W poszukiwaniu wrocławskich krasnali

Jest tylko jeden taki dzień w roku, kiedy to na cztery minuty budzą się do życia wrocławskie krasnale. Chwilę później malutkie skrzaty znów zastygają w bezruchu. Możemy je jednak spotkać każdego dnia – ukrywają się bowiem pod postacią porozrzucanych po mieście posągów…
/ 27.07.2009 15:55
Jest tylko jeden taki dzień w roku, kiedy to na cztery minuty budzą się do życia wrocławskie krasnale. Chwilę później malutkie skrzaty znów zastygają w bezruchu. Możemy je jednak spotkać każdego dnia – ukrywają się bowiem pod postacią porozrzucanych po mieście posągów…

W bajkowym Wrocławiu, praktycznie wszędzie, wciąż natykamy się na niewielkich wzrostem lokatorów. Poznać ich łatwo po szpiczastych kapelusikach, długiej brodzie i szpiczastych bucikach. Dojrzeć momentami nieco trudniej, ale jedne kryją się w okiennicach i piwnicach, inne wiszą na latarniach, o niektóre zaś można się nawet potknąć, pędząc na umówione spotkanie. Ilu krasnali można się doliczyć, wędrując wrocławskimi uliczkami? Śmiałkowie, błądząc wciąż bez celu, szukają kolejnych, o wątpliwej urodzie (aczkolwiek, na swój sposób, uroczych) postaci. I liczą, liczą, liczą. A przy tym, nieco się spierają. Jedni twierdzą, że w stolicy Dolnego Śląska jest sześćdziesiąt krasnali. Inni, że około trzystu. W sklepach z pamiątkami można jednak zakupić, w cenie pięciu złotych, ciekawą mapę Krainy Krasnoludków. Wynika z niej, że w czerwcu tego roku wrocławski gród zamieszkiwało stu dwudziestu trzech niewielkich rozmiarów mieszkańców. I ani jednego więcej.

W poszukiwaniu wrocławskich krasnali

Każdy krasnoludek ma swoje imię. Jeden niepodobny jest też do drugiego. Łatwo je momentami przeoczyć, ale doskonale komponują się ze swoim otoczeniem. Ten z walizką właśnie zmierza do pobliskiego hotelu. Tamten z ulicy Więziennej spędza swój żywot za kratkami. A znów ten w Ogrodzie Botanicznym pcha ciężkie taczki, na których leży jego kolega, dźwigający wielką cebulkę. Trzeba jednak przyznać – wszystkie są na swój sposób słodkie, i niepowtarzalne! Przy okazji, są również świetną wizytówką miasta. „Byłam, zobaczyłam, zakochałam się w krasnalach…” (Angelour), „Pomysł wart nobla!!!” (popesq2), „To jest niesamowite. Coś cudownego jak z bajki” (kloonej) – przeglądając komentarze na stronie wroclaw.free.art.pl widać, że fanów małych milusińskich wielu. Niestety, krasnale raz na jakiś czas padają również ofiarą wandali – dlaczego komuś tak przeszkadzają małe, pomocne skrzaciki, nie wie nikt…

W poszukiwaniu wrocławskich krasnaliW poszukiwaniu wrocławskich krasnali

Będąc niedawno we Wrocławiu, miałam ochotę w końcu poznać je wszystkie. Poddałam się jednak szybko. Kilkadziesiąt skrzatów zamieszkuje okolice Rynku i Starego Miasta, pozostałe są porozrzucane w różnych częściach miasta. Wędrując nieśpiesznie, zatrzymując się przy różnych ciekawych zabytkowych kamienicach i kościołach, w jeden dzień nie spotkamy na swej trasie wszystkich krasnali. Jestem jednak w stanie uwierzyć, iż można przejść całą ich krainę w kilka, może kilkanaście godzin – trzeba jednak skoncentrować się na skrzacikach, i pędzić wciąż od jednego, do drugiego. Miejscowi mogą sobie pozwolić na taką sobotnią atrakcję. Jeśli jednak odwiedza się Wrocław na krótką chwilę, miasto kusi tyloma innymi atrakcjami, że nie warto się za bardzo śpieszyć. Krasnoludki nie zając, nie uciekną nam. Zresztą, niedługo miasto wzbogaci się o kolejnych malutkich mieszkańców i… znów się okaże, że i tak wszystkich jeszcze osobiście nie znamy.

Zanim jednak wyruszymy tropem wrocławskich krasnali, warto nieco poczytać o ich historii. Każdy ze skrzatów jest w interesujący sposób opisany – niektóre ciekawostki znajdziemy w Internecie, o innych opowiedzą nam sami wrocławianie. A z jakiego miejsca najlepiej wyruszyć na poszukiwanie bajkowych postaci? W Rynku, niedaleko kamienicy „Jaś i Małgosia”, znajduje się WrocLovek – krasnal o wielkim sercu, i wielkiej miłości do swojego miasta. Potem każdy już musi sam, lub z pomocą mapki, zaplanować trasę poszukiwań. Zabawa gwarantowana dla całej rodziny!

Strona o malutkich skrzacikach: krasnale.pl

tekst i zdj. Anna Curyło

Redakcja poleca

REKLAMA