Świat czekolady

Świat czekolady fot. <a href="http://www.mediumphoto.com.pl/" target=_blank">Medium</a>
Zrobiła karierę, o której hollywoodzkie gwiazdy mogą jedynie pomarzyć. Pożądają jej wszyscy: i królowie, i zwykli ludzie. I tak już będzie zawsze, bo gorzko-słodki smak czekolady to prawdziwy fetysz.
/ 17.04.2008 13:26
Świat czekolady fot. <a href="http://www.mediumphoto.com.pl/" target=_blank">Medium</a>
W święta na odrobinę czekolady pozwalają sobie nawet te gwiazdy, które na co dzień bardziej przestrzegają diety niż dziesięciorga przykazań.

Angielska prowincja, późny grudniowy wieczór. W domu jednej z najlepszych brytyjskich aktorek, Kate Winslet, przygotowania do świąt idą pełną parą. Zapach świeżego igliwia z ogromnej choinki, która stoi w salonie, miesza się z aromatami mięs i ciast, które dopiekają się w kuchni. Jeden z aromatów zdecydowanie jednak góruje nad resztą – to czekolada, za którą przepada pani domu. "Ubóstwiam czekoladę i nic na to nie mogę poradzić. Już w chwili, kiedy rozwijam sreberko i zaczyna do mnie docierać jej zapach, ciarki przechodzą mi po ciele i ślinka cieknie do ust. Potem nadchodzi moment, gdy biorę czekoladkę na język i czuję, jak pod wpływem ciepła rozkosznie rozpływa się na podniebieniu i wypełnia każdy kubeczek smakowy. To frajda, jakiej nie można sobie odmówić", przyznaje Kate Winslet. Przed Bożym Narodzeniem bowiem nawet te gwiazdy, które na co dzień trzymają się swoich diet bardziej niż dziesięciorga przykazań, dają sobie dyspensę. Madonna kupuje pod choinkę czekoladowe niespodzianki dla męża Guya, który jest jeszcze większym łasuchem niż jej dzieci, Elton John osobiście wybiera w Harrodsie każdą pralinkę, a Cate Blanchett wypieka setki pierniczków z polewą czekoladową dla swojej rodziny w Australii.

Złoto Azteków...
Być może nigdy nie mielibyśmy szansy raczyć się czekoladą, bo Krzysztof Kolumb, który jako pierwszy Europejczyk spróbował jej smaku, był nią rozczarowany zupełnie. I trudno mu się dziwić. Dla Majów i Azteków zamieszkujących Amerykę Środkową w czasach prekolumbijskich xocolatl, czyli gorzka woda, miała bowiem bardziej magiczny i leczniczy aniżeli smakowy walor. Ziarna kakao, które stanowią po dziś dzień bazę do produkcji czekolady, Indianie uważali za dar bogów. Siedząc nad paleniskami, wrzucali do wody gorzkie i blade migdałki kakaowca wydobywane prosto z owoców przypominających kabaczki i nucąc prastare pieśni, gotowali je wraz z mąką kukurydzianą, chilli, pieprzem i miodem. Przygotowany w ten sposób wywar miał gęstą konsystencję i był ostry w smaku. Na jego powierzchni pływały oczka tak tłuste jak na rosole. Po wielokrotnym przelaniu z naczynia do naczynia na dodatek tworzyła się pianka o nieestetycznej szarobrunatnej barwie. Indianie wierzyli jednak, że gorzka woda dodaje wigoru. Pito ją więc zarówno przed nocą poślubną, jak i przed wyprawą na wroga. Dla Azteków i Majów ziarna kakao były cenne do tego stopnia, że używano ich nawet do płacenia zamiast złota. Syn Kolumba, który podobnie jak ojciec podróżował do Ameryki Środkowej, w swoim dzienniku pod datą 15 sierpnia 1502 roku zapisał: "Ziarna kakao musiały mieć dla Indian wielką wartość. Gdy któremuś z nich choćby jeden migdałek spadł na ziemię w trakcie załadunku na nasz galeon, przystawał, schylał się i szukał go jak własnego oka".

