Szanowny Pan L’Oreal

Przez tą żałobę wiele imprez zostało przełożonych, co spowodowało niesamowity tłok w ubiegłym tygodniu. Na przykład tak się tak złożyło, że w środę 21go byłem na premierze Teatru Porywaczy Ciał, a w czwartek na pokazie Paprocki-Brzozowski organizowanym przez Pana L’Oreala, a potem biegusiem na premierę nowych kolekcji Adidasa. Uff...
/ 04.05.2010 00:43
Przez tą żałobę wiele imprez zostało przełożonych, co spowodowało niesamowity tłok w  ubiegłym tygodniu. Na przykład tak się tak złożyło, że w środę 21go byłem na premierze Teatru Porywaczy Ciał, a w czwartek na pokazie Paprocki-Brzozowski organizowanym przez Pana L’Oreala, a potem biegusiem na premierę nowych kolekcji Adidasa. Uff...

I niech mi ktoś powie, że w Poznaniu się nie dzieje. Jak zapewne się domyślasz, zajmę się głownie pokazem Pana L’Oreala. Tak, szczególnie że historia jest ciekawa.

A wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu, kiedy otrzymałem tajemniczą przesyłkę, zamkniętą kopertę, zaadresowaną ogólnie do mojego salonu. Zdziwiło mnie to, bo nikt normalny tak nie robi, więc wiedziałem, że to reklama. I tu nastąpiło zaskoczenie oraz zielony znak na czarnym tle. Bardzo intrygujące... A potem informacja, że to rewolucja w koloryzacji o nazwie INOA i kontakt. I to wszystko, również intrygujące.
Nie zainteresowałem się zbytnio, poza tym, że świetna marketingowo akcja, bo inna i mnie zaintrygowała. Szybko się wyjaśniło, że to Pan L’Oreal rozsyła, bo wymyślił nową farbę. Bojaźliwy to ja nie jestem, ale jak taka persona, jak Pan L’O, mówi o rewolucji, to może być coś szalenie intrygującego... Oczywiście, że chcę wiedzieć.

Szanowny Pan L’Oreal

Stało się, przyszło imienne zaproszenie na nazwisko Sławek Stawarczyk, że konkretnie do mnie i że na pokaz bądź, co bądź uznanych projektantów Paprocki-Brzozowski. Miło. Fajnie, nie dość, że się wszystkiego dowiem, to jeszcze obejrzę ciekawy pokaz mody. Podoba mi się.

Poszliśmy na wspomniany pokaz Paprocki-Brzozowski i okazało się, że to był film 3D. Tak, że byliśmy w teatrze, gdzie puścili film i na pokazie, na którym puścili film.
Pokaz, to był tani filmik trójwymiarowy, na którym na przykład motyl udawał w kącie obrazu, że lata, a animacja składała się z dwóch ruchów, które biedny upośledzony motyl powtarzał przez minutę. A należy pamiętać, że są motyle które żyją tylko jeden dzień, więc dla takiego motyla minuta to naprawdę długo.

Kreacji było 24. Mało, modelek ze cztery, też mało, jedna miała wyjątkowo trójwymiarowy nos. Za to nazwiska za tym stojące były dwa. Można więc po prostu uznać, że modelek było dwa razy więcej, niż projektantów, a wielki nos miało dwa razy mniej modelek niż było projektantów. Niestety, o tym że to oni się wypowiadają, dowiedziałem się z podpisu, bo sala na Targach Poznańskich, gdzie zorganizowano pokaz miała antresolę, a my siedzieliśmy wyżej i obcięło nam pół twarzy obu panów. Jest w tym pewna logika, bo w ten sposób widzieliśmy jednego całego, co daje nam dwa razy po połowie każdego, w sumie to jak jeden cały.

Kryzys dotyka szczególnie dobra luksusowe, więc się nie dziwię, że duet Paprocki – Brzozowski bierze fuchy. Panowie, na tym filmie mówili, że zainspirowała ich nowa farba, którą tak naprawdę miał promować ten pokaz. Gratuluję, wyobraźni i konsekwencji, bo jaka rewolucja – taki pokaz i projekty, jedyne co mnie martwi, to to, że panie modelki miały takie wypustki wszędzie, w kształcie bąbli. Nie wiem czy to nie sugestia, że to robi na skórze produkt?

Pan L’Oreal podparł się jeszcze paroma nazwiskami i o nowej farbie, o nazwie INOA, wypowiadała się trójka fryzjerów, między innymi Leszek Czajka. Tego pana akurat rozróżniam, pozostała dwójka również na pewno jest sławna, tylko mnie nikt o tym nie poinformował. Mówili mniej więcej tak: „- I... no... a... i... no... a...” No bo tyle jest do powiedzenia o tej farbie. Zapowiadali wielką rewolucję, więc potraktowałem to poważnie, poważna marka L’Oreal, podparta Paprocki-Brzozowski, dodać Czajkę Leszka, sporo...

No rozumiem, Leszek Czajka też ma mniejszy ruch, to sobie dorobi,  się chwali, bo zaradny chłopak jest. I dobrze... Różnica między farbą INOA, a poprzednimi istotna wynika z zastosowania jako nośnika pigmentu oleju a nie, jak dotąd – wody i drugi powód to eliminacja amoniaku i zamiana go na inną substancję czynną. Oczywiście L’Oreal postanowił być „tajemniczy” i poinformował, że nazwał nową cząsteczkę MEA. I to koniec informacji. Ukryto w ten sposób sprytnie, że zamieniono amoniak, na sole amonowe. Co z tego dla nas, użytkowników wynika? Amoniak jest agresywny, podrażnia skórę rąk, czy głowy, ale nie oszukujmy się lekko, czego dowodem jest większość farb, również poprzednia farba wspomnianego koncernu, ale amoniak jest gazem, po śmierdzi i wyparuje, a sól amonowa jest przyjemniejsza w użyciu, bo farba nie pachnie, ale to koniec zalet.

Główną wadą jest za to taki mały drobiazg, że sól amonowa w śladowych ilościach kumuluje się wewnątrz włosa i nie wypłukuje się całkowicie. Po kilku farbowaniach jest więc jej już sporo. A sole pęcznieją zarówno od wody, jak i od ciepła, a szczególnie od ciepła i wody razem. Tak i rozsadzają włos od środka wypychając budulec i powodując niedomknięcie łuski. W skrajnym wydaniu prezentuje to konkurencja w farbie Pallette, koncernu Schwarzkopf. W ich wydaniu nawet czarna niszczy, żeby nie powiedzieć demoluje strukturę włosa. Oczywiście nie mam pojęcia, czy nowa farba INOA jest lepsza, czy równie zła. Nie wiem, bo to L’Oreal chciał ukryć. I ukrył, więc sobie dopowiadam.

Po długiej reklamie rewolucji, której nie było, poparto się jeszcze filmikiem, kto to nie był na pierwszym pokazie w Warszawie, gdzie głównie skupiono się na Dodzie. Cóż, była, ja też byłem, co nie świadczy lepiej o tej farbie. Wiem, bo na wielu pokazach pracowałem i znam akcje od kuchni, że czasami dla podniesienia prestiżu zaprasza się starletki, płacąc im za to, że są na sali.

Więc podsumowując, największy gracz na rynku L’Oreal, zmienia nazwę i w salonach będzie się nazywać INOA, pewnie z powodu zeszmacenia marki w marketach. Pomysł słuszny, ale co mnie to obchodzi?! I pokaz na ekranie.
Zamówili parę twórców, zacnych skądinąd, żeby coś tam porobili dymu, że niby wydarzenie jest i dobra, ale czemu mi wprost nie powiedziano, że jestem zaproszony na 30 minutowy filmik reklamujący jakiś kolejny, niczym nie wyróżniający się produkt? No bo bym nie przyszedł, to prawda, ale czy to nie zaczęło już ocierać się o kpinę ze strony organizatora...

Najfajniejszy był pan witający nas, który powiedział, że pierwszy raz fryzjerstwo jest tak blisko mody... Kretyn, nawet mała dziewczynka powie mu, że fryzjerstwo jest integralną częścią mody, a moda nie istnieje bez włosów i jak już wszystko z siebie zdejmiesz, to kudły zostają, więc jest to ostatni bastion mody, na organicznej części osobowości. Na szczęście się nie przedstawił, ale miał strój wskazujący na organizatora.

Posumowanie: Dziewczyny, żadnej rewolucji nie ma, wszystko jest tak, jak było. Farby się poprawiają jakościowo, poprawiają nośniki i pigmenty (farba na której pracuję już od roku jest na oleju) robią to w wyrównanym tempie i idą łeb w łeb. Wybierajmy więc fryzjerów, a nie stojące za nimi koncerny. Bo tutejsi twórcy z filmem klasy B mieli więcej do zaoferowania, niż wielkie nazwiska zasłaniające ciszę.

Sławek Stawarczyk
Fryzjer, autor książki „Ślub, czyli jak nie wtopić”