Wanda Jackson "The Pary Ain't Over" - We-Dwoje.pl recenzuje

Jak długo można żyć odcinając kupony od historii o starych znajomych, słynnych kochankach i legendach z nimi związanych? Wanda Jackson, amerykańska "królowa" Rock'n'rolla doskonale zna odpowiedź na to pytanie, bo właœnie wydała płytę, o której mówi się właściwie tylko w kontekście życiorysu samej artystki.
/ 20.03.2011 00:15

Jak długo można żyć odcinając kupony od historii o starych znajomych, słynnych kochankach i legendach z nimi związanych? Wanda Jackson, amerykańska "królowa" Rock'n'rolla doskonale zna odpowiedź na to pytanie, bo właœnie wydała płytę, o której mówi się właściwie tylko w kontekście życiorysu samej artystki.

Nie inaczej jest także i tym razem. Głównym elementem każdej z recenzji albumu "The Party Ain't Over" są historie o radach samego Boba Dylana, instrumentalnym i producenckim udziale Jack'a White'a lub wykonaniu utworu "You know I'm No Good" z repertuaru Amy Winehouse.

Od razu powiedzieć trzeba, że wersja pani Jackson należy do tych najsłabszych. Wydaje się, że sama Winehouse, nawet w stanie największego upojenia alkoholowo-narkotykowego nie była jeszcze tak irytująca. Na całkiem przyjemne w odbiorze produkcje czekać trzeba do samego końca. Pierwszą z nich jest dopiero nr 10 na płycie, "Teach me Tonight". Piosenka wywołuje naprawdę przyjemne emocje, choć gdyby nie próba użycia wszystkich możliwych i dostępnych pod ręką instrumentów, mielibyśmy kawałek jeszcze lepszy. Ostatni utwór na płycie to interpretowana na gitarę akustyczną kompozycja Jimmie Rodgers'a "Blue Yodel #6". Utwór specyficzny, ale pokazujący, że Wanda Jackson nie musi cierpieć na przerost ambicji w dziedzinie aranżacji i spokojnie grać może utwory o nieco skromniejszej oprawie.

Nowe wydawnictwo Wandy Jackson to bez zarzutu zagrany i wyprodukowany, choć przesadzony instrumentalnie Rock'n'roll z elementami country. Nic mniej, nic więcej jak tylko jedna z kilkudziesięciu wydawanych rocznie płyt tego typu, które przenosić mają słuchacza w złote dla swojego gatunku czasy. Różnica polega tylko na popularności samej artystki i jej licznych przyjaciół, którzy "z miejsca" gwarantują sprzedaż wyższą niż bardzo przeciętna, na jaką album ten zasługuje.

To smutne, bo Wanda Jackson wraz z upływem lat raczej irytuje niż zachwyca. Wielka szkoda, bo w kolejce na swoją szanse czeka wielu młodych, niezwykle zdolnych artystów. Nie mieli oni jednak szansy na wielkie przyjaźnie z gigantami muzycznymi poprzedniego wieku. Pozycja dla tęskniących za Elvisem i jego ciągle żyjącymi kochankami.

Redakcja poleca

REKLAMA