Dlaczego ja?

Pamiętasz ile razy przez Twoje usta układające się bólem przeszły te o to słowa wymienione w tytule? Dlaczego ja, dlaczego mnie, dlaczego moje? Wargi dygocą, a serce łomoce, w grę wchodzi tęga niesprawiedliwość!
/ 17.08.2011 07:23

Pamiętasz ile razy przez Twoje usta układające się bólem przeszły te o to słowa wymienione w tytule? Dlaczego ja, dlaczego mnie, dlaczego moje? Wargi dygocą, a serce łomoce, w grę wchodzi tęga niesprawiedliwość!

Panie pozwól mi spróbować jeszcze raz niepewność mą wyleczyć, chcę trochę czasu, bo czas leczy rany. (Ryszard Ridel) I chyba większość ludzi kojarzy tę oto zacytowaną osobę. Ogromny ból, młoda śmierć, męka, wysiłek, poświęcenie, stracona młodość, zabrana chęć życia i wiele innych przykrych skojarzeń. Dlaczego? Dlaczego taki życiorys nakreślony chyba czarną kredką ktoś mu napisał? Czasu nie dostał, wygojenie ran – być może.

Ania ma piętnaście lat okaleczona brakiem miłości, obleczona w stary, zniszczony sweter, upita gorzkimi łzami. Nie wie jak smakuje szczęście, umiera za życia, taki to codzienny widok śladów noży na jej twarzy, ramionach, plecach, dłoni. Na ulicy spotyka się z brakiem zrozumienia. A może żywi się nadzieją?

Ktoś wyznaczył około 6,8 miliardów dróg podążania, nakreślił 6,8 miliardów sylwetek, wplótł ogrom cierpień i pozostawił wiele pytań z brakiem odpowiedzi. Widząc szczęście na twarzy upitych radością ludzi, którzy posiłkują się nią niemal przy każdej wieczerzy i patrząc na swoje rany, które nie chcą się zagoić oblekamy usta pytaniem: dlaczego? Porównując życia, dokonując przeglądów serc innych, widząc niemal nie opuszczane szczęście, które towarzyszy nie nam, a osobie obok, kalkulując problemy innych, które dla nas są błahostką, doznajemy ogromu goryczy, ściskająca sercem niesprawiedliwość targa naszym ciałem. Tkwimy w śmiesznym świecie, w XXI wieku, w którym nie liczy się Twoja wiedza, bo teraz nie za wysiłek i trud dostaniesz piątkę, lecz za znajomość „znajomego znajomego” i to nazywa się marnowaniem prawdziwych talentów.

Podobno Bóg nie zsyła nam nic z czym moglibyśmy sobie nie poradzić, podobno. Koronę cierniową należy nieść z podniesioną głową, wmawiając sobie, że to też korona. A może kiedyś los się zmieni? Bo warto jeszcze mieć nadzieję, że może kiedyś krzyż uda się zamazać.

Redakcja poleca

REKLAMA