Ziarnica złośliwa – nowotwór układu limfatycznego

Ziarnica złośliwa – nowotwór układu limfatycznego
Magda ma dziś dwadzieścia cztery lata, dobrą pracę, wiele marzeń i planów na przyszłość. Niedawno skończyła studia. Uwielbia się śmiać. Gdy na nią patrzę, aż trudno mi uwierzyć, że ta młoda dziewczyna ma już za sobą walkę z ziarnicą złośliwą – nowotworem układu limfatycznego, który w krótkim czasie przewrócił jej życie do góry nogami.
Marta Słupska / 09.12.2010 08:26
Ziarnica złośliwa – nowotwór układu limfatycznego

Zaczęło się niewinnie

Tego dnia, późną wiosną 2007 roku, Magda była w pracy. W pewnym momencie, odruchowo dotykając szyi poczuła, że pojawiło się na niej dziwne wybrzuszenie. Początkowo uznała, że to powiększony węzeł chłonny, który najprawdopodobniej oznacza zbliżające się przeziębienie. Czas jednak mijał, oznak choroby nie było, a węzeł się nie zmniejszał. To był pierwszy impuls, że należy udać się do lekarza rodzinnego.

Ten przepisał Magdzie antybiotyki, które jednak nie przyniosły żadnego efektu. Po kolejnej wizycie dostała więc skierowanie na badanie krwi. Wynik był na tyle alarmujący, że konieczna okazała się wizyta w Instytucie Hematologii. Zaczęły się kolejne, szczegółowe badania: krwi, usg węzłów chłonnych szyi… Trwało to blisko dwa miesiące. Dopiero w Szpitalu Onkologicznym wszystko stało się jasne. Nie było już wątpliwości: to ziarnica złośliwa.

Zobacz też: Jak może objawiać się rak?

Okrutna diagnoza

„Jak zareagowałaś, gdy lekarz ogłosił ostateczne wyniki badań?” – pytam, przyglądając się jej ze skupieniem. „Moja pierwsza reakcja – szok i niedowierzanie, druga – strach i złość – wspomina Magda - Ciężko było mi uwierzyć w to, że taka choroba mogła spotkać mnie w tak młodym wieku oraz że nie mam żadnej gwarancji, jaki rezultat przyniesie leczenie.” Miała wówczas zaledwie 21 lat, była w połowie studiów, a w tym roku czekała ją obrona pracy licencjackiej. Nie wiedziała nic o ziarnicy złośliwej. Trudno się dziwić: która dwudziestolatka myśli w tym wieku o nowotworach?

Wiadomości na temat choroby poszukiwała w Internecie i książkach, rozszerzała swoją wiedzę podczas rozmów z lekarzem prowadzącym w Szpitalu Onkologicznym. Dowiedziała się, że ziarnica złośliwa atakuje węzły chłonne oraz pozawęzłową tkankę limfatyczną, należy do nowotworów układu chłonnego i jest definiowana przez obecność złośliwych komórek Reed-Sternberga. Nie szukała kontaktu z innymi chorymi uznając, że każdy organizm reaguje inaczej i nie ma sensu porównywać się z innymi.

Jedyną chorą na ziarnicę złośliwą osobą, z którą nawiązała relację, była poznana w szpitalu dziewczyna: „leżałam z nią w pokoju przez cztery dni. Ja dopiero zaczynałam walkę z chorobą, ona chorowała już cztery lata. Wprowadziła mnie we wszystkie tajniki ziarnicy i pomogła nastawić się na to, co miało mnie spotkać. Była pełna entuzjazmu, chociaż tak długo już walczyła… Zaraziła mnie tym zapałem. Dzięki niej zmieniło się moje nastawienie do leczenia, zaczęłam wierzyć w to, że ja też mogę być dobrej myśli i nie tracić wiary nawet, jeśli leczenie nie byłoby od razu skuteczne.”

Reakcja najbliższych

Na moje pytanie o to, czy w czasie choroby zawiodła się na kimś ze swojego bliskiego otoczenia, Magda zdecydowanie zaprzecza. Dodaje, że rodzice i siostra byli załamani, ale trzymali się dzielnie: „wiedzieli, że nie mogą mi tego okazywać, bo potrzebowałam wsparcia i ciągłego utwierdzania, że leczenie na pewno się uda i wyzdrowieję.” Gdy jej samej brakowało już wiary i sił, nieocenione stawało się wsparcie ze strony chłopaka. O swojej chorobie poinformowała też współpracowników i szefa. „Uznałam, że nie ma sensu tego ukrywać, ponieważ z czasem zacznę się zmieniać i będzie widać, że coś jest nie tak – mówi Magda - Wolałam nastawić ludzi u siebie w pracy oraz kierownika na to, że co dwa tygodnie będę musiała brać wolne na jeden dzień ze względu na leczenie i że ewentualne zmniejszenie wydajności w pracy nie będzie wynikiem lenistwa.”

Leczenie

Zaczęło się od chemioterapii – dwanaście dawek, raz na dwa tygodnie. Podawanie 1,5 litra płynu na raz, dożylnie, sprawiło, że Magdzie boleśnie drętwiała ręka, ale organizm reagował nad wyraz dobrze: nie pojawiły się ani nudności, ani wymioty. Potem nadszedł czas radioterapii, która trwała dwa tygodnie. „Na mojej klatce piersiowej wykonano tatuaż składający się z trzech punktów – wspomina Magda – to na nie miały być skierowane promienie radio.” To ważne, ponieważ w innym przypadku silne oddziaływanie promieni mogłoby uszkodzić organy wewnętrzne. „Codziennie po pracy jechałam do szpitala i poddawałam się zabiegowi. Na szczęście każdy trwał tylko pięć minut.”

