Rodzeństwo: układ, który rządzi

Rodzeństwo: układ, który rządzi
Rodzice cię wychowują. Nauczyciele kształcą. Współmałżonkowie wspierają. Ale o tym, kim naprawdę jesteś, dawno temu zdecydowało twoje rodzeństwo.
/ 24.04.2008 16:27
Rodzeństwo: układ, który rządzi
Jeden spokojny, opanowany, obowiązkowy. Powiodło mu się w życiu. Ma odpowiedzialną pracę, założył rodzinę. Drugi – kpiarz i lekkoduch, tak zwane trudne dziecko, zawsze sprawiał kłopoty. Nigdzie i z nikim nie był w stanie dłużej zagrzać miejsca. A przecież bracia. Wychowywani przez tych samych rodziców, chodzili do tej samej szkoły. Traktowano ich w podobny sposób. Znacie takie przypadki? Może nawet sami tacy jesteście.

Jak to się dzieje, że dzieci tych samych rodziców mogą tak bardzo różnić się od siebie? Co wpływa na ich charakter? Geny? Przecież w ogromnym stopniu (aż 50 procent) są takie same. Wychowanie? Przecież to ta sama rodzina. Psychologowie starają się zgłębić tę tajemnicę. Czy lepiej mieć rodzeństwo, czy go nie mieć? Kto w życiu ma łatwiej: jedynacy czy ci, którzy wychowywali się w wielodzietnych rodzinach?
Wyniki badań są dość zaskakujące, okazuje się bowiem, że to, jakimi jesteśmy ludźmi, jak powodzi nam się w życiu, ba – nawet to, z kim (i czy w ogóle) założymy rodzinę i na co w przyszłości będziemy chorować, w ogromnym stopniu zależy od tego, czy wychowujemy się sami, czy z rodzeństwem. I którzy jesteśmy w kolejności.
Powiem więcej. Wygląda na to, że rodzeństwo to jeden z najpotężniejszych układów świata. Brat na siostrę, brat na brata, siostra na siostrę mają znacznie większy wpływ, niż chcieliby mieć rodzice, rówieśnicy, nauczyciele. Są jednym z najistotniejszych czynników kształtujących osobowość. To posiadanie rodzeństwa (lub jego brak) determinuje ważne cechy naszego charakteru. To relacje bratersko-siostrzane rzeźbią z człowieka przywódcę, rewolucjonistę, filozofa, artystę, nieudacznika.
Rodzeństwo – oto prawdziwy układ trzymający władzę!


Brat ważniejszy od mamy
Dawno temu, kiedy naukowcy po raz pierwszy pochylili się nad zależnościami w rodzinie i próbowali zrozumieć, jak wpływają one na nasz rozwój, skupili się właściwie tylko na relacjach między dziećmi a rodzicami. Szczególnie istotne miały być zwłaszcza związki dziecka z matką.
Wielki Zygmunt Freud (notabene najstarszy z pięciorga rodzeństwa) napomknął coś na temat "kompleksu braterskiego", nie poświęcił mu jednak nawet w połowie tyle uwagi co kompleksowi Edypa czy Elektry dotyczącemu relacji dzieci–rodzice. Niektórzy badacze przypuszczają, że owo zaniedbanie nie było przypadkowe. Wynikało ponoć z tego, że ojciec psychoanalizy sam miał konfliktowe relacje ze swymi braćmi.
Uczeń Freuda Alfred Adler wykazał większe zainteresowanie tą kwestią. Rozważał on wpływ kolejności urodzin na rozwój dziecka. Od jego czasu (działał naukowo na początku XX wieku) napisano ponad dwa tysiące prac na temat rodzeństw i ich wzajemnych oddziaływań.
Jednym z najgłośniejszych badaczy tego tematu jest Amerykanin Frank Sulloway z Massachusetts Institute of Technology. W 1966 roku wydał książkę "Born to Rebel' opisującą jego 20-letnie zmagania z blisko 10 tysiącami życiorysów rozmaitych rodzeństw z ostatnich 500 lat. Naukowiec wprowadził je do komputera i na podstawie analizy sformułował swoje tezy. Co zauważył?


Rywale na całe życie
Nic nie wywiera na charakter człowieka wpływu równie trwałego jak stosunek do własnego rodzeństwa. Ten ostatni zaś opiera się na ciągłej rywalizacji. Na łonie rodziny między braćmi i siostrami toczy się wciąż "wyścig zbrojeń ewolucji" – twierdzi badacz. Pierworodni toczą walkę o utrzymanie swej pozycji wobec później narodzonych, ci zaś robią, co mogą, by to ich zauważano i doceniono. Często szukają dla siebie rodzaju niszy. Co z tego wynika?
Dzieci urodzone jako pierwsze są bardziej autorytarne, zdyscyplinowane i odpowiedzialne. To ludzie ambitni, rywalizujący, asertywni, konformistyczni i konserwatywni. Jednocześnie mniej solidarni, mniej zdolni do identyfikowania się z przegranymi. Ci, którzy przychodzą na świat w drugiej kolejności, w rywalizacji o uwagę i miłość rodziców muszą rozwijać talenty, którymi nie wykazuje się starsze rodzeństwo. Są więc bardziej kreatywni i otwarci na nowe doświadczenia. Mają też silnie rozwinięte poczucie sprawiedliwości, co powoduje, że częściej się buntują. Sulloway, analizując historię, udowadnia, że to pierworodni zwykle stają na czele ideologicznych ruchów masowych (czego przykładem mogą być choćby Mussolini, Stalin czy Mao Zedong).
W wyścigu do stołka urodzić się pierwszym to bonus już na starcie. Ba, okazuje się, że nawet w przypadku trzech czwartych bliźniąt jedno dominuje nad drugim – ton zwykle nadaje to, które urodziło się pierwsze. Potwierdzenie tej tezy przyniosły w 1990 roku badania przeprowadzone przez profesor Valerie Hudson z wydziału nauk politycznych z Brigham Young University.
Sprawdziła ona inklinacje rodzinne przywódców dużych państw i partii politycznych krajów całego świata. Ustaliła, że znacznie więcej przywódców rekrutowało się spośród najstarszych dzieci w rodzinie. Prawie wszyscy prezydenci USA wywodzili się z pierworodnych i – co ciekawe – z szeregu braci. Kandydaci na prezydenta, którzy nie odnieśli sukcesu, w 92 procentach mieli siostry. Drudzy w kolejności urodzenia, zamiast pchać się na stołki, zostają częściej reformatorami – jak Mahatma Ghandi czy Karol Marks.

Środkowy umie się ustawić
A co ze środkowymi? Dzieci urodzone pomiędzy innymi mogą czuć się często jak piąte koło u wozu, mogą też jednak czerpać ze swej pozycji pewne korzyści, na przykład w pewnych sytuacjach twierdzić, że są za małe, by podjąć się rozmaitych obowiązków, w innych – że są za duże. Taka strategia pomaga skutecznie unikać odpowiedzialności. Często z dzieciństwa pozostaje na całe życie.
Dzieci środkowe – jak wynika z badań psychologów – to także te, które najszybciej uniezależniają się od domu rodzinnego. Łatwiej znajdują rówieśników do zabaw, mają wielu znajomych, starają się skompensować poczucie "nieprzynależenia" w domu ani do młodszych, ani do starszych. Bywają popularniejsze od swego rodzeństwa, bo są bardziej nastawione "na zewnątrz". W życiu dorosłym bardziej dbają o małżonka, są bardziej tolerancyjne. To także urodzeni dyplomaci i rozjemcy – żeby podać jako przykład "środkowego' w rodzinie choćby Martina Luthera Kinga Jr.
Tezy Sullowaya legły u podstaw wielu stereotypów. Niektórzy psychologowie zarzucają im, że nieco się przedawniły. Średnia dla Europy Zachodniej wynosi dziś przecież zaledwie 1,5 dziecka na rodzinę, zmieniły się też zasady wychowania. Jednak ten, kto ma rodzeństwo, wciąż dostrzeże w nich ziarno prawdy.
Tak jak na przykład wicemarszałek Sejmu Bronisław Komorowski, który wychowywał się z dwiema siostrami – Marią i Haliną. – Ja to jeszcze o bracie marzyłem – mówi. – Dobrze było mieć siostry, ale taki brat, szczególnie starszy, to by się dopiero przydał na podwórku. Ale już najgorsze, co mogłoby mnie spotkać, to być jedynakiem. I dlatego sam postarałem się o piątkę dzieci. Człowiek wychowujący się z rodzeństwem uczy się trochę ograniczać swoje samolubstwo. Rodzeństwo uczy nie tylko empatii i życia w grupie, ale – co nie mniej ważne – umiejętności pewnego przepychania się łokciami. A to w mojej pracy jest bardzo potrzebne.
– Bezspornym faktem jest, że posiadanie brata czy siostry to najlepszy trening życia społecznego. Rodzeństwo to pierwsza grupa społeczna, w której trzeba nauczyć się żyć – komentuje profesor Anna Brzezińska, psycholog i pedagog z Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej w Warszawie. – Nigdy później w życiu nie będziemy mieć tak dobrej okazji ćwiczenia rozwiązywania konfliktów, negocjowania, wywierania wpływu na innych jak w pokoju dziecinnym. Trudno się zatem dziwić, że to właśnie osoby obdarzone braćmi i siostrami, a nie jedynacy, świetnie funkcjonują w dużych zespołach ludzi w życiu dorosłym.


Maminsynek i córunia tatunia
Nie ma jednak co się oszukiwać. Rodzeństwo to nie tylko zalety. Powiem więcej – to całkiem sporo wad. Jak wam się wydaje, co bracia i siostry najczęściej wspominają jako zmorę lat dziecinnych? Przemoc w rodzinie? Nałogi? Nic podobnego – faworyzowanie przez rodziców jednego z dzieci.
Ogromna większość (65–90 procent) uczestników sondaży i badań psychologicznych twierdziła, że doświadczyła faworyzowania jednego z dzieci w swojej rodzinie. Najczęściej nie polegało to wcale na obsypywaniu prezentami i spełnianiu zachcianek. Dzieci dostrzegały przede wszystkim różnice w ilości czasu poświęcanego każdemu z rodzeństwa i zaangażowaniu rodziców, które temu towarzyszyło. Okazuje się jednak, że rodzice wcale nie powinni mieć wyrzutów sumienia z powodu faworyzowania jednego z potomków. Tym ostatnim może to nawet wyjść na dobre.

Z ewolucyjnej perspektywy rodzina nie jest niczym więcej niż urządzeniem do jak najskuteczniejszego przekazywania i rozpowszechniania genów. A to mogą zrobić tylko najbardziej udane dzieci, wspierane przez rodziców. Wydaje się, że podświadomie otaczają oni jedno z dzieci troskliwszą opieką niż pozostałe. Najczęściej wybierają to najstarsze i częściej chłopca niż dziewczynkę (mężczyźni mogą teoretycznie przekazać geny większej liczbie potomków niż kobiety).
Niektórzy badacze twierdzą jednak, że rodzice wybierają sobie jako "oczko w głowie" dziecko przeciwnej płci. Tłumaczą to wyższymi wymaganiami stawianymi synom przez ojców i córkom przez matki. Pokazywanie, że jest się inteligentnym, grzecznym i kreatywnym, jest bardzo ważne dla wysokiej pozycji w rankingach rodziców. A przy wysoko postawionej poprzeczce dzieciom trudniej jest się wykazać przed rodzicem tej samej płci.
Wbrew pozorom problemy z nierównym traktowaniem nie kończą się wcale wraz z opuszczeniem rodzinnego gniazdka. Faworyzowane dzieci idą w świat wyposażone w większą pewność siebie, te "gorsze" zaś mniej w siebie wierzą, częściej reagują na problemy lękiem i złością. Ale też mają za sobą niezłą szkołę sprytu i negocjacji. Zamiast konkurować w nierównej walce z ulubieńcem rodziców, potrafią go wykorzystywać do załatwienia swoich spraw. Przecież jemu mama i tata nie odmówią!
Najzabawniejsze, że dzieci najczęściej nie odgadują, które z nich jest ulubieńcem rodziców. Naukowcy z Cornell University w USA wykazali, że zaledwie 41 procent dorosłych dzieci poprawnie wskazywało, kto z rodzeństwa był i jest największym skarbem ich mamy.

Brat to zdrowie!
W 2003 roku w USA przyszedł na świat Adam Nash. Był młodszym bratem kilkuletniej dziewczynki Molly. Niby nic niezwykłego – powiecie. Jednak przez pewien czas Molly i Adam stanowili jedno z najbardziej znanych rodzeństw świata. Na czym polegała ich niezwykłość? Ano na tym, że Adam został dla Molly specjalnie zaprojektowany. Jak to możliwe?
Dziewczynka cierpiała na rzadką odmianę dziedzicznej niedokrwistości. Mogła ją uratować tylko terapia za pomocą komórek macierzystych pobranych z krwi pępowinowej. Nie można było jednak znaleźć dla niej odpowiedniego dawcy. Aby spłodzić jej brata Adama, rodzice Molly skorzystali z nowoczesnej metody zwanej diagnostyką preimplantacyjną. Dzięki tej technice można sprawdzić, czy zarodki powstałe wskutek zapłodnienia in vitro są obciążone wadami genetycznymi (do macicy przyszłej matki są wszczepiane wyłącznie zdrowe embriony). Zarodek, z którego rozwinął się Adam Nash, został dobrany tak, by komórki pochodzące z krwi pępowinowej noworodka mogły być przeszczepione chorej siostrze.
Z czasem powstało więcej takich rodzeństw "na zamówienie". Michelle i Jayson Whitaker, którzy nie dostali zezwolenia na taki zabieg w Wielkiej Brytanii, przeprowadzili go w amerykańskiej klinice. Dzięki temu ich syn James mógł uratować życie swego brata Charliego.
To oczywiście wyjątkowe historie. Wiele danych pokazuje jednak, że posiadanie rodzeństwa może być korzystne dla zdrowia również w nie tak drastycznych przypadkach.


Rodzeństwo chroni przed czystością
Kontakt dziecka z młodszym rodzeństwem może na przykład zmniejszać ryzyko zachorowania na stwardnienie rozsiane (SM), chorobę powodowaną błędami układu odporności – wskazują badania australijskie.
SM to jedna z tak zwanych chorób autoagresywnych, czyli wywołanych agresją układu odporności na własne tkanki, w tym przypadku- na tkankę nerwową. Dotyka ona głównie młodych, ale już dojrzałych ludzi, między 20. a 40. rokiem życia. Naukowcy zaobserwowali jednak, że im wcześniej w życiu badanych pojawiało się młodsze rodzeństwo, tym mniejsze było ryzyko rozwoju choroby w dorosłym wieku. Na przykład gdy pojawiało się ono przed 12. miesiącem życia dziecka, przyszłe ryzyko SM było niższe o 88 procent, ale gdy po trzech–pięciu latach – tylko o 43 procent.
W podobny sposób rodzeństwo chroni przed alergią i astmą. Brat lub siostra – zwłaszcza chodzący do przedszkola – sprzyjają bowiem kontaktowi z bakteriami i wirusami, dzięki czemu układ odpornościowy ma okazję do treningu i nie wariuje w dorosłym życiu.
Obserwacje te są zgodne z tak zwaną hipotezą higieniczną. Najogólniej mówiąc, zakłada ona, że częste mycie skraca życie. A poważnie – im rzadziej w dzieciństwie chorujemy, tym gorzej w dorosłym życiu radzi sobie nasz układ odpornościowy, który nie został w odpowiednim czasie przećwiczony. Rodzeństwo zaś skutecznie broni nas przed życiem w przesadnej higienie. A to podzieli się z nami przeżutą gumą do żucia, a to da polizać zabawkę wyciągniętą z piaskownicy. Samo zdrowie!


Z siostrą łatwiej o żonę
Czy jest jeszcze ktoś, kogo należy przekonywać, że brat lub siostra mają zasadnicze znaczenie dla naszego życia?
Jeśli tak – oto jeszcze jeden argument. Okazuje się, że niejedynacy łatwiej znajdują sobie małżonków. Pod warunkiem jednak że mają rodzeństwo odmiennej płci.
Dziewczynki posiadające braci są bowiem bardziej dziewczęce, a chłopcy mający siostry bardziej męscy – uważa Kimberly Updegraff z Arizona State University z USA. – Mając rodzeństwo odmiennej płci, staramy się być od niego różni i w ten sposób lepiej wpisujemy się w stereotypowe role płciowe – wyjaśnia. – A kobiece kobiety i męscy mężczyźni to najbardziej poszukiwany towar na rynku partnerskim – twierdzi badaczka.
Do tego okazuje się, że najlepsi w nawiązywaniu relacji damsko-męskich są chłopcy posiadający starsze siostry i dziewczęta mające starszych braci.
No tak, a tymczasem aż połowa polskich małżeństw wychowuje jedynaków. – Rodzice decydują się tylko na jedno dziecko, bo są przekonani, że w ten sposób inwestują w jego "jakość" – mówi profesor Brzezińska. – Jednak mylą się. Kiedy wychowywane z innymi dzieci dorosną, mają łatwiej w życiu.
A z badań opinii publicznej wynika, że zaledwie 16 procent polskich rodzin ma więcej niż czworo potomstwa. Liczba dzieci na kobietę spadła w ostatnim dziesięcioleciu z 2,05 do 1,37. Większość Polaków uważa, że optymalna liczba dzieci w rodzinie to dwoje. Jedynie pięć procent naszych rodaków nie dziwią małżeństwa z czworgiem czy pięciorgiem dzieci. Czy nastał czas jedynaków?
Chyba jednak nie. Bo choć faktycznie rzadko decydujemy się na posiadanie dużej rodziny, często robi to za nas samo życie. W związku ze zmianami obyczajowymi pojawiają się zupełnie nowe typy rodzeństwa: półrodzeństwo, rodzeństwo przybrane, przyrodnie, adopcyjne, zrodzone w wyniku zapłodnienia in vitro różnych kobiet nasieniem tego samego mężczyzny. Naukowcy naliczyli już ponad 20 typów możliwych form rodziny dla dziecka. Jak się w tym połapać, skoro każdy nowy brat czy siostra pojawiający się w rodzinie na skutek nowoczesnego trybu życia rodziców zmienia dotychczasową kolejność starszeństwa dzieci?
12 lat byłeś najstarszy, a tu nagle mama drugi raz wychodzi za mąż i zyskujesz starszą siostrę. Byłeś jedynakiem, a tu nagle stajesz się środkowy.
Jak mają się do tego teorie psychologiczne? Naukowcy na razie milczą. Pracują. Są dość zajęci badaniem tych nowych związków. Jedno jest pewne – w najbliższym czasie pracy im nie zabraknie.

Olga Woźniak/ Przekrój Nauki
Współpraca: Sylwia Czubkowska

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA