Czy zawsze warto mieć rację?

Ostatnie lata to zarówno rozkwit działalności stowarzyszeń pozarządowych, jak i zmiany w podejściu do edukacji czy pracy osób niepełnosprawnych intelektualnie
Zdarzają się sytuacje, w których kluczem do sukcesu w konflikcie nie jest udowodnienie przeciwnikowi, że ma się rację, ale doprowadzenie do porozumienia i okazanie wzajemnego szacunku. Kiedy i dlaczego jest to ważne?
/ 19.01.2011 10:22
Ostatnie lata to zarówno rozkwit działalności stowarzyszeń pozarządowych, jak i zmiany w podejściu do edukacji czy pracy osób niepełnosprawnych intelektualnie

Teoria Turleya

Jim Turley rozumie wagę komunikacji i wzajemnego szacunku. Wierzy też w to, że kluczem do sukcesu jest stworzenie „kultury opartej na szacunku i zrozumieniu różnic. Kiedy szanujemy odmienność innych ludzi, wówczas prawie zawsze jesteśmy w stanie szanować inne punkty widzenia. Kiedy zaś rozumiemy, że inni myślą inaczej, możemy ich lepiej wysłuchać, gdyż zdajemy sobie sprawę z tego, że nasze pomysły nie zawsze są najlepszymi. W ten sposób nastawiamy się na osiąganie dobrych wyników. Większa ilość punktów widzenia na dowolny problem nieodmiennie prowadzi bowiem do osiągnięcia lepszego rozwiązania”.

Zobacz też: Jak rozwiązywać konflikty w pracy?

Kto ma rację?

Turley wskazuje na bardzo istotny element skutecznego rozwiązywania konfliktów, czyli pozbycia się chęci „posiadania racji”. Można to ująć w formie następującego pytania: wolisz mieć rację czy wolisz coś zrobić dobrze? Oznacza to, że należy zwracać mniejszą uwagę na ego (i jego tymczasową inflację powodowaną posiadaniem racji) i przestawić się na myślenie o wynikach. W chwili konfrontacji mądrzy ludzie skupiają się wyłącznie na celach i chętnie odpuszczają sobie pozorne zwycięstwo w dyskusji, jeżeli tylko będzie to oznaczać osiąganie lepszych wyników.

Mili ludzie nie powinni mieć większych kłopotów z przyjęciem tego sposobu myślenia, gdyż zdają sobie sprawę z uczuć i potrzeb innych. Ich wrodzona wrażliwość i empatia mogą się okazać bardzo przydatne w chwili, gdy trzeba będzie rozwiązać szczególnie złożony problem i sprawnie ocenić motywacje innych ludzi. Połączenie zdolności do postawienia się na miejscu innej osoby z odwagą i uczciwą oceną samych siebie może być wielkim atutem miłych ludzi, gdyż umożliwia uzyskanie dobrych wyników przez wszystkie strony konfliktu. Przyjrzyjmy się teraz drugiej połowie naszego paradoksalnego stwierdzenia.

Zobacz też: Kiedy konfrontacja jest konieczna?

Wszyscy jesteśmy tacy sami

Stając w obliczu konfliktu, nadmiernie mili ludzie często czują lęk. Wyobrażają sobie, że „wszyscy sobie dobrze radzą poza mną”, i uważają, że nikt inny nie ma takich problemów jak oni. W ten sposób wewnętrznie separują się od pozostałych ludzi, co często sprawia, że postrzegają innych jako lepszych. Z osobą uznawaną za lepszą ciężko jest walczyć. Dlatego też warto humanizować takie sytuacje, przypominając sobie, że wszyscy jesteśmy w pewien sposób tacy sami, ponieważ wszyscy jesteśmy ludźmi. Każdy z nas ma swoje własne problemy. Osoby nadmiernie miłe powinny zawsze zdawać sobie sprawę z tego, że wszyscy ludzie borykają się z własnymi kłopotami, niezależnie od tego, czy spotyka się ich w fabryce, na spotkaniu zarządu czy na sali konferencyjnej.

Chociaż każdy z nas posiada nieco inne problemy, to wszyscy wiemy też, jak to jest być człowiekiem. To tworzy zaś pewnego rodzaju więź pomiędzy wszystkimi ludźmi.

Herb Kelleher z Southwest Airlines korzysta z tej zasady, budując przyjazną atmosferę w swojej firmie. Mówi on, że „jedną z rzeczy, które pomagają innym lepiej odnosić się do współpracowników (a także ułatwiają nadmiernie miłym ludziom wypowiadać własne zdanie), jest sprawienie, by wszyscy poznali się osobiście. Dlatego też dbam o organizowanie spotkań dla ludzi z różnych działów naszej firmy. Upewniamy się, że mechanicy poznają się z pilotami, piloci nawiązują kontakty ze stewardami, zaś stewardzi rozmawiają ze sprzedawcami biletów”.

Stare przysłowie mówi, że „spodnie nakłada się, wkładając nogę do jednej nogawki naraz”. Dlaczego stewardessa miałaby bać się pilota, zaś szeregowy pracownik miałby lękać się prezesa? Czy naprawdę jest się czego bać? Kiedy miły człowiek humanizuje inne osoby i sytuacje, zyskuje wiedzę i empatię, które skutecznie eliminują napięcie i lęk. Kiedy pozwalamy sobie na pewne ulgi w ocenianiu innych (a także samych siebie), konfrontacja często zaczyna rodzić współpracę.

Aaron Spencer z firmy Pizzeria Uno dodaje: „Kiedy pojawiają się sytuacje sporne, bardzo dobrze rozładowuje się je za pomocą humoru. Zdolność do humanizowania sytuacji bez uciekania się do przekraczania swoich uprawnień jest doceniana przez wszystkich”. Czasami łatwiej jest to powiedzieć, niż zrobić. Humanizacja nie zawsze jest łatwa, zwłaszcza jeżeli dotyczy szefa, który zajmuje się zarządzaniem na poziomie mikro i zachowuje się w irracjonalny i kłótliwy sposób.

Fragment pochodzi z książki „Syndrom miłego człowieka. Jak osiągnąć sukces pozostając sobą” Russa C. Edelmana, Timothy’ego R. Hiltabiddlego i Charlesa C. Manza (Wydawnictwo Helion, 2010).

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA