Beata Gosiewska mówi o zamachu czyli zaczynamy kampanię

"W Polsce tych, którzy mówią o zamachu uważa się za wariatów. Prokuratura nie ma dowodów, żeby sprawdzić hipotezę zamachu, a mówi o tym tylko dlatego, żeby to ładnie wyglądało w mediach. Zamachu nie można wykluczyć" powiedziała w wywiadzie dla Onet.pl Beata Gosiewska.
/ 24.01.2011 13:37

"W Polsce tych, którzy mówią o zamachu uważa się za wariatów. Prokuratura nie ma dowodów, żeby sprawdzić hipotezę zamachu, a mówi o tym tylko dlatego, żeby to ładnie wyglądało w mediach. Zamachu nie można wykluczyć" powiedziała w wywiadzie dla Onet.pl Beata Gosiewska.

Kolejną publiczną wypowiedzią, wdowa po Przemysławie Gosiewskim po raz kolejny zaakcentowała społeczne podziały, jakie narodziły się po smoleńskiej katastrofie, te między zwykłymi ludźmi, ale przede wszystkim politykami, gotowymi na wszystko, aby na wraku Tupolewa pojechać po władzę. Przecież za niespełna rok mamy wybory, jedną partię idącą po reelekcję w rządach i drugą – gotową na wszystko, aby osiągnąć wynik marzeń.

„Oczywiście. Nie chcę personalizować, bo mój mąż - jako on sam - na pewno nie był obiektem zamachu, ale uważam, że pasażerowie Tu-154 mogli zostać zamordowani.” odpowiedziała Gosiewska na pytanie czy wierzy w celowe zabicie pasażerów samolotu. Dodała też, że chce ekshumacji ciała męża i oczywiście (a jakże) dymisji rządu, który – we współpracy z Rosjanami „wysłał prezydenta na pewną śmierć”.

Beata Gosiewska jest w mniejszości rodzin smoleńskich, które jednak proszą o ciszę medialną i poszanowanie ich bólu. Większość – z pomocą bliskich, ale i finansowych odszkodowań - na nowo poskładała swoje życia, starając się uciec od oszalałych wielbicieli teorii spiskowych. A Beata Gosiewska jest w mediach codziennie. Aż trudno uwierzyć, że wdowa po Przemysławie Gosiewskim mówi jedynie swoje słowa a nie słowa partii męża, zwłaszcza jej prezesa, który – oszalały po przegranej w wyborach prezydenckich – jest gotowy na wszystko, aby tylko osiągnąć większy niż Platforma Obywatelska wynik w parlamentarnych wyborach. To przecież on co rusz wygłasza kolejne płomienne przemówienia, kładąc odpowiedzialność za katastrofę na barki Tuska, niemalże jakby premier sam (może z najbliższymi poplecznikami) sam zabił wszystkich pasażerów feralnego lotu. Intencje Kaczyńskiego są powszechnie znane i trudno jest mu się dziwić – w końcu od czasu dymisji jego rządu, Jarosław Kaczyński bezskutecznie próbuje odzyskać jakąkolwiek znaczącą pozycję w kraju. Jest politykiem i taka jego praca, a jak wiadomo – w polityce, jak na wojnie, wszystkie chwyty są dozwolone. Straszne jest jednak to, że w Polsce rośnie odsetek osób, którzy coraz bardziej wierzą w te teorie spiskowe i gotowe są uwierzyć, że polski i rosyjski premier – rozpylając sztuczną mgłę i przekupując kontrolerów – osobiście przyczynili się do katastrofy.

Większość mówi: „To czysta i cyniczna gra polityczna”. Szkoda tylko, że ci, którzy miesiąc w miesiąc podążają za Jarosławem Kaczyńskim i antyrządowymi sztandarami tworzą mu tło, nie wiedzą, że są jedynie marionetkami w rękach prezesa. Tzw. „prawda smoleńska ma być jedynie narzędziem, dość pomocnym do wywołania antyrosyjskich nastrojów i obaw przed jakąś inwazją. To, czego chce Jarosław Kaczyński to władza. Nie daliśmy mu zostać prezydentem, dlatego przez następne miesiące skupi się na walce o fotel premiera. I nie będzie przebierał w środkach. Będzie obrażał i rzucał oskarżenia. Jego najbliżsi współpracownicy skupią się na udowodnieniu całej Polsce, że Donald Tusk to zdrajca, a jego miejsce jest przed Trybunałem Stanu. Beata Gosiewska jest dla Kaczyńskiego jak prezent z nieba. Nic nie robi tak dobrze, jak wdowa w żałobie rzucająca oskarżenia. Jej uwierzy więcej osób niż politykowi.

Taki show medialny potrwa co najmniej do wyborów. Czym bliżej do wyborczego dnia, tym pewnie będzie gorzej. My staniemy się mimowolnymi widzami tego show. Potem wybierzemy. A potem się uspokoi. Może.

Fot. mwmedia

Redakcja poleca

REKLAMA