Do czego potrzebne są dzieci?

Sprecyzuję: Do czego mi są potrzebne dzieci? Był taki czas, konkretnie cztery lata temu, gdy dzieci nie miałam. Żyłam sobie bezdzietnie i beztrosko jak na dwudziestoparolatkę zbliżającą się do trzydziestki przystało.
/ 01.06.2010 07:59

Sprecyzuję: Do czego mi są potrzebne dzieci?
Był taki czas, konkretnie cztery lata temu, gdy dzieci nie miałam. Żyłam sobie bezdzietnie i beztrosko jak na dwudziestoparolatkę zbliżającą się do trzydziestki przystało. Pracowałam, uczyłam się nowych umiejętności na kursach dokształcających, podróżowałam. Zaręczyłam się, ślub planowałam – ot, życie biegło po prawidłowych kolejach losu. Jak Bóg przykazał. No i nagle poczułam, że czegoś mi tu brakuje do szczęścia. Jakoś tak pusto zrobiło się wokół. Wszystko zaczęło wydawać się bezbarwne, jednolite, takie samo od wieków całych – nudne i nieważne. Ileż można wychodzić wieczorem na kawę z piwem i pizzą i rozprawiać ze znajomymi wciąż o tych samych rzeczach? Ileż można wylegiwać się na plaży z lubym u boku czytając plotkarskie gazetki dla rozrywki? Ileż można pędzić przed siebie bez postoju, bez złapania oddechu, bez sensu? Praca, dom, kino, wycieczka i tak w kółko.

Poczułam potrzebę posiadania dzieci. Potrzebę zmiany. Wielkiej i nieodwracalnej. Potrzeba nie została natychmiast zaspokojona, ale, jak prawi przysłowie „Bóg ci w dzieciach wynagrodzi” i parę miesięcy po pierwszej ciąży i powiciu na świat pierworodnego syna zaszłam w drugą ciążę i w ten to oto krótki czas dwóch lat prawie „non stop” w stanie błogosławionym, stałam się mamą dwóch małych mężczyzn. I wówczas dowiedziałam się za czym tak tęskniłam! Pustka wypełniła się po same brzegi. Lepiej – przepełniła się.

Obserwując od pierwszych dni ludzkie życie, dorastanie moich synków mam możliwość przypomnienia sobie (bo tak łatwo, zbyt szybko się zapomina) jak bogaty i cudowny jest świat dziecka. Jak inaczej niż dorosły mały człowiek odbiera świat. Codzienne zachwyty nad nim, małe odkrycia moich dzieci, które wprawiają ich w zachwyt czy zdziwienie, sprawiają im radość lub wzbudzają w nich złość czy strach, także i mi przypominają o najprostszych uczuciach, małych, codziennych „cudach”, których bez nich z pewnością bym już nie potrafiła dojrzeć.

Dzieci to także swoiste „silniki energetyczne”. Energię produkują w industrialnej ilości i przepełniają nią otoczenie. Życie z dziećmi toczy się niczym rwący potok – mknie szybko przed siebie nie zostawiając czasu na oglądanie się za siebie, analizy, przemyślenia, smutki. Musimy szybko podejmować wybory, być zawsze zwarci i gotowi do akcji. Przygotowani na lepsze i na gorsze dni. Lepsze są wtedy, gdy dzieci czują się dobrze, nikt nie choruje, nie kaszle, noce przesypiane są w ich znacznej części. Z reguły gorsza jest zima z tysiącem zaczajonych po kątach wirusów, które co jakiś czas przystępują do ataku. A choroby lubią chodzić parami – najpierw jeden, potem drugi, aż się nie zsynchronizują chorobowo chłopaki. Jednak i te trudniejsze momenty da się przeżyć – człowiek nawet nie uświadamia sobie ile ma w sobie siły i cierpliwości do wykorzystania. Także bezsenne noce da się przeżyć – oczywiście z perspektywą, że i one się kiedyś skończą. Wszakże dzieci rosną tak szybko! Zbyt szybko.
Dziecko to ciągła i nieustanna odpowiedzialność, troska, strach o nie, ale także radość, pozytywna energia, siła witalna.

Gdy raz zdecydujemy się na zostanie rodzicem świat zmieni się nieodwołalnie i już nigdy nie będzie tak jak KIEDYŚ. Ale ta zmiana jest potrzebna. Życie składa się ze zmian, nowości – tak jak żaden dzień nie jest podobny do poprzedniego, tak etapy naszego życia nie mogą pozostać na wieki wieków takie same.

Dzieci potrzebne są człowiekowi do zmierzenia się z jego dorosłością, a zarazem do przypomnienia sobie jak to jest być dzieckiem. Bo człowiek nie może być tylko dorosły lub tylko dziecinny. Zarówno skrajność wiecznego dziecka jak i poważnego dorosłego bez fantazji są smutne i niepełne.

Moim zdaniem człowiek bez możliwości posiadania swoich czy adoptowanych dzieci, czy też bez zupełnego kontaktu z nimi nie ma szansy spełnić się w swoim jestestwie. Dziecko jest potrzebne dorosłemu, a dorosły dziecku. Mając kontakt z dziećmi mamy szansę sprawdzić swoją dojrzałość. Pięknie określił to Jan Paweł II: „Troska o dziecko jest pierwszym i podstawowym sprawdzianem stosunku człowieka do człowieka.”
 

Redakcja poleca

REKLAMA