Ojcostwo niedocenione

Jak mówi stare powiedzenie: „Ojcem łatwo zostać, lecz BYĆ NIM – znacznie trudniej”. Ale oto mamy Dzień Ojca, który – jak wiele innych „dni”, korzeniami sięga Ameryki, a u nas w kraju obchodzony jest od połowy lat sześćdziesiątych. Złośliwi twierdzą, że dla równowagi po niedawnym Dniu Matki, by panowie nie czuli się pokrzywdzeni i również dostali laurkę od swojego dziecka.
/ 20.06.2009 08:49
Jak mówi stare powiedzenie: „Ojcem łatwo zostać, lecz BYĆ NIM – znacznie trudniej”. Ale oto mamy Dzień Ojca, który – jak wiele innych „dni”, korzeniami sięga Ameryki, a u nas w kraju obchodzony jest od połowy lat sześćdziesiątych. Złośliwi twierdzą, że dla równowagi po niedawnym Dniu Matki, by panowie nie czuli się pokrzywdzeni i również dostali laurkę od swojego dziecka.

Co ciekawe – Dzień Ojca nie jest tak mocno celebrowany, jak Dzień Matki. Wynika to głównie z głęboko zakorzenionych stereotypów rodzinnych, w myśl których, to właśnie mama poświęca o wiele więcej czasu dziecku, więcej dla niego robi, to ona się nim zajmuje, pielęgnuje je, pomaga mu, ona jest z nim w pierwszych okresach życia. A ojciec? To ten, który zapewnia byt rodzinie, ciężko pracuje, by matka i dziecko miały względnie znośne warunki życiowe. Czasem jest potrzebny, by niesforne dziecko przywołać do porządku, bywa, że to tata właśnie ma „ciężką rękę”, jest tym „narzędziem sprawiedliwości”. I trzeba przyznać, że w wielu rodzinach taki właśnie model funkcjonuje...

Ojcostwo niedocenione

Przyjęło się ogólnie, że to matka buduje silniejszą więź z dzieckiem. To ona wszak wydała je na świat, to ona karmi je piersią, ona przewija, wstaje w nocy, tkwi niezłomnie przy łóżku, gdy dziecko choruje, potem zaś towarzyszy małemu człowiekowi przy pierwszych ruchach, uśmiechach, krokach, słowach... Ojciec zaś pozbawiony jest tych „pierwszych” momentów. Słyszy o nich z relacji, widzi następne... To wszystko...

Tak naprawdę jednak, prawdziwe ojcostwo zaczyna się w momencie, gdy przejmie się te czynności od mamy. Świat, priorytety i wartości zupełnie zmieniają się, gdy ojciec postanawia zająć się dzieckiem na „pełny etat”. Dla mężczyzny, który dotąd jedynie chodził rano do pracy, wracał po ośmiu godzinach, zjadał obiad, następnie siadał przed telewizorem lub monitorem, a po wieczornym filmie zasypał słodko i bez przeszkód, konieczność kompleksowego zajęcia się nowym członkiem rodziny to prawdziwa szkoła przetrwania.

Czy ktoś kiedyś zastanawiał się, jak ciężko jest nauczyć się delikatności w obchodzeniu się z malutkim dzieckiem? Kobiety ponoć mają to w sobie instynktownie, dla mężczyzny jest to niezmierny wysiłek. Przytrzymać dziecko tak, żeby – broń Boże! - za mocno nie ścisnąć, podtrzymać główkę w odpowiedniej pozycji, itd. itp. Raz, drugi, może się uda, jeśli będzie się ostrożnym, ale gdy trzeba dziecko brać na ręce kilkanaście razy dziennie? Nakarmić, przewinąć, ponosić do odbicia? Gwarantuję, że przy takim niespełna czterokilogramowym dzieciątku niejeden facet bardziej się spoci z wysiłku niż przy dziesięciokrotnie cięższej sztandze.

A inne sprawy? Facet to facet – na śniadanie pajda chleba i pęto kiełbasy, popije wodą z kranu i gotowe. A dziecku przecież trzeba przygotować, a to mleczko, a to kaszkę, a to kanapeczkę z odpowiednim obłożeniem. Nie ma lekko, trzeba się nauczyć i delikatności i różnorodności, a przede wszystkim – tego, co dla dziecko zdrowe i smaczne. Do tego jeszcze dochodzą obiadki. Pół biedy, jeśli litościwa i utalentowana kulinarnie mama je przygotuje, ale gdy przyjdzie zrobić je samemu? Zgroza! Zwłaszcza jeśli do tej pory umiało się jedynie usmażyć jajecznicę i na tym się kończyło...

Rozrywki dziecka to niestety nie telewizor i serial komediowy. Dziecko potrzebuje wszak rozwojowych zabaw. Pomysłowych i interaktywnych. Nie da się posadzić dziecka przed zabawką, a samemu wlepić oczy w książkę lub ekran. Dziecko SIĘ nie bawi, to Z DZIECKIEM trzeba się bawić. I to w coraz to nowe gry i zabawy, stosowne do wieku i stopnia rozwoju. Trzeba mieć pomysł na wszystko, trzeba się nauczyć kreatywności. Do tego też cierpliwości i kontroli emocji. Dziecko ma wszak swoje własne pojmowanie świata i reguł, nierzadko dorosły musi się do nich dostosować, lub przynajmniej starać się je zrozumieć. A to niełatwe.

Wszystkiego jednak można się nauczyć. W krótkim czasie nabiera się wprawy w pielęgnacji dziecka i w zabawie z nim. Znikają lęki, obawy, rodzi się coś wyjątkowo przyjemnego – więź ojca z dzieckiem. Kto wie, czy nie silniejsza w takim przypadku niż z matką, bo rzadziej występująca. Szczerze bowiem mówiąc – jak wielu ojców decyduje się przyjąć na siebie taką rolę? I w chwili, gdy staje się to już codziennością, zwyczajem, gdy wszystkie czynności przestają być przerażającymi obowiązkami, a okazują się być czymś znanym i opanowanym, nadchodzi zrozumienie ojcostwa...

Okazuje się wtedy, że nie jest to tylko „zapewnienie bytu”, okolicznościowa zabawa pomiędzy jednym a drugim „nie przeszkadzaj”, weekendowe wyjście na spacer, czy coroczny wyjazd na wakacje. Nagle ojcostwo staje się sposobem na życie. Człowiek budzi się obok małego dziecka, na „dzień dobry” widzi najszczerszy i najpiękniejszy uśmiech świata. W ciągu dnia wielokrotnie czuje na sobie dotyk małych rączek obłapiających za szyję, słyszy radosny tupot nóżek, każdy kąt w domu wypełnia czysta radość i miłość. Nagle okazuje się, że uczucia te nie tylko wypełniają dom, ale również i nas samych, że wyrywają się na świat, na zewnątrz. Że ten świat staje się jakby lepszy, ciekawszy i przyjaźniej do nas nastawiony. Dziecko jest magnesem dla innych ludzi, jest wręcz eksplozją śmiechu i radości, która udziela się nam i innym osobom, choćby przypadkowo spotkanym...

I czując w sobie tę radość i miłość, to wszystko, co wiąże się z powolnym, systematycznym, ciągłym budowaniem więzi z dzieckiem, patrząc na biegającego u stóp lub trzymanego za rękę małego człowieczka, u niejednego twardego dotąd mężczyzny, wraz ze łzą wzruszenia, przychodzi zrozumienie istoty ojcostwa...

Rafał Wieliczko
r.wieliczko@we-dwoje.pl

Redakcja poleca

REKLAMA