Dlaczego warto nauczyć dziecko przegrywać?

Jakiś czas temu układałam duże puzzle wraz z grupą sześciolatków. Zadanie polegało na tym, by spróbować dopasować do siebie dwa pasujące elementy. Ćwiczenie na spostrzegawczość, z pozoru łatwe, okazało się dużym wyzwaniem dla dzieci - początkowo wszystkie miały z nim problemy, ale już po chwili niektóre trafnie zaczęły dobierać puzzle, dostrzegając zależność między poszczególnymi kawałkami układanki.
/ 17.03.2009 08:27
Jakiś czas temu układałam duże puzzle wraz z grupą sześciolatków. Zadanie polegało na tym, by spróbować dopasować do siebie dwa pasujące elementy. Ćwiczenie na spostrzegawczość, z pozoru łatwe, okazało się dużym wyzwaniem dla dzieci - początkowo wszystkie miały z nim problemy, ale już po chwili niektóre trafnie zaczęły dobierać puzzle, dostrzegając zależność między poszczególnymi kawałkami układanki.

Prawidłowe dopasowanie elementów było punktowane. Kilka minut później dwóch chłopców wysunęło się na prowadzenie, jednak to przegrywające dziewczynki szybko przyciągnęły moją uwagę. Pierwsza, po kolejnej nieudanej próbie stwierdziła, że w sumie to gra głupia, a jej wcale nie chce się bawić. Druga zaś, nawet wiedząc, że przegrywa, uśmiechnięta grała do samego końca, trzymając mocno kciuki, by chłopcom udało się połączyć kolejne puzzle. Ona też po podliczeniu punktów pogratulowała zwycięzcom.

Dlaczego warto nauczyć dziecko przegrywać?

Zaczęła mnie zastanawiać różnica w zachowaniu obu dziewczynek. Jak obie, za kilkanaście lat, będą sobie radziły w dorosłym życiu? Co będzie, gdy ubiegając się o pracę, okaże się, że jest ktoś od nich lepszy? Osoby nie potrafiące przegrywać często obwiniają wszystkich dookoła za swoje niepowodzenie. „Dostał pracę? Na pewno miał znajomości!” – komentują, lub też z ironią stwierdzają, że przecież wcale dana oferta ich nie interesowała. Zdarza się jednak i tak, iż bardzo emocjonalnie podchodzą do swoich porażek, utwierdzając się coraz mocniej w przekonaniu, że przecież „są do niczego”. Ci, co mają świadomość, że czasem każdy ma gorszy dzień, szybciej godzą się z nieudaną próbą, nie tracąc przy okazji wiary w siebie. Wiedzą, iż „raz ja jestem lepsza, innym znów razem ktoś inny”. Może nam być przez chwilę smutno, jednak nie dajemy się unieść złości, a przegrywając, potrafimy szczerze komuś pogratulować. Tylko… dlaczego to takie trudne? (nie tylko dla dzieci, ale i dla nas, dorosłych!)

Pięciolatka, grając z początku w „Piotrusia”, w ciągu pięciu minut śmieje się, złości, znów uśmiecha, płacze, wraca do gry, skacze z radości, gdy okaże się, że wygra lub rzuca kartami, kiedy zostanie z pechową kartą. Przyjemne popołudnie kończy się wrzaskiem i obrażeniem się na „złego” rodzica, jeśli podczas gry w piłkę tato strzeli synkowi bramkę. Często nie wiemy, jak w takich sytuacjach zareagować. Złościmy się na dziecko lub przepraszamy, że to nam udało się wygrać. Potem, chcąc uniknąć niemiłych scen, staramy się za każdym razem dać dziecku zwyciężyć. Kiedy jednak nasza pociecha idzie do przedszkola czy szkoły, nagle okazuje się, że nie zna zasad zdrowej rywalizacji. Grając w „Chińczyka” szybko się obraża, zrzucając pionki na podłogę. Podczas gier zespołowych schodzi nagle urażona z boiska. Czasem w złości uderzy osobę, która była lepsza. Po kilku tygodniach okazuje się, że inne dzieci nie chcą się z naszym synkiem lub córeczką bawić, a my nie potrafimy zrozumieć, dlaczego.

W wieku czterech, pięciu lat nasze pociechy zaczynają się interesować grami zespołowymi i planszowymi. Dobrze już od najmłodszych lat uczyć dziecko przegrywać – ta umiejętność z pewnością zaprocentuje w przyszłości. O czym warto pamiętać podczas wspólnych zabaw?
  1. Kiedy dziecko przegra (musi być ten pierwszy raz, to oczywiste), przytulmy je, proponując kolejną grę, w której będzie się miało okazję odegrać. Starajmy się na spokojnie wytłumaczyć, że przecież zawsze są wygrani i przegrani, a często wygrana jest kwestią przypadku. Szukajmy też okazji, by przypomnieć wcześniejsze zwycięstwa: „Pamiętasz, wczoraj ty aż dwa razy byłeś najlepszy!”.
  2. Nie zapominajmy też, że rodzic niekiedy musi umiejętnie „przegrać” – dziecko szybko się zniechęci, jeśli za każdym razem to ono będzie odczuwało gorzki smak porażki. 
  3. Grając, doceniajmy starania naszej pociechy. Nie krytykujmy („jak można tak niezdarnie grać w bierki!”) ani nie porównujmy dziecka do starszej siostry („ona w twoim wieku wciąż wygrywała w warcaby”). Układając wspólnie puzzle, nie denerwujmy się, jeśli dziecko nieumiejętnie będzie dobierać elementy. Służmy pomocą i dobrą radą, ciesząc się nawet z niewielkich osiągnięć naszej pociechy. 
  4. Pozwólmy dziecku czasem się pozłościć – okazanie negatywnych emocji też jest potrzebne. Nie reagujmy na wrzask krzykiem. Czasem lepiej chwilę poczekać, aż dziecko samo się uspokoi, i dopiero wtedy spokojnie porozmawiać. Kiedy jednak synek lub córka uderzy któregoś z graczy, od razu zareagujmy. 
  5. Nie zmieniajmy zasad w trakcie gry, żeby ułatwić dziecku wygranie. Już najmłodsi powinni wiedzieć, iż nie chodzi o zwycięstwo za wszelką cenę, a o wspólną zabawę – zasada „fair play” obowiązuje w każdej grze. 
  6. Uczmy dzieci, że warto dzielić się wygraną. Kiedy sami poczęstujemy innych graczy naszą nagrodą, najmłodsi szybko zaczną brać z nas przykład. 
  7. Wykorzystujmy nadarzające się w życiu okazje, by podkreślić, jak nie należy się zachowywać podczas zabawy. Oglądając mecz, możemy przykładowo skrytykować, gdy jeden zawodnik sfauluje drugiego. Za to pozytywnie komentujmy za każdym razem, kiedy zawodnicy po meczu gratulują sobie nawzajem, wymieniając się przy okazji koszulkami. 
  8. Chwalmy wciąż nasze dziecko. Ale róbmy to mądrze!
Wspólna zabawa z dziećmi oznacza zawsze mnóstwo radości. Kiedy zaś gra okaże się próbą naszej cierpliwości, nie poddajmy się za szybko. Można przegrać kilka bitew, jednak zwycięstwo w całej walce zawsze jest warte tych kilku niepowodzeń, jakie po drodze nam się przytrafiły.

Anna Curyło

Redakcja poleca

REKLAMA