"Koszmar z ulicy Wiązów" - We-Dwoje.pl

Pedofilska wersja Freddiego Kruegera. Niepotrzebna profanacja jednego z najbardziej klasycznych horrorów jakie powstały… kiedykolwiek. Twórcy powinni poważnie rozważyć, czy nie powinni zaprzestać na zawsze jakiegokolwiek zajęcia w branży filmowej. I na wszelki wypadek wyprowadzić się na Antarktydę.
/ 02.11.2010 11:15

Pedofilska wersja Freddiego Kruegera. Niepotrzebna profanacja jednego z najbardziej klasycznych horrorów jakie powstały… kiedykolwiek. Twórcy powinni poważnie rozważyć, czy nie powinni zaprzestać na zawsze jakiegokolwiek zajęcia w branży filmowej. I na wszelki wypadek wyprowadzić się na Antarktydę.

Historia Freddiego Kruegera ma już 26 lat. Przez ten czas Freddy zdążył wyrosnąć nam na absolutny, niezaprzeczalny symbol wszelkiego terroru i najgorszego z najgorszych koszmarów. W końcu jak można uciec przed mordercą, który ściga cię wyłącznie w snach? Freddy doczekał się kolejnych części, jednych gorszych, drugich lepszych – zawsze jednak znaleźli się amatorzy na kolejne spotkanie z mordercą z metalowymi szponami.

Decyzja o remaku nie była chyba dla nikogo zaskoczeniem. W końcu jak coś zarabia pieniądze, ciągnięte jest do nieskończoności. I stąd kinowa „nowość”. Grupę nastolatków zaczyna prześladować ten sam koszmar. Poparzony mężczyzna z ręką z metalowymi szponami, próbuje ich zamordować. Problemem jest jednak to, że dokonane we śnie uszkodzenia dzieją się naprawdę. Zamordowani we śnie, giną w rzeczywistości. Ci, którym udaje się przetrwać, próbując nie zasnąć, zaczynają szukać między sobą wspólnego mianownika. Dlaczego to właśnie oni stali się celem Freddiego?

Całość nakręcił reżyser debiutant Samuel Bayer, wcześniej znany wyłącznie z kręconych spotów reklamowych. Fakt, wziął najlepsze co w komputerowych efektach bywa i stworzył kilka sugestywnych scen. Nie był w stanie jednak stworzyć fabuły, na dodatek fabuły na tyle sensownej, żebyśmy zaczęli bać się o bohaterów. I bać w ogóle. Bayer nakręcił jedynie opowiastkę o grupce ślicznej (a jakże!) młodzieży, która co rusz jest zabijana na przeróżne mało wyrafinowane, ale za to krwawe sposoby. Jedyną rozrywką staje się więc obstawianie kto z całej grupki przeżyje. Nie jest to też specjalnie trudne do przewidzenia. Bayer zaangażował też – co może być największym z jego błędów – innego aktora do roli Freddiego. Kto ma szacunek do serii, wie iż jedynym poważnym Kruegerem był i zawsze będzie Robert Englund. Zastąpienie go aktorem z komputerowo wygenerowaną twarzą nie daje nawet najmniejszych szans na konkurowanie z oryginałem.
Nie jest to dobre filmowe przeżycie. Być może wielka słabość tego filmu leży też w bardzo nieudolnym scenariuszu, który zmienia pewne wątki oryginału, czyniąc z Freddiego rządnego zemsty … pedofila. To już nie Krueger – zło wrodzone, człowiek-duch, naznaczony szaleństwem. Ten Krueger już nie straszy tak samo jak ten, w stworzeniu którego brali udział przede wszystkim … wizażyści i charakteryzatorzy. Ten Krueger ma też swój określony cel, my jako widzowie możemy więc zasypiać spokojnie. Nas nie dopadnie. Prawie na pewno.

P.S. Cokolwiek by jednak mówić o filmie Bayera, zarobił na tyle pieniędzy, że reżyser już podpisał kontrakt na część drugą. Planowana premiera – 2012.

Fot. FilmWeb

Tagi: kino, horror, film

Redakcja poleca

REKLAMA