...czy diabelskie nasienie?
Tylko Hernán Cortéz, który przybił do wybrzeży Nowego Świata 15 lat po Kolumbie, czuł, że w ziarnach kakao tkwi duży potencjał, i przywiózł je na dwór hiszpański. Miał nosa. Wkrótce arystokraci, a w szczególności damy dworu, stali się takimi fanami czekolady, że pili ją po kilka razy dziennie, nie bacząc na figurę. Czekoladą raczyły się także żony konkwistadorów, i do tego stopnia straciły umiar w jej piciu, że sączyły ją z lubością nawet podczas nabożeństw. Biskup Chiapa Real (obecnego San Cristóbal de las Casas) był tak oburzony ich zachowaniem, że na drzwiach katedry wywiesił zakaz picia czekolady w świątyni pod groźbą ekskomuniki. Wierni woleli jednak przenieść się do sąsiedniego kościoła, gdzie zakaz ten nie obowiązywał, niż zrezygnować z boskiego trunku.
Przekonanie o diabelskiej sile czekolady i jej właściwościach uzależniających nie były zupełnie bezpodstawne. W Europie nikt wprawdzie nie miał pojęcia, że czekolada może zawierać aż 600 substancji odżywczych. Że są w niej i mikroelementy, które koją nerwy, i flawonoidy, które działają podobnie jak hormony szczęścia, a nawet przeciwutleniacze, które hamują procesy starzenia.
Przyjemność, jaką dawało spożywanie czekolady, była za to tak wielka, że przypisywano jej własności eliksiru miłości. Przed każdym nowym podbojem wzmacniał się nią Casanova, a gdy Król Słońce, czyli Ludwik XIV, chciał odwiedzić którąś z dam dworu w jej sypialni, wręczał jej podczas kolacji danego dnia pralinkę. Najbardziej jednak uzależniony od czekolady był markiz de Sade, król hedonistów i wyrafinowanego seksu. Podczas seksualnych orgii obok hiszpańskiej muchy uznanej za afrodyzjak podawał gościom na tacach czekoladowe napoje i pastylki. Gdy trafił w końcu za kraty, wysyłał błagalne listy do żony o stałe dostawy gęstej i czarnej "jak tyłek diabła od dymu" czekolady dla utrzymania wigoru.

Nim świstak zacznie zawijać...
Dopiero więc Europejczycy, którzy wciąż poszukiwali nowych przyjemności, potrafili zrobić z czekolady przysmak nad przysmakami. Taki, który podrażniałby i pieścił wszystkie zmysły, dając nieopisaną rozkosz. Przez wieki produkcja czekolady odbywała się w małych manufakturach zupełnie niepodobnych do fabryki z filmu "Charlie i fabryka czekolady", ale cukiernicy, którzy ją kochali, oddawali jej udoskonaleniu każdą wolną chwilę.
Już na hiszpańskim dworze, który strzegł tajemnicy jej przygotowywania przez prawie stulecie, chilli, pieprz i mąkę kukurydzianą zastąpiono jajkami roztartymi z cukrem, mlekiem i wanilią. Dopiero w 1615 roku pewien genueńczyk na prośbę Anny Austriaczki zdobył sekret parzenia czekolady dla Francuzów i świat stanął przed nią otworem. To Europejczycy wpadli na pomysł, by ziarna wydobyte z owoców najpierw suszyć, a następnie prażyć, by nabrały brązowej barwy, czekoladowego zapachu i aromatu. Potem zaczęli je mleć, wyciskać z nich masło kakaowe, a pozostałość rozdrabniać na proszek.
Jean Tobler wymyślił temperowanie, czyli powolne ogrzewanie czekolady, co uszlachetniło jej konsystencję, Philippe Suchard stworzył maszynę do mieszania jej składników, Daniel Peters jako pierwszy dodał do czekolady skondensowane mleko. Pierwszą zaś jej tabliczkę wyprodukował Franćois--Louis Cailler. Największą rewolucją w produkcji czekolady okazał się jednak wynalazek Rudolphe’a Lindta, który wpadł na pomysł jej konchowania, czyli długiego mieszania, dzięki czemu stawała się miękka i delikatna w smaku. Jeśli chcemy docenić jej walory w pełni, powinna mieć temperaturę pokojową.

