"Karmazynowy przypływ" - Polki.pl recenzują

Czy kilkudziesięciu kipiących testosteronem mężczyzn jest w stanie przebywać i współpracować ze sobą w zamknięciu na powierzchni kilkuset metrów? Okazuje się, że nie jest to proste nawet, gdy jest się do tego wytrenowanym.
/ 13.10.2011 07:17

Czy kilkudziesięciu kipiących testosteronem mężczyzn jest w stanie przebywać i współpracować ze sobą w zamknięciu na powierzchni kilkuset metrów? Okazuje się, że nie jest to proste nawet, gdy jest się do tego wytrenowanym.

Przekonuje się o tym załoga okrętu podwodnego USS Alabama, która pod dowództwem kapitana Franka Ramseya (świetny Gene Hackman) wyrusza patrolować rosyjskie wody terytorialne po tym, jak Rosjanie niespodziewanie przejmują kontrolę nad wyrzutniami rakiet nuklearnych. Kapitan Ramsey, znany ze swojej opryskliwości, ale i nieomylności, na pierwszego oficera wybiera Rona Huntera (Denzel Washington), z którym do tej pory nie miał żadnej styczności. Już na samym początku okazuje się, że Hunter ma zupełnie inne poglądy na niemal każdy temat. Wzajemna niechęć mężczyzn zmienia się w otwarty konflikt, gdy trzeba podjąć decyzję, która może zmienić całą historię Stanów Zjednoczonych…

"Karmazynowy przypływ" został wyreżyserowany przez Tonego Scotta, znanego m.in. z nakręcenia "Top Guna" i "Wroga publicznego". Mimo niewielu efektów specjalnych, które w dzisiejszej kinematografii stanowią często jedyną zaletę filmów, produkcja ta jest naprawdę świetna. Historia załogi USS Alabama trzyma w napięciu od samego początku, gdyż widz ma wrażenie uczestnictwa w ekstremalnej sytuacji, jaką jest zamknięcie w okręcie podwodnym mającym zadbać o bezpieczeństwo całego kraju. To właśnie owa klaustrofobiczność pokazana jest w filmie w mistrzowski sposób i w dużym stopniu wpływa na jego odbiór.

Podczas całego filmu możemy obserwować, jak wielki wpływ mają na relacje międzyludzkie stres i brak przestrzeni. Stosunki między załogą zmieniają się niemal cały czas, w zależności od tego, czy okrętem dowodzi akurat Ramsey, czy Hunter. Sami kibicujemy raczej temu drugiemu, gdyż jego postawa i poglądy wydają się bardziej „ludzkie”. Mimo to nie wiemy, czy decyzja, którą podjął jest słuszna – w końcu to Ramsay, choć nieprzyjemny, jest jednak zdecydowanie bardziej doświadczony. Oczekiwanie na rozstrzygającą ich spór informację z bazy jest momentem trzymającym w napięciu tak wielkim, że chwilami zapomina się o oddychaniu.

Zdecydowanie polecam!

Redakcja poleca

REKLAMA