Wielkanocny koszyczek

Wielkanoc w języku kościelnym nazywana jest oficjalnie Świętem Zmartwychwstania Chrystusa i obchodzona na pamiątkę tego zdarzenia. Mówi się żartem o dyskusjach "o wyższości świąt Wielkanocy nad świętami Bożego Narodzenia" czy też odwrotnie.
/ 03.04.2009 23:23
Wielkanoc w języku kościelnym nazywana jest oficjalnie Świętem Zmartwychwstania Chrystusa i obchodzona na pamiątkę tego zdarzenia. Mówi się żartem o dyskusjach "o wyższości świąt Wielkanocy nad świętami Bożego Narodzenia" czy też odwrotnie. W polskiej obyczajowości Boże Narodzenie jest bardziej obchodzonym świętem. Może dlatego, że trwa dłużej, kupuje się prezenty pod choinkę - to zawsze stwarza atmosferę. Ale Wielkanoc uważana jest przez wszystkie Kościoły chrześcijańskie za najważniejsze święto.

Wiadomo też, że jest to święto ruchome, co wielu dziwi. Otóż data Wielkanocy została ustalona przez Sobór Nicejski w 325 r. na pierwszą niedzielę przypadającą po pierwszej pełni księżyca po wiosennym zrównaniu dnia z nocą. Tak więc święto obchodzi się, zależnie od roku, między 22 marca a 25 kwietnia. Niektórzy uczeni wysuwają hipotezę, że chodziło tu o nałożenie święta chrześcijańskiego na pogańskie witanie wiosny, jako odrodzenia się przyrody do życia po zimowym śnie. A że - jak wspomniałem - Wielkanoc to święto Zmartwychwstania, więc analogie nasuwały się tu same.

Wielkanocny koszyczek

Jeszcze przed samymi świętami urządzane są w kościołach symboliczne groby Jezusa, a zwyczajowo "chodzi się na groby". Obyczaj urządzania Grobu Bożego pochodzi z X w. W wielu krajach, także w Polsce, istniał zwyczaj zanoszenia Krzyża do Grobu. Najstarszy polski opis złożenia Krzyża w Grobie pochodzi z XIV w. Jednak w początkach XVI w. przyjęło się w liturgii zanoszenie do Grobu Krzyża i Najświętszego Sakramentu, a pod koniec tego stulecia tylko Najświętszego Sakramentu - i tak pozostało do dzisiaj.

W czwartek poprzedzający święta rozpoczyna się w Kościele katolickim Triduum Paschalne. Mianowicie w Wielki Czwartek w godzinach popołudniowych lub wieczornych (to zależy od konkretnego kościoła) odprawiana jest msza Wieczerzy Pańskiej na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy. Prawdopodobnie ten liturgiczny zwyczaj wziął początek z Rzymu, gdzie od IV w. odbywało się w tym dniu zgromadzenie eucharystyczne połączone z ceremonią pojednania grzeszników z Kościołem.

Następny dzień, Wielki Piątek, obchodzi się na pamiątkę śmierci Chrystusa na krzyżu. W tym dniu nie odprawia się mszy, ani nie sprawuje innych sakramentów. Obowiązuje natomiast wiernych post ścisły, który aż do VII w. rozpoczynał się po mszy w Wielki Czwartek i trwał aż do wigilii paschalnej w sobotę.

Wielka Sobota to w Kościele dzień największej żałoby. W ten dzień również odbywa się w każdym kościele święcenie pokarmów. W średniowieczu liturgię Wielkiej Soboty sprawowano nocą z soboty na niedzielę. Później przyjął się zwyczaj odprawiania uroczystości w godzinach rannych. Ale w 1955 r. Stolica Apostolska wydała dekret wprowadzający zmiany w liturgii niektórych świąt i na jego mocy przeniesiono liturgię wielkosobotnią na godziny popołudniowe. Wtedy, po zachodzie słońca obchody święta rozpoczynają się wigilią paschalną.

I wreszcie niedziela Zmartwychwstania Pańskiego, jak brzmi jej nazwa. Jej charakterystycznym elementem jest rezurekcja, czyli msza o świcie. Pierwsza wzmianka o takiej mszy pochodzi z X w. z Augsburga w Niemczech. Samo słowo "rezurekcja" pochodzi z łaciny i znaczy tyle co "powstanie", "zmartwychwstanie".

A na koniec poniedziałek, zwany "lanym poniedziałkiem", od śmigusa-dyngusa, czyli oblewania wodą kogo popadnie. Teraz nazwę "śmigus-dyngus" wymawia się jednym tchem, a oba słowa znaczą to samo. Było kiedyś inaczej!

Śmigus polegał na oblewaniu dziewcząt wodą i smaganiu ich po łydkach rózgą wyjętą z palmy wielkanocnej. Dyngus natomiast to było wręczanie datków w postaci pieniędzy, jajek czy świątecznych przysmaków, jako wielkanocnego okupu dla przebierańców wędrujących z drewnianym barankiem czy kogutem, którzy ze śpiewami wielkanocnymi nawiedzali gospodarzy. Zwyczaj ten w Polsce najdłużej, bo do lat 90. obecnego stulecia przetrwał na Podlasiu, Podkarpaciu i w Staropolsce. Zwyczaj ten jednak - śmigusa i dyngusa - nie jest nasz. Przywędrował z Niemiec, gdzie był uprawiany przez tamtejsze mieszczaństwo już w średniowieczu, a u nas najsilniej zakorzenił się na wsi. Lecz już wtedy towarzyszyła temu "swawola", jak to określił w XIV w. Synod poznański, potępiając "dyngowanie". Swawola polegała na tym, że gospodarzy, którzy odmawiali dyngusowego okupu lub których okup uznano za skąpy - oblewano wodą (śmigus). Dlatego zapewne u nas oba te pojęcia zbiły się w jedno.

Obecnie zwyczaj przeniósł się do miast i zbarbaryzował do tego stopnia, że czasem musi interweniować policja. W dawnych dobrych czasach polewano przede wszystkim dziewczęta (rzadziej mężatki, a już wcale starsze kobiety), ale - uwaga! - mogły się panie rewanżować mężczyznom we wtorek, oraz w każdy piątek aż do Zielonych Świątek.
Na wszelki wypadek nie odmawiajmy więc smakołyków gościom, którzy przyjdą do nas w Wielkanocny Poniedziałek, żeby w powszedni już wtorek nie iść do pracy w wilgotnym jeszcze ubraniu.

mwmedia

Redakcja poleca

REKLAMA