Perfumy rewolucjoniści

Istnieje bardzo wiele pięknych zapachów, co sezon powstają nowe, które w zamierzeniu ich kreatorów mają stać się przebojem, podbić rynek i zapisać się na stałe w pamięci ogółu. Jednak nie dzieje się tak zbyt często.
/ 07.06.2012 06:30

Istnieje bardzo wiele pięknych zapachów, co sezon powstają nowe, które w zamierzeniu ich kreatorów mają stać się przebojem, podbić rynek i zapisać się na stałe w pamięci ogółu. Jednak nie dzieje się tak zbyt często.

Niektóre zapachy przemijają niczym spadające z nieba meteoryty – ich historia jest krótka choć intensywna, o co pieczołowicie dbają specjaliści od kampanii reklamowych i marketingu. Istnieje natomiast nieliczna grupa perfum, które na stałe zapisują się w historii i ludzkiej świadomości.
Ich rewolucyjny zapach, w akompaniamencie niecodziennego opakowania czy charakterystycznej nazwy sprawiają, że dane perfumy stają się ponadczasowe. Czas dla nich zatrzymuje się, nie przestają zachwycać wciąż coraz to nowe pokolenia i nigdy nie wychodzą z mody. Taka perfumeryjna gwiazda trafia się jednak na mapie zapachowego nieba nad wyraz rzadko.
Oto krótkie historie paru rewolucyjnych perfum. Posłuchajcie...

Perfumy rewolucjoniściShalimar
Kreator perfum - Jacques Guerlain, nie bez powodu ochrzczony królem perfumiarstwa do każdego swojego zapachu przypisywał pewną historię.
Czy były to opowieści oparte na faktach, czy legendy, mające na celu zwiększenie sprzedaży danego zapachu marki Guerlain pozostanie jego tajemnicą. Jednak historia towarzysząca zapachowi Shalimar była wyjątkowo piękna i oddziałująca na kobiecą wyobraźnię...
Zacznijmy od tego, że nazwa perfum – Shalimar w sanskrycie oznacza „siedzibę miłości”. Shalimar swoim zapachem ilustruje miłość tragiczną, bo niemożliwą do spełnienia. Główna nuta zapachowa perfum na bazie wanilii, o której mówi się, że ma właściwości afrodyzjaka przeplata się z nutami orientalnymi. W tych perfumach można się zakochać, oszołomić nimi i przekonać, że nigdy się nie kończą jakimś zdecydowanych akcentem, niczym towarzysząca ich powstaniu historia niemożliwej miłości bez happy endu.

Chanel nr 5
Coco Chanel miała dosłownie po dziurki w nosie perfum słodko pachnących różą i konwalią. Chciała stworzyć zapach, który, przytaczając jej słowa: „Byłby zapachem dla kobiety, pachnącym kobietą”.
A kobieta lat sześćdziesiątych nie była już tylko uległą panią domu, co to „kuchnia, dom i kościół”, jak jej młodsza o dekadę poprzedniczka. W latach sześćdziesiątych kobieta dowiedziała się co oznaczają słowa emancypacja, rewolucja, feminizm i co najważniejsze – wdrożyła je czynnie w swoje życie. Tak więc ta zupełnie nowa kobieta nowej dekady nie mogła pachnieć słodko i banalnie, o co to, to nie!
Wśród wielu próbek perfum kandydujących do miana rewolucyjnego zapachu epoki Coco Chanel wybrała te oznaczone numerem 5. Perfumy te, jako pierwsze w historii obaliły obowiązujące konwencje.
Rewolucyjna była ich nazwa – zostały po prostu ochrzczone numerem próbki, spośród których wybrała je stylistka. Przygotował je wielki „nos” tamtych czasów – Ernest Beaux. Innowacyjny był także flakon – nad wyraz prosty i oszczędny w formie. A same perfumy? Chyba udało się Coco wybrać zapach „pachnący kobietą”, sama Marylin Monroe przyznawała, że używa paru kropel Chanel nr 5 zamiast koszuli nocnej.

Opium
Także w tych perfumach przewodnim zapachem są nuty orientalne. Ich twórca – Yves Saint Laurent zafascynowany kulturą wschodu postanowił stworzyć zapach oddający jej hołd. Chciał także uzyskać zapach będący zarówno romantyczny, a zarazem transgresywny. Pragnął, jak sam mówił: „Aby ten zapach uzależniał”. I tu już jesteśmy od krok od jego nazwy – Opium.
W Ameryce końca lat siedemdziesiątych wprowadzenie na rynek tych perfum wywołało nawet wybuch złości i antynarkotykowe manifestacje, co oczywiście przyczyniło się do wzrostu ich popularności.
Perfumy te do dnia dzisiejszego pozostają jednymi z najlepiej się sprzedających, pomimo tego, że mają już 32 lata – powstały bowiem w 1977 roku.

Angel
To najmłodsza gwiazda sztuki perfumeryjnej, perfumy te powstały bowiem w 1992 roku. Ich twórca – Thierry Mugler z założenia pragnął uzyskać innowacyjny zapach, otwierający drogę (gwiezdną, zważywszy na kształt buteleczki) na nowe, zapachowe horyzonty. Czego więc jeszcze w perfumach nie było? - zapytał się z pewnością, główkując nad nutami zapachowymi perfum. Czekolady! Nic do tej pory nie pachniało czekoladą. I w dodatku nie czekoladą w wersji słodkiej, a gorzkiej, w połączeniu z orientem. Taka mieszanka okazała się trafem w przysłowiową dziesiątkę. W dniu dzisiejszym plasują się w dziesiątce najlepiej sprzedających się zapachów na świecie.
Perfumy zostały ochrzczone imieniem Angel – anioł, ich butelka zaprojektowana została w formie gwiazdy, a same perfumy mają kolor niebieski. Skojarzenia? Gwieździste niebo, anioły, w połowie drogi między piekłem a niebem.
Sam Thierry Mugler mówi o niech: „Moje perfumy noszą nazwę Angel, albowiem istnieją aniołowie dobrzy i źli”. O tym, czy spryskując się Angel przywołujesz w sobie niebiańskiego czy piekielnego anioła decydujesz już sam.
 

Redakcja poleca

REKLAMA