W niewoli zmysłów
Dziś coraz rzadziej czekoladę spożywa się w postaci napoju. Choć, jak twierdzi brytyjska mistrzyni kuchni, Nigella Lawson, to najdoskonalsza jej forma. "Nie ma to jak łyk gorącej słodkiej czekolady na wzmocnienie. Moją ulubioną jest gorzka, w której jest najwięcej miazgi kakaowej, a najmniej tłuszczu i cukru. Najczęściej odłamuję z tabliczki kilka kawałków, wrzucam do rondelka i na wolnym ogniu rozpuszczam z dodatkiem mleka, cukrem i miodem. Czasem dodaję laskę wanilii. Gdy płyn zaczyna wrzeć, wlewam go do kubka z grubego porcelitu, który dobrze trzyma temperaturę. A potem sączę go małymi łyczkami, by poczuć jego smak i strukturę każdym kubeczkiem smakowym", opowiada ze znawstwem Nigella.
Dla smakoszy czekolady są także czekoladki i całe tabliczki, a smak tych, które produkuje się w belgijskim Leonidasie czy Godivie albo szwajcarskim Chocolats Roth i Lindt & Sprüngli, nie da się porównać do niczego. Do ich produkcji służy najlepszej jakości duże i bardzo łagodne w smaku ziarno odmiany criollo, ich słodkość można by mierzyć w ogromnych skalach od najbardziej słodkich po niemal zupełnie gorzkie. Jedne zrobione są z pełnej masy, drugie kryją wewnątrz cudowne nadzienia: masy owocowe, orzechowe czy korzenne. Jedne są jedwabiście gładkie, drugie chrupkie. Nic więc dziwnego, że jak podaje miesięcznik "Forbes", za pół funta, czyli niecałe pół kilograma ręcznie robionych najwyższej klasy czekoladek, można zapłacić do 2600 dolarów.

Czekoladowy zawrót głowy
Kariera czekolady już dawno przekroczyła ramy kulinariów. Gdy w 2003 roku w szklanej piramidzie u stóp Luwru w Paryżu urządzono pierwszy pokaz czekoladowej mody, widzów zatkało z wrażenia. Z okazji dziewiątych mistrzostw świata w cukiernictwie na wybieg wyszły modelki ubrane od stóp do głów w czekoladowe kreacje. Oprócz czekoladowych sukni kobiety miały na sobie czekoladową bieliznę, parasolki, torebki, kapelusze i biżuterię.
Podobny pokaz odbył się również w tym roku – w październiku kolekcja czekoladowa haute couture odwiedziła Paryż, a potem pojechała do Nowego Jorku.
Czekoladowymi farbami maluje się obrazy, a z jej gęstej masy tworzy rzeźby. Słodkich replik doczekały się Statua Wolności i Oscar. Małe figurki filmowej statuetki przygotowane przez Wolfganga Pucka z czekolady posypanej złotym proszkiem na Bal u Gubernatora są clou menu każdego przyjęcia. Słodkich podobizn doczekały się także gwiazdy takie jak David Beckham, Elton John, Nigella Lawson i Adam Małysz. Figura księżnej Letizii, która stanęła dopiero co w muzeum w Cordobie, podobno już ma bardzo spore ubytki po poddanych, którzy chcą posmakować choćby czekoladowej Letizii. Elegantki z całego świata cenią sobie czekoladowe maseczki i kąpiele, używają kosmetyków z dodatkiem masła kakaowego. Nic jednak nie zastąpi jej tradycyjnego użycia. Spróbujmy, siedząc przy choince w towarzystwie bliskich, jednego kawałeczka czekolady. Potrafi zdziałać cuda. Przenieść nas w świat, w którym nie istnieją żadne problemy, a wszystko jest piękne i proste jak wtedy, gdy byliśmy dziećmi.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA