Mammografia - wady i zalety, profilaktyka nowotworowa

Przyjaciele od piersi
Lekarze biją na alarm: róbmy badania, które pomogą wykryć nowotwór, zanim wejdzie w zaawansowane stadium.
/ 14.06.2018 14:49
Przyjaciele od piersi

Zadbaj o swoje zdrowie, zrób mammografię – namawiają nas plakaty w przychodniach lekarskich. Zgłoś się na badanie, masz już zarezerwowany termin – czytamy w liście przysłanym nam do domu przez NFZ. Tymczasem w prasie i serwisach naukowych pojawia się coraz więcej doniesień o szkodliwości promieniowania rentgenowskiego stosowanego przy mammografii. Są nawet opinie poparte badaniami, że sama diagnostyka może pobudzać wzrost nowotworu albo sprawiać, że budzi się on ze stanu uśpienia i zaczyna rozwijać.

Oliwy do ognia dolewają wyniki kontroli mammografów przeprowadzanych przez Główny Inspektorat Sanitarny. Okazuje się, że w 2008 roku aż 51 proc. urządzeń nie spełniało stawianych im wymogów (i nie były to mammografy pracujące gdzieś w maleńkich pracowniach, tylko w wielu renomowanych szpitalach i klinikach). A w końcu od jakości aparatów zależy prawidłowość zrobionych za ich pomocą zdjęć.

W gąszczu tych wszystkich informacji coraz więcej kobiet ma zatem dylemat: jaką podjąć decyzję, gdy już otrzyma zaproszenie na badania mammograficzne? Czy poddać się mu, licząc na to, że fachowcy opracowujący program badań przesiewowych wiedzą, co robią. A może poczekać na najnowsze wyniki kontroli GIS i udać się do placówki z najlepszym sprzętem. Czy też, jak radzą niektórzy, nie robić mammografii, zadowolić się jedynie samobadaniem piersi i wykonywanym regularnie USG? A może wreszcie zainwestować kilkaset złotych w badanie rezonansem magnetycznym, które jest nieszkodliwe i znacznie dokładniejsze niż wszystkie inne. Postanowiliśmy zasięgnąć opinii u źródła i zapytaliśmy ekspertów o ich zdanie na ten temat.

Na naszym podwórku

Ogólnopolski program przesiewowych (inaczej zwanych skryningowymi) badań mammograficznych ruszył w 2007 roku. Miał ratować życie tym z nas, które – statystycznie – zachorują na nowotwór piersi po pięćdziesiątce. A jest to całkiem spora grupa: cztery miliony Polek. Aby żadna z nich nie trafiła pomiędzy 6 tysięcy pań, które – według przewidywań na rok 2010 – umrą z powodu tej choroby, powinny zostać przebadane pod kątem wczesnego wykrywania raka. Mammografia miała być odpowiedzią na rosnące zagrożenie.

Bo choć ryzyko zachorowania u Polki jest mniejsze niż np. u Amerykanki czy Brytyjki (na raka piersi częściej chorują kobiety z krajów wysoko rozwiniętych), to zagrożenie śmiercią z powodu choroby jest większe. Dlaczego? Ponieważ w Polsce wciąż nowotwór sutka rozpoznaje się zbyt późno. I kobieta mimo terapii ma niewielkie szanse na wyleczenie.

Program badań przesiewowych „wystartował” bardzo efektownie – przez pierwszy rok poddało się mammografii ponad milion kobiet. Czy to oznacza, że jesteśmy na dobrej drodze, by pokonać raka?
I tak, i nie. Tak – bo rzeczywiście wczesne wykrywanie nowotworu jest kluczowym warunkiem udanej terapii. Nie – bo naukowcy wciąż nie są zgodni, czy mammografia jest rzeczywiście skuteczna. I czy – zamiast pomagać – nie szkodzi…

Jak wygląda mammografia?

Polega na prześwietleniu piersi małą dawką promieni rentgenowskich. Najpierw jedną, a potem drugą pierś układa się na specjalnej płycie i dociska drugą płytką (nie jest to przyjemne, ale nie wymaga znieczulenia). Następnie kontrolowaną pierś ustawia się w płaszczyźnie ukośnej i prześwietla. Wynik badania otrzymuje się w postaci zdjęcia na kliszy.

Nowszą metodą jest niezwykle precyzyjna mammografia cyfrowa (w Polsce dysponuje nią tylko kilka ośrodków, m.in. Centrum Onkologii w Warszawie). Obraz gruczołu piersiowego pojawia się nie na kliszy, tylko na monitorze. Można dowolnie powiększać, oglądać pod różnymi kątami i porównywać z wynikami poprzednich badań (uzyskany obraz pozostaje bowiem w pamięci komputera).

Dlaczego się nie badamy?

Najczęściej powstrzymuje nas strach przed tym, że usłyszymy: „Ma pani raka”. Powtarzamy więc po raz setny za specjalistami: lepiej dowiedzieć się o chorobie jak najwcześniej, bo wtedy są największe szanse na jej wyleczenie (niemal stuprocentowe w przypadku guzków o wielkości 1 mm)!
Wiele pań nie robi mammografii, bo się boi bólu.

Ale można zmniejszyć dyskomfort podczas badania. Najlepiej zaplanować je na dwa pierwsze tygodnie cyklu – piersi są wtedy mniej wrażliwe na dotyk. Na godzinę przed mammografią można na wszelki wypadek zażyć proszek przeciwbólowy. Jeśli mimo wszystko będziesz źle znosić nacisk aparatu na pierś, powiedz o tym lekarzowi. Może on ustawić go w taki sposób, aby badanie było jak najmniej stresujące.

Pozostaje jeszcze kwestia jakości sprzętu i wiarygodności wyników. Nikt nie chce się niepotrzebnie poddawać promieniowaniu, jeśli wynik nie będzie wiarygodny. Ale i na to jest sposób. Trzeba po prostu znaleźć ośrodek, który uzyskał pozytywne wyniki kontroli GIS. Możesz je znaleźć m.in. na stronie www.profilaktykaraka.coi.waw.pl.

Jeśli nie mammografia, to co?

Bezpłatne badania mogą jednak wykonać dopiero kobiety po 50. roku życia. A co masz robić, jeśli jesteś młodsza? Albo gdy nie zdecydujesz się na mammografię.

Masz do wyboru jeszcze dwie  możliwości:

  • USG piersi – to badanie poleca się przede wszystkim młodym kobietom, u których tkanka jest zwarta, i paniom o małym biuście. Pierwsze powinnaś zrobić, gdy skończysz 20 lat. USG jest bezbolesne: po posmarowaniu piersi żelem lekarz przesuwa po nich głowicę aparatu, obserwując przekazywany przez nią obraz na monitorze komputera. Badanie pozwala wykryć zmiany wielkości od pięciu milimetrów, dlatego nie może całkowicie zastąpić mammografii. Niestety, nie jest ono refundowane – kosztuje 50–100 zł;
  • mammografia MR, czyli rezonans magnetyczny piersi – badaniu możesz się poddać bez względu na wiek. Przed badaniem lekarz poda ci dożylnie kontrast, a potem będziesz musiała przez kilkanaście minut leżeć na brzuchu w aparacie, który wytwarza silne pole magnetyczne. Uzyskany w ten sposób obraz lekarz obserwuje na monitorze komputera. Obecnie jest to najdokładniejsze badanie diagnostyczne piersi. Niestety, wykonuje się je w niewielu ośrodkach i jest ono bardzo drogie (kosztuje 500–900 zł).

Sprawdź, jakie błędy kobiety popełniają najczęściej

Oto trzy najczęściej spotykane nieprawidłowości związane z samobadaniem piersi.

  • Badanie w niewłaściwym czasie. Zmiany hormonalne, zupełnie naturalne podczas kobiecego cyklu, powodują, że piersi nabrzmiewają, są tkliwe lub pojawiają się w nich małe guzki w ciągu kilku dni przed miesiączką i w jej trakcie. To może spowodować pomyłki podczas badania piersi. Dlatego wykonujmy badanie 2–3 dni po miesiączce.
  • Niezwracanie uwagi na wszystkie objawy. Nie ma guzków, nie ma problemu – tak myśli wiele kobiet. Tymczasem powinny nas zaniepokoić nie tylko wyczuwane pod palcami guzki czy zgrubienia, lecz także zaczerwienienia, bolesność czy uczucie gorąca, puchnięcie czy jakiekolwiek inne nowe objawy, które pojawią się w obrębie sutków, a także pod pachami i w przestrzeni od pachy do piersi.
  • Nieregularne badania. Często o nich zapominamy. A powinnyśmy poświęcić na nie 10 minut raz w miesiącu. Tylko wówczas wykryjemy nawet drobne zmiany.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA