Karnawałowe ostatki

24 lutego, a więc w Środę Popielcową, kończy się trwający od 6 stycznia karnawał: 19 lutego czeka nas tłusty czwartek, a po drodze kilka innych obrzędów związanych z mięsopustem, czyli właśnie karnawałowymi ostatkami.
/ 15.02.2009 12:11
24 lutego, a więc w Środę Popielcową, kończy się trwający od 6 stycznia karnawał: 19 lutego czeka nas tłusty czwartek, a po drodze kilka innych obrzędów związanych z mięsopustem, czyli właśnie karnawałowymi ostatkami.

„Jak ostatki, to ostatki, niech się trzęsą babskie zadki!”
Słowo karnawał pochodzi od łacińsko-włoskiego słowa carnavale, którego człon caro oznacza „mięso”, a vale - „bądź pozdrowiony”, czyli jednym słowem jest to czas pożegnania nie tylko z mięsem, ale ze wszystkimi niepostnymi potrawami i zabawami.
Huczna obrzędowość związana z tym okresem sięga u nas czasów staropolskich: nieodłącznym elementem świętowania były kolorowe korowody przebierańców (uczestnicy przebierali się za konie, kozły, diabła, śmierć czy anioła, a następnie napotkanym na drodze ludziom wręczali bukiety z zielonych gałązek leśnych krzewów), które przemierzały gościńce, a także kuligi organizowane przez bogatą szlachtę i magnaterię. Także chłopskie zabawy w karczmach upływały na tańcach i uczcie do późna w nocy.

Karnawałowe ostatki

”Powiedział Bartek, że dziś tłusty czwartek, a Bartkowa uwierzyła, dobrych pączków nasmażyła”
Obfite uczty mięsopustne nieodłącznie wiązały się z konkretnymi potrawami, jakie podczas nich spożywano. Miały być tłuste, słodkie, a przede wszystkim smaczne.
Rozpoczynający tzw. tłusty tydzień tłusty czwartek, inaczej combrowy, otwierał dni kuse, inaczej diabelskie, a więc ostatnie doby karnawału: znanych od XVII wieku chrustów, pączków czy blinów nie mogło zabraknąć nie tylko na chłopskim stole, ale też podczas balów bogatej szlachty. Nie gardzono jednak poczęstunkiem z kaszy pełnej tłustych skwarków, zwykłej kiełbasy czy kapusty ze słoniną, a także ciastem nadziewanym słoniną i smażonym na dużej ilości smalcu.
W ostatni wtorek karnawału, traktowany u nas jako najważniejszy dzień tego okresu, zapisał się w tradycji pod nazwą „podkoziołka” (szczególnie w Wielkopolsce i na Kujawach), albo bardziej znanego śledzika czy kusaków: w Poznańskiem ustawiano na biesiadnym stole wyrzeźbioną w drewnie głowę kozła, która była symbolem przyzwolenia dla hucznej i sutej zabawy. Zwany też „śledzikiem” obyczaj polegał na tym, że ostatnia zabawa tłustego tygodnia miała się kończyć o północy: wtedy to do izby biesiadnej wbiegał przebrany w kożuch i przewiązany grubym sznurem chłopiec, trzymający w ręku linę, do której przywiązany jest śledź. Ci, którzy nie przestali się o tej porze bawić, byli uderzani rybą. Jeszcze wcześniej zamiast śledzia przynoszono na środek karczmy dzban z symbolizującym Wielki Post popiołem, który rozsypywano o północy po podłodze. Od tego momentu można już było tylko jeść właśnie śledzia, żur, potrawy mączne i z jaj.

Książę Zapust i Bachus
Nie tylko jedzeniem podczas ostatków się jednak żyło. Ważne i ciekawe są związane z ostatnimi dniami karnawału zwyczaje i postacie, jakie towarzyszyły jego pożegnaniu: na przykład w Krakowskiem można było spotkać jadącego na koniu Księcia Zapusta, który wraz ze swą ekscentryczną świtą (profesorem z oślą głową, dziadem i innymi, nieraz fantastycznymi postaciami) jeździł do domu do domu i czekał, aż gospodarze włożą do jego kosza pieniądze, słodkie ciasto lub kiełbasę. Podobną postacią w Lubelskiem i Sandomierskiem był wożony na sankach Bachus – słomiana kukła lub chłopiec przebrany za rzymskiego boga, który trzymał w ręku dzban na różne podarunki.

Magdalena Mania

Redakcja poleca

REKLAMA