Początkowo, wbrew pozorom to nie leczenie było najgorsze, ale… zmiana nawyków żywieniowych. „Musiałam unikać potraw ciężkostrawnych, alkoholu oraz słodyczy. Moja dieta musiała obfitować w potrawy gotowane na parze” – opowiada Magda, ale szybko dodaje: „jednak w późniejszym czasie znacznie gorsze okazały się dla mnie zmiany fizyczne mojego ciała – wypadanie włosów, wzrost wagi ze względu na dużą ilość podawanych płynów, osłabiony zmysł smaku, skóra podatna na podrażnienia oraz bardzo słabo gojące się rany – nawet zwykłe przecięcie skóry kartką papieru…”

Zobacz też: Dieta w chemioterapii - zalecenia

Wygląd to nie wszystko!

Jak każda osoba poddana chemioterapii, Magda liczyła się także z całkowitą utratą włosów. To ją przytłaczało. Jak młoda dziewczyna może czuć się atrakcyjnie będąc łysą? Czy włosy odrosną? Jak spojrzeć na siebie w lustrze? Czy w takim stanie można się komukolwiek podobać, a przede wszystkim czy można podobać się sobie? Po pierwszej chemii włosy mocno się osłabiły, potem zaczęły wypadać.

Magda na początku ścięła głowę na krótko – zostawiła jedynie 5 cm włosów. Po kilku dniach ogoliła się na zero. Początkowo trudno jej było zaakceptować swój nowy wygląd i starała się o nim nie myśleć, ale po kilku tygodniach przyzwyczaiła się do braku włosów. „Skóra głowy była gładka jak u noworodka – wspomina z uśmiechem - Nie wpłynęło to pozytywnie na moje samopoczucie, ale w późniejszym czasie starałam się ozdabiać swoją głowę kolorowymi chustami, które z czasem stały się dla mnie ładnym dodatkiem do stroju”.

Życiowe zmiany

Nietrudno zgadnąć: choroba i leczenie znacznie wpłynęły na życie Magdy. Zmienił się nie tylko jej tryb funkcjonowania, ale też sposób patrzenia na świat: „zmieniłam priorytety w życiu i zaczęłam bardziej skupiać się na realizowaniu zamierzonych celów. Zrozumiałam, że nie powinno się niczego odkładać, ponieważ może przyjść taki dzień, kiedy nie będziemy już w stanie tego zrealizować.” Znajomi z pracy podziwiali jej upór i to, że pomimo tak ciężkiej choroby nie użala się nad sobą i wciąż jest tą samą, wesołą dziewczyną. Potrafiła śmiać się nawet z własnego wyglądu: „komentowanie zmian i tego, jak wyglądam, nie było dla mnie przykre. Zazwyczaj obracaliśmy to w żart, a w domu miałam nawet ksywkę Kodżak” – śmieje się.

Przez cały okres leczenia starała się odsuwać od siebie myśl, że ziarnica to choroba śmiertelna. Uznała, że najważniejsza jest wiara w to, że wkrótce wyzdrowieje. „Skąd czerpałaś siły?” – pytam z podziwem i w odpowiedzi słyszę: „choroba mnie zmieniła, wpłynęła na moją psychikę. Podczas leczenia, gdy nie wiedziałam, jak to wszystko się skończy, zrobiłam sobie listę celów, które chciałabym osiągnąć, jak już będę zdrowa. To mnie motywowało. Zaczęłam przywiązywać większą wagę do własnego stylu życia. Uznałam, że życie jest za krótkie, a czas za szybko leci, żeby tracić go na głupoty. Stwierdziłam, że będę jasno realizować swoje potrzeby tak, żeby potem nie żałować, że nie zrobiłam czegoś, co naprawdę chciałam.”

Guz się zmniejsza!

Optymizm dodawał Magdzie sił: „starałam się nie wątpić w sposób leczenia i jego skutki. Za każdym razem powtarzałam sobie, że na pewno wyzdrowieję, ale jeszcze trochę muszę wytrzymać. Nerwy pojawiały się zawsze podczas wizyt kontrolnych przed chemią – wtedy też dowiadywałam się od lekarza prowadzącego jak postępuje leczenie i czy szanse na wyzdrowienie się zwiększają. Na szczęście proces mojego leczenia pani doktor określiła jako . Guz zmniejszał się sukcesywnie po każdej chemii, więc rokowania z wizyty na wizytę były coraz bardziej obiecujące.” ążkowy>

Spoglądając wstecz

Magda, wbrew pozorom, dobrze wspomina okres choroby - w końcu wszystko poszło zgodnie z planem i wróciła do zdrowia. Strach przychodzi jedynie przed badaniami kontrolnymi – obawa przed nawrotem ziarnicy jest w takich przypadkach nieunikniona…

Jak żyć dalej?

Na koniec naszej rozmowy pytam Magdę, co powiedziałaby teraz osobie, która choruje na ziarnicę. Odpowiada zdecydowanym głosem: „powiedziałabym, żeby była silna, wierzyła w dobre zakończenie i nie patrzyła na innych. Każdy chory przechodzi chorobę inaczej i nie warto się porównywać, bo to, co ma inny człowiek, niekoniecznie musi spotkać Ciebie. Najważniejsze jest nastawienie i wiara w to, że przy dzisiejszej medycynie każdy ma szanse na powrót do zdrowia.”

Choroba wprawdzie nie przeszła bez echa: w lewej komorze serca pojawiło się uszkodzenie, które wymaga leczenia. Przez pewien czas trzeba też było zrezygnować z intensywnego wysiłku fizycznego. Do dziś Magda musi unikać jedzenia typu Fast food i zdrowo się odżywiać. Czy to jednak tak wiele, skoro odzyskała życie?

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA