Z życia kota – odc. 10

Chwilę mnie nie było, miauuu, ale musiałem sobie odpocząć od komputera. I od mojej pani też. Wszyscy ludzie są takimi strasznymi egoistami? Czy tylko mi się trafił taki wybrakowany okaz? Wiecie, ile ma kabelków moja pani u siebie w mieszkaniu? Duuuuużo! Choć "dużo" to za mało powiedziane.
/ 10.02.2009 19:02
Chwilę mnie nie było, miauuu, ale musiałem sobie odpocząć od komputera. I od mojej pani też. Wszyscy ludzie są takimi strasznymi egoistami? Czy tylko mi się trafił taki wybrakowany okaz? Wiecie, ile ma kabelków moja pani u siebie w mieszkaniu? Duuuuużo! Choć "dużo" to za mało powiedziane.

Ona ma ich MNÓSTWO!
Białe i czarne. Grube, wielkie, ale i takie całkiem cieniutkie. Jedne pokręcone, inne znów sztywne jak jej włosy.
Nie uwierzycie jednak! Ani jednego mi nie da! Prrr!
Gdy tylko podchodzę, by wybrać sobie jeden malutki kabelek do zabawy, już słyszę wrzask.
Z miejsca odskakuję… jakby mnie prąd kopnął!
Mogłaby moja pani choć te kabelki pochować, by mnie tak nie kusiły. Ale nie! Trzyma wszystkie na widoku, jakby całemu światu chciała pokazać, że aż tyle ich uzbierała.
Po co jej zresztą taka kolekcja?
I tak ma tyle niepotrzebnych śmieci na mieszkaniu, że wciąż się o coś potykam. Lub też skacząc, o coś łapką zahaczam. Mrauuu!

Z życia kota – odc. 10

Ot, takie książki.
Walają się po podłodze. Zapełniają półki. Pełno ich na biurku. Nawet na krzesła nie można wskoczyć bez wcześniejszego upewnienia się, że coś wielkiego małej kici nie spadnie na pyszczek.
Czuję się w tym mieszkanku niczym na polu minowym!
Po co mojej pani taka ilość makulatury? Nieduży koci móżdżek nie jest tego w stanie pojąć.
Gdyby to jeszcze jakieś dobre książki były… Gdzie tam!
Ta w grubej okładce wcale mi nie smakowała. Tamtą niedużą, kolorową, też raz dwa wyplułem.
Prrr!
Do dziś czuję w pyszczku posmak kleju i papieru.
Przyznaję, że pozostałych już się nie tykam. Jak i moja pani. Leżą tylko te książki wszędzie i kurz łapią!
Ale najwyraźniej muszą tu być. I życie mi utrudniać.
Myślicie, że to przyjemnie, jak coś wielkiego spada wam z zaskoczenia na głowę?
Taaaak? Powiem więc wam w sekrecie, że nawet jak spodziewacie się, że za sekundę z czymś się zderzycie, równie wątpliwa to przyjemność.
Na dodatek moja pani zręcznością to nie grzeszy.
Mogłaby tak nie machać swoimi rękami, bo nie zawsze udaje mi się na czas odskoczyć, gdy jakiś pocisk leci w kierunku mojego noska.
A potem, lekko otępiały, słyszę: „Bolało? Przecież to TYLKO telefon?”
W takich chwilach rozglądam się, czy gdzieś pod łapką nie ma jakiejś cegły.
Mrauuu!
Czy tylko bycie czarnym kotem jest takie… pechowe?

Wasz Pyszczuś

P.S. Kabelków nie dostałem, za to pani nie pożałowała mi serpentyny. Znów myślę się schować przed całym światem, mrauuu!

Redakcja poleca

REKLAMA