Coworking coraz modniejszy

Krzesło przy kawiarnianym stoliku już nie wystarczy. Wynajmowanie przez freelancerów pojedynczego biurka czy boksu w biurowcu staje się coraz powszechniejszym stylem pracy. I współpracy z innymi.
/ 27.06.2010 06:07

Krzesło przy kawiarnianym stoliku już nie wystarczy. Wynajmowanie przez freelancerów pojedynczego biurka czy boksu w biurowcu staje się coraz powszechniejszym stylem pracy. I współpracy z innymi.

Bycie freelancerem daje dużo swobody, to fakt. Sam organizujesz swoją pracę, wyznaczasz cele i czas, jaki im poświęcisz, trzymając się oczywiście deadline'ów. Jednak to, gdzie wykonasz pracę, to twój zupełnie wolny wybór – może to być równie dobrze twój własny dom, miejska biblioteka lub stolik w kawiarni, na którym rozkładasz się z laptopem i pracujesz, popijając zamówiony napój. W międzyczasie może pójdziesz na małe zakupy, jeśli przypomni ci się, że czegoś brakuje w domu, spotkasz się ze znajomym lub wykonasz kilkanaście telefonów – zarówno prywatnych, jak i służbowych. Życie jak w Madrycie – nic tylko zostać freelancerem, przecież więcej w tym przyjemności niż wysiłku, a jakie małe koszta! Jednak coraz więcej wolnych strzelców stara się założyć sobie swoisty kaganiec w postaci wynajmowania pojedynczego biurka w specjalnie do tego przeznaczonym biurowcu, gdzie nie będzie ich rozpraszać dotychczasowa freelancerska beztroska, a motywować opłata za wynajem, na którą oczywiście będą musieli zarobić. I oczywiście inni pracujący w ten sposób obcy ludzie, którzy będą siedzieć biurko przy biurku.

Kolejny trend zapożyczony ze Stanów Zjednoczonych, gdzie biura coworkingu zaczęły powstawać już w latach 80., coraz lepiej zakorzenia się na naszym rynku. Co w tym jednak nowatorskiego? Przecież to zwykłe wynajęcie powierzchni biurowej, tylko nie przez firmy, ale pojedynczych ludzi pracujących na własny rachunek, uprawiających różne zawody. Ano, pomysł może nie jest jakoś specjalnie świeży, ale to, co z niego wynika – jak najbardziej. Zebrani w jednym miejscu przedstawiciele różnych freelancerskich zawodów z początku pracują indywidualnie, ale niezbyt hermetyczne stanowiska pracy (są boksy, ale także duże, okrągłe stoły, przy których siadają wszyscy pracujący) stwarzają świetne możliwości kontaktu, rozmów – niekoniecznie o wykonywanym zleceniu – a przede wszystkim mogą być początkiem zawiązywania się nowych, wspólnych i niejednokrotnie kreatywnych projektów. Z jednego biznesu może narodzić się inny, jeszcze ciekawszy, może jakaś firma, a nawet przyjaźń... poza tym w dobie coraz częstszego komunikowania się przez Internet, kiedy ludzie z nosem w laptopach rozmawiają z innymi za pomocą komunikatorów i mejli, ten sposób socjalizacji ludzi zmusza ich do wyjścia ze swojego internetowego światka do żywych – a pracującym w takim miejscu udziela się bowiem skupienie innych, tak ciężkie do osiągnięcia w kawiarni czy domu. Coworking to także rozgraniczenie sfery domowej czy też właśnie pubowej: ciepłej, kojarzącej się z wygodą, ale i rozleniwiającej, rozpraszającej. Siadasz po prostu przy swoim biurku, którego przymus opłacenia wpływa na ciebie bardziej mobilizująco niż kolejny muffinek w cukierni.

Jednak coworking to nie tylko kilkanaście stanowisk pracy: dla potrzebujących przeprowadzić prezentację dla klienta czy zorganizować szkolenie istnieje możliwość wynajęcia dobrze wyposażonej salki konferencyjnej. Jeśli komuś bardziej „grupowa” praca nie pasuje, może się ukryć w bardziej odosobnionym miejscu i tam robić to, co wymaga większego skupienia. Nie ma też długoterminowych okresów wypowiedzenia miejsca, wszystko załatwia się od ręki. Jest szybki internet, faks i drukarki, a także kącik kuchenny, gdzie można chwilę odsapnąć – a to wszystko bez ograniczeń. Tak samo jak kontakt z ciekawymi ludźmi i nowymi możliwościami rozwoju.

Jak to się wszystko zaczęło? Kilka lat temu, dokładnie w 2006 roku 27-letni informatyk Amit Gopta zapytał czytelników swojego bloga, czy może chcieliby z nim wspólnie popracować. Odzew był, więc zaprosił ich do swojego nowojorskiego mieszkania, zapoczątkowując tym samym organizację o nazwie Jelly. Kolejne spotkania odbywały się już w ulubionej knajpce pracujących, a było o nich w środowisku internetowym coraz głośniej – więc i inni freelancerzy zaczęli się spotykać w większych grupach, ale szybko się okazało, że klimat pubów, jak i ich pojemność nie służy skupieniu. Zaczęli się więc rozglądać za opuszczonymi poddaszami, starymi magazynami czy suterenami, które odremontowali i wyposażyli na własny koszt, tworząc z nich małe ni to biura, ni miejsca mniej lub bardziej nieformalnych spotkań. Pod jednym dachem można było skonsultować się z prawnikiem, informatykiem czy architektem – bo każdy, kto w takim miejscu pracował, chętnie udzielał porad potrzebującej koledze z innej branży z fotela obok, a i ten służył pomocą.

W Polsce coworking zaczął raczkować dopiero w 2008 roku (prekursorami tej formy pracy byli trzej poznańscy informatycy, założyciele Netguru.pl), a do dzisiaj na mapie freelancerskiej wspólnoty biurowej wyrosło na razie kilka punków obsługi wolnych strzelców: w warszawie są to Creative Hub, Coworking Club, we Wrocławiu jest to CocoBar a w Krakowie Jelly. Aktywizują swoje siły także kolejni freelancerzy z Poznania i Katowic i są prognozy, że nie tylko tam przyjmie się ten styl pracy. Styl stawiający na indywidualizm, samodyscyplinę i ciekawość ludzi. Prawda, że to ciekawy sposób na spędzanie pracowniczego i... wolnego czasu?

Magdalena Mania

Redakcja poleca

REKLAMA