Mój syn będzie piłkarzem

Ulubiony sport niektórych rodziców to robienie ze swojego dziecka gwiazd sportowych… na siłę. Najczęściej albo chodzi o dyscyplinę, którą kochamy i praktykujemy od lat, albo o niezrealizowane marzenia z młodości. Tak czy inaczej, często gotowi jesteśmy zapłacić każdą cenę, aby nasz młody czempion machał nam dumnie z podium – niestety, dzieci płacą za to o wiele więcej.
/ 02.09.2008 23:29
Ulubiony sport niektórych rodziców to robienie ze swojego dziecka gwiazd sportowych… na siłę. Najczęściej albo chodzi o dyscyplinę, którą kochamy i praktykujemy od lat, albo o niezrealizowane marzenia z młodości. Tak czy inaczej, często gotowi jesteśmy zapłacić każdą cenę, aby nasz młody czempion machał nam dumnie z podium – niestety, dzieci płacą za to o wiele więcej.

Najczęściej sportowa nadgorliwość dotyczy ojców – wiadomo, że sport dla mężczyzn stanowi nieco więcej niż tylko sposób na spalenie kalorii, jak to często bywa u pań. Niejeden więc tatuś już wybiegając z sali porodowej z wrzaskiem „to chłopak” widzi wspólną grę w piłkę, rzucanie do kosza, trenowanie pompek w przydomowym ogródku. Zaczyna się więc kupowMój syn będzie piłkarzemanie miniaturowych piłek do kopania, symulowanie meczy, wyjaśnianie reguł i opowiadanie o wielkich. Faktycznie, często chłopiec podłapuje bakcyla i chętnie poddaje się sportowej edukacji.

Zdarza się jednak tak, że nasz przyszły Pele okazuje się otyły, powolny i zupełnie niepojmujący ducha walki. Albo zamiast futbolu czy koszykówki zaczyna interesować się łyżwiarstwem figurowym. Rozczarowanie trudno jest ukryć i zwykle odbija się ono wyraźnie na relacji ojciec – syn; obie strony czują się zranione.

Naturalnie sport jest w życiu wspaniałą wartością i wielką przewagą - uczy nas fair play, gry zespołowej, samodyscypliny, zapewnia zdrową porcje ruchu i rozrywki. To właśnie ten ostatni czynnik to decyduje o pozytywnej roli sportu, zwłaszcza w okresie rozwoju. Aktywność fizyczna musi być zabawą – radością z walki, przebywania z kolegami, wspólnych porażek i zwycięstw, dumnych zawsze rodziców. W przeciwnym wypadku, nawet mistrz rakiety tenisowej będzie tylko biednym sfrustrowanym nastolatkiem cierpiącym każdego dnia na myśl o treningu. To naprawdę tylko krok od poważnych zaburzeń osobowościowych czy skrętu na tzw. „złą drogę” w ramach sprzeciwu.

Co zatem robić? Psychologowie są zgodni, co do złotych zasad:
  • Nie pozwalaj, aby twoja ambicja psuła dziecku zabawę.
  • Nie popychaj do wyczynów zbyt wcześnie – najlepiej, jeśli pociecha sama wybierze sport, który ją pasjonuje.
  • Dawaj dobry przykład ciesząc się uprawianiem sportu, nie zaś tylko komentując zgryźliwie mecze przed telewizorem.
  • Nie przesadzaj z oczekiwaniami – każdy organizm ma swoje ograniczenia, tak jak nie każde dziecko ma słuch muzyczny.
  • Obserwuj, jakie tendencje wykazuje twoje dziecko – czy jest raczej indywidualistą, czy liderem, czy woli być zawsze „pomocnikiem”; podsuwaj mu delikatnie pomysły.
  • Nie wahaj się lekko nacisnąć – wiadomo, że pierwsze porażki często zniechęcają, zaś przełamanie się wymaga pomocy z zewnątrz. Nigdy jednak nie działaj wbrew dziecku!
Wreszcie, nie pozwól, aby sport stał się jedyna wartością i celem w życiu – nawet, jeśli naprawdę masz w rodzinie talent olimpijski. Aby być prawdziwym zwycięzcą trzeba nie tylko szybko biegać i celnie strzelać: szczęśliwe życie to także uczucia, wiedza, pasja poznawcza, kreatywność, więzi towarzyskie…

Agata Chabierska

Redakcja poleca

REKLAMA