"Ostatni dom po lewej" - We-Dwoje.pl recenzuje

Remake jednego z najbardziej znanych horrorów, to w zasadzie brutalna jatka na odludziu, pełna najbardziej wyrafinowanych tortur i przeróżnych sposobów zadawania przemocy. Ma swoje uroki, chociaż wyłącznie dla zagorzałych wielbicieli gatunku.
/ 19.07.2010 10:21

Remake jednego z najbardziej znanych horrorów, to w zasadzie brutalna jatka na odludziu, pełna najbardziej wyrafinowanych tortur i przeróżnych sposobów zadawania przemocy. Ma swoje uroki, chociaż wyłącznie dla zagorzałych wielbicieli gatunku.


On i ona, wraz z nastoletnią córką Mari postanawiają wyjechać na chwilę do domu nad jeziorem. Dom mieści się na całkowitym odludziu, z cywilizacją łączy go w zasadzie jedynie samochód jakim przyjeżdża cała rodzina. Jeszcze tego samego wieczoru zabiera go zresztą Mari, jedzie spotkać się z dawno nie widzianą koleżanką. Po drodze spotykają nastoletniego Justina, który proponuje im kupno marihuany. Kiedy chwilę potem, w pokoju hotelowym Justina zjawia się jego rodzina, obie dziewczyny wiedzą już, że wpakowały się w kłopoty. Stają się zakładniczkami uciekających przestępców, przestępców, którzy szukają schronienia w pobliskim lesie. W końcu jest w nim kilka bardzo odludnych domów…

W takich filmach stawia się przede wszystkim na strach i przemoc. Tej ostatniej bez wątpienia w filmie Dennisa Iliadisa nie brakuje. Co więcej jest ona pokazana wyjątkowo realistycznie, zwłaszcza jak na horrory średniej klasy. W zasadzie cały film to taki jeden długi akt przemocy, na dodatek pokazany tak dosadnie, że niejednokrotnie warto jednak odwrócić oczy. Gwałt, nacinanie, wbijanie noży i przeróżnych akcesoriów domowych w ciała ludzkie to w tym filmie niemalże chleb powszedni. Strzela się jedynie sporadycznie. Strasznie wszyscy w tym filmie żywotni, bo trzeba ich zabijać na kilka, jeżeli nie kilkanaście sposobów. I po wielokroć dobijać. Bohaterowie biegają więc po lesie, dokonując co rusz wyczynów, z których Charles Manson byłby dumny. Wszystko zaś opakowane jest w gołe piersi jednej z bohaterek, które okazywane są nam w przeróżnych, całkowicie niezrozumiałych momentach. Na szczycie wszystkiego jest jeszcze obowiązkowy deszcz, dostatecznie rzęsisty aby uniemożliwić dostatecznie szybkie zobaczenie nadchodzących morderców.
Nie znaczy to jednak, że film ogląda się źle. Jak na kino w swoim gatunku, całość trzyma doskonałe napięcie, niejednokrotnie sięgające prawdziwego zenitu. Na dodatek wyłamuje się z konwencji „brutalny morderca – uciekająca z krzykiem ofiara”, przybierając formę znacznie ciekawszą niż kilkadziesiąt, podobnych tematyką filmów. Gdyby nie to nadmierne korzystanie z absolutnie zbyt realistycznego sadyzmu, mógłby stanowić ciekawą propozycję nawet dla miłośników mocnych thrillerów. Tak pozostaje do oglądania tylko tym, na których krwawe jatki z gatunku horroru nie robią wrażenia. Ale i takich jest przecież bardzo wielu.

Redakcja poleca

REKLAMA