Terry Richardson: Fotograf perwersyjny

Nie było w ostatnim dziesięcioleciu, a może i stuleciu, faceta z obiektywem, który wywołałby tyle kontrowersji - od okrzyków zachwytu, po spazmy obrzydzenia.
/ 17.03.2011 07:07

Nie było w ostatnim dziesięcioleciu, a może i stuleciu, faceta z obiektywem, który wywołałby tyle kontrowersji - od okrzyków zachwytu, po spazmy obrzydzenia.

Richardson, jego kreskówkowa twarz, wielkie czarne okulary i wąs przywodzący na myśl bohatera niemieckiego porno, to ikona świata mody. Wielcy politycy, kreatorzy, modelki, aktorzy marzą, aby znaleźć się w jego ostrym kadrze, podczas gdy wiele młodych, naiwnych dziewcząt publikuje w sieci drastyczne opisy seksualnego wykorzystywania.

Terry urodził się w Nowym Jorku jako syn fotografa, schizofrenika i narkomana, który najpierw zapewniał rodzinie luksusowe życie, a potem odszedł, zostawiając chorą matkę na zasiłku. Dziecko odczuło to oczywiście najboleśniej - mały Terry był znerwicowanym, agresywnym chłopcem z poważnymi kompleksami i atakami furii. Dziś dorosły fotograf ma tą smutną, zapłakaną postać wytatuowaną na swoim torsie. Z nastoletniego gniewu wyrosło zamiłowanie do punku, alkoholu i narkotyków, a Richardson przez pięć lat był gitarzystą w zespole rokowym. Po rozpadzie kapeli, matka zaznajomiła go z jednym ze znajomych fotografów mody, który szybko uczynił go swoim asystentem.

Pierwsze ujęcia Terry’ego zdobyły uznanie dzięki mocnemu oświetleniu, brutalnym cięciom kadru i wykorzystaniu prymitywnych aparatów. Dostrzeżono jego niekonwencjonalne podejście, potencjał do popychania granic dobrego smaku i etyki. W ciągu lat, najwięksi kreatorzy mody powierzali mu swoje kampanie dając zielone światło seksualnym interpretacjom i łamaniu tabu. Dla marki Katharine Hamnett sfotografował włosy łonowe modelki wystające spod mini spódniczki, a dla Sisley’a kazał dziewczynie wycisnąć mleko z sutka krowy prosto w otwarte usta. Nic dziwnego, że powierzono mu w 2010 rolę fotografa kalendarza Pirelli - na tropikalnej wyspie, z tabunem najpiękniejszych nagich modelek, Terry szalał jak rzadko - polewał ich piersi mlekiem, kąpał je w błocie, kazał im bawić się żywym kogutem rozciągniętym niczym penis od łona modelek.

W ubiegłym roku tama milczenia i dyskrecji jakby się przerwała i do mediów przeciekły relacje młodych modelek, które opowiadały jak Richardson rozbierał się przy nich, każąc im dotykać swojego członka, a nawet pieścić go. Fotograf przyznał się do wszystkiego, tłumacząc, że to jego sposób pracy i nikogo nie zmusza do niczego, dziewczyny pozwalają sobie, na co mają ochotę. Owszem, on sam jest zafascynowany seksem, który odkrył dość późno, dopiero po poradzeniu sobie z innymi nałogami, i teraz schlebia mu, że z wstydliwego dzieciaka stał się wpływowym facetem „ze sztywnym penisem”.

Dziennikarze, którzy z nim rozmawiali, są urzeczeni jego otwartością, szczerością, wrażliwością. Oprócz skandalicznych, prowokacyjnych zdjęć Richardson ma też niezwykłe serie portretów - ciepłych, wręcz czułych, intrygujących. Sam mówi, że nie czuje się inny od wszystkich facetów, którzy robią nagie zdjęcia swoim dziewczynom i chowają je do szuflady. To jego zdaniem jest chore, bo mówi o wstydzie i strachu. On woli dzielić się ze światem swoimi seksualnymi przeżyciami, w których zawsze chodzi o zabawę i przyjemność.

Terry obraża się, gdy jego zdjęcia porównuje się do pornografii. Nie lubi i nie ogląda porno, widząc w nim smutne wykorzystywanie kobiecych i męskich ciał, bez radości, bez rozkoszy. To, że on robi zdjęcia siebie używającego sobie z młodymi pięknymi dziewczynami nie ma nic wspólnego z pornografią. I coś w tym chyba jest, bo modelki nadal tłoczą się pod jego drzwiami, a poza kilkoma rozgoryczonymi, większość wspomina pracę z Richardsonem jako niekończące się święto podniety, nagości, śmiechu i erotyki.

Redakcja poleca

REKLAMA