Badania na nietolerancje glutenu też dobre (0,01 – czyli klasa 0). Na liście miałam jeszcze badania na pleśń/grzyba domowego, z żywej kropli krwi, test obciążeń, USG brzucha (mam mieć pod koniec marca 2014r.), badania pod kątem neuropatii obwodowej, tocznia, jelita drażliwego, nerwicy wegetatywnej ruchowo-nerwowej itp. – dlaczego to wszystko, ponieważ wymienione choroby mają podobne objawy. Ale wcześniej postanowiłam odwiedzić lekarza chorób wewnętrznych o specjalizacji kardiologicznej, ludzie go wychwalają. Czekałam 6 godzin w kolejce i w ciągu 40 min zdiagnozował moją wieloletnia chorobę. Opisałam mu wszystko bardzo dokładnie, wybadał mnie, zrobił EKG serca, wypytywał, przyciskał punkty na ciele w specjalistyczny sposób(m.in. koło obojczyków) i diagnoza: zaawansowana fibromialgia. W życiu bym na to nie wpadła jak większość leczących mnie lekarzy. Mam wszystkie możliwe objawy tej już dożywotnej choroby prócz omdleń, ona rozwija się latami. Do końca nie wiadomo skąd się bierze, u mnie może stres, jakiś wirusy, bakterie ją aktywowały albo ma ona podłoże genetyczne bo mój dziadziuś chorował na tocznia, a to choroba autoimmunologiczna i może cześć genów przeszła na mnie tak jak ta leukopenia. Fibromialgia to przewlekła choroba reumatyczna tkanek miękkich, mięśni i stawów i jej głównym objawem jest ból, zaburzenia snu, nastroju, paradoksem jest tu to, że jak mięśnie za dużo odpoczywają to zaczynają boleć, czyli organizm sam siebie atakuje, nie będę się tu rozpisywać tylko podam linki wyjaśniające całą tą chorobę: http://reumatologia.mp.pl/choroby/show.html?id=63742 lub http://www.medonet.pl/zdrowie-na-co-dzien,artykul,1673322,1,fibromialgia-8211-zycie-w-ciaglym-bolu,index.html.
Tak jak wspominałam na początku ciężko ją wykryć, dlatego dokładnie opisałam cały jej przebieg z mojego punktu widzenia i praktyki, niektórzy z was mogą mieć identyczne objawy jak ja, a niektórzy inne. Ważne, żeby wcześniej porobić różne badania, a w szczególności rezonans głowy żeby wykluczyć inne choroby. Z jednej strony cieszę się z diagnozy bo wiem z czym mam teraz do czynienia, a z drugiej strony nie fajnie bo to nie jest choroba w pełni uleczalna i trzeba nauczyć się z nią żyć. Lekarz na początek zalecił lekarstwa na miesiąc Ranloc, Citabax, Zomiren (żeby jak to określił przeprogramować mózg na lepsze myślenie) i kazał zająć się sobą, żyć pełnią życia, cieszyć się, realizować marzenia, nie popaść w rutynę, systematycznie uprawiać różne sporty – jak najwięcej uwalniać z organizmu endorfiny, zdrowo się odżywiać. Trzeba słuchać organizmu.
Pisałam czasami mało składniowo w czasie przeszłym i w czasie teraźniejszym gdyż wszystkie złe objawy dalej mam bo trzeba czasu żeby ,,uśpić” chorobę. Od 5 dni zażywam leki i jestem strasznie śpiąca, jest mi zimno, lekko mdło, ale kołatanie serca i nerwowość minimalnie ustąpiły. Zmuszam się do ćwiczeń (ponieważ od leków mam zwolnione tępo), staram się nie stresować i wróciłam do ulubionych hobby. Lekarz powiedział, że pierwsza poprawa powinna pojawić się już po ok. 2 tygodniach od zażywania leków. Staram się także wytłumaczyć znajomym tę chorobą, nie chce ich współczucia ale czasem odrobinę wyrozumiałości.
Jeśli macie wątpliwości co do tego, że nie macie żadnej nerwicy to szukajcie jak ja właściwej choroby. Co by było za parę lat jakbym teraz uznała, że mam nerwice, a ta fibromialgia dalej by się rozwijała… a tak znam mojego wroga, który musi teraz zostać moim kompanem życia.
Za jakiś czas zdam relacje z mojego leczenia… a jak macie jeszcze jakieś pytania to piszcie paolam87@interia.pl. Obym choć jednej osobie pomogła…
Powodzenia 
napisał/a: anagos 2019-05-09 13:24
Drętwienia i mrowienia kończyn nie można lekceważyć. Ja z tym problemem udałam się do osteopaty z Rzeszowa - Pana Bogusława Mazura, który zlecił mi odpowiednie leczenie i była to właśnie terapia osteopatyczna.