Szukam spermy, nie chcę z banku

Nowy trend na rynku sztucznego rozmnażania - rezygnujemy z komfortowej anonimowości na rzecz lepszej selekcji… i seksu.
/ 08.10.2011 09:34

Nowy trend na rynku sztucznego rozmnażania - rezygnujemy z komfortowej anonimowości na rzecz lepszej selekcji… i seksu.

Modę rozpoczęły ponoć lesbijki, którym zaczął przeszkadzać zmechanizowany, nieludzki proces tworzenia nowego życia. No bo faktycznie, czy idea faceta wyciskającego z siebie nasienie do plastykowego kubeczka nad magazynem porno i laborantki pracującej z probówkami to ideał poczęcia? Jeśli nie masz problemów z płodnością i in vitro nie jest twoim jedynym wyjściem, to stary, dobry seks wydaje się jednak pogodniejszą metodą na macierzyństwo.

Dlatego właśnie powstają portale pomagające szukać dawców spermy, którzy gotowi są dojechać i samodzielnie zaimplementować swoje nasienie. Kobiety tłumaczą, że to daje im możliwość oceny człowieka, której nie zastąpią kwestionariusze spermowych banków, a jednocześnie stwarza miłą iluzję intymności i naturalności. Mężczyźni dostają pieniążki, seks za darmo i satysfakcję z rozrzucania swojego materiału genetycznego po świecie, więc sytuacja wydaje się obustronnie wygrana. Naturalnie, jeśli dostawca nie przypadnie potencjalnej matce do gustu, do transakcji nie dochodzi.

W całym tym humanistycznym zamyśle pojawiają się jednak już małe wątpliwości. Brytyjski dziennik „Daily Mail” opisał historię 29-letniej Frances, która zdesperowana brakiem materiału na męża i ojca, postanowiła znaleźć przyjemnego, inteligentnego mężczyznę na jedną noc, który da jej upragnione potomstwo. Umówili się w hotelu na kolację, posiedzieli kilka godzin, po czym poszli na górę i zrobili (nie bez przyjemności) dzidziusia. Toby - rozpłodowiec były szarmancki, przystojny, inteligentny i nawet nie chciał pieniędzy twierdząc, że życiem nie powinno się handlować. I to byłby koniec pięknej historii, gdyby nie to, że Frances zakochała się na miejscu i nie mogła przestać fantazjować o czułym, altruistycznym brunecie.

Gdy test wyszedł pozytywny zadzwoniła do hotelowego tatusia, żeby przekazać mu nowinę, spotkali się raz czy dwa, a w końcu postanowili sprzedać swoje domy i spróbować stworzyć córeczce rodzinę. Toby chciał pomóc i był wzruszony swoim ojcostwem, ale po 4 miesiącach dotarło jednak do niego, że nie jest gotowy na związek rodzicielski z obcą w sumie kobietą i spakował się w jeden ranek. Frances została zgorzkniała, smutna i sceptyczna wobec świata.

Oczywiście, prawdopodobnie w większości podobnych przypadków obie strony dotrzymają założeń transakcji i po owocnym seksie nigdy się więcej nie zobaczą. I może taka wersja nieznanego tatusia, który miga gdzieś we wspomnieniach jako upojny wieczór, jest lepsza niż dziesięciocyfrowy kod z banku spermy. Czy jednak ta gra nie sprowadza człowieczeństwa do wymiaru zwierząt kopulujących w czasie godów? Co sądzicie na temat rozmnażania przez serwisy randkowe?