Awantura o Paulę

Nazwy mają niezwykłą moc kreowania rzeczywistości i oddziaływania na ludzi. Doskonale wiedzą o tym się młodzi rodzice, wybierający imię dla swojego dziecka. Motywem wyboru jest często nadzieja, że konkretne imię coś dziecku w życiu zapewni, pomoże osiągnąć jakieś cele lub wykształci w osobie je noszącej pożądaną cechę, np. Bolesław ma być sławny, Zofia mądra a Paula?
Marta Kosakowska / 05.01.2011 23:55

Nazwy mają niezwykłą moc kreowania rzeczywistości i oddziaływania na ludzi. Doskonale wiedzą o tym się młodzi rodzice, wybierający imię dla swojego dziecka. Motywem wyboru jest często nadzieja, że konkretne imię coś dziecku w życiu zapewni, pomoże osiągnąć jakieś cele lub wykształci w osobie je noszącej pożądaną cechę, np. Bolesław ma być sławny, Zofia mądra a Paula...? 

Paula (skrócona wersja imienia Paulina), jeśli wierzyć księgom imion, to osoba dumna i wyniosła, z predyspozycjami na rasową choleryczkę, sprawiająca wrażenie osoby zimnej, a mimo tego zachowywanie odpowiednio niskiej temperatury krwi w trudnych sytuacjach nie jest jej mocną stroną. No cóż, delikatnie mówiąc, Paulina, nazywana zdrobniale Paulą, nie należy do ludzi  metaforycznymi, medycznymi zdolnościami opatrunkowymi, opisywanymi jako „do rany przyłóż”. Swoją drogą, ciekawe że po zapoznaniu się z potencjalnymi przywarami właścicielki tego imienia, ktoś jeszcze decyduje się na nadanie tego, nomen omen, imienia swojej córce... Ale do rzeczy. Mowa tu o nazewniczym precedensie w polskim show biznesie. Ni stąd ni zowąd na naszym rodzimym rynku muzycznym mamy wie wokalistki o tym samym wdzięcznej ksywce "Paula". Skoro rozpoczęliśmy od nawiązania do lektury szkolnej, zabrnijmy w to dalej, sprawa to klasyczny „spór o mur”, czyli pat, bo każda z piosenkarek ma, jakby nie patrzeć, święte prawo do używania jako pseudonimu artystycznego, swojego imienia. I pani Paula Marciniak twierdzi, że organizatorzy koncertów i imprez rozrywkowych zamiast do niej, dzwonią do niej starszej koleżanki po fachu, pani Pauli Ignasiak, przez co początkująca wokalistka traci potencjalne zlecenia i nie może się wybić, choć skrzydła do lotu rozłożyła, na co bez wątpienia nieoceniony wpływ miał sam Michał Wiśniewski, który wspiera promocję koleżanki po fachu. Z pewnym zażenowaniem muszę przyznać, moja wrażliwość sięga na tyle daleko, żeby poniekąd zrozumieć argumenty obu pań.

Paulla i Paula

W mojej klasie w liceum było nas trzy o tym samym imieniu. Proszę sobie wyobrazić nasze miny, kiedy ktoś zawołał „Marta” a wszystkie trzy głowy, jak na wojskową komendę, zgodnie odwracały się w stronę głosu wołającego. I proszę sobie wyobrazić minę sprawcy tej komicznej sytuacji. Pal sześć jeśli chodziło o pożyczenie komuś „zeta” na drożdżówkę w szkolnym sklepiku. Jednak kiedy szło o jedyną w klasie „piątkę” z klasówki z fizyki, sprawa nabierała powagi. Oczywiście dobra ocena z „fizy” nijak się ma do zlecenia koncertu za kilkadziesiąt tysięcy złotych, ale frustracja wywołana brakiem wyrazistości własnej tożsamości, ta sama.

„Paula jest tylko jedna i nie obchodzi mnie, że Ignasiak była wcześniej - powiedziała Faktowi Marciniak. Przez to mam wiele kłopotów, bo wciąż nas ze sobą mylą. Poszłam do urzędu patentowego i zastrzegłam nazwę "Paula" jako znak towarowy.” Bardzo sprytnie, jednak jeśli mnie bystrość umysłu na zawodzi, to jej wokalna imienniczka pisze się przez dwa „l”. No i klops. A raczej kotlet i to odgrzewany, bo pseudonim artystyczny z pewnością do oryginalnych nie należy, bo była już i Paula Abdul, i pewna znana z reklamy budyniu krowa. Miejmy nadzieję, że cechy tej ostatniej właścicielki spornego imienia nie ujawnią się u skonfliktowanych wokalistek.

A menedżer Ignasiak na to jak na lato: „Ciekawe, czy Paula Marciniak wie, że takie rozpatrzenie sprawy w urzędzie patentowym trwa nawet 2 lata. Na razie nie widzę problemu ani potrzeby, by Paulina posługiwała się całym nazwiskiem.” Pogubiłam się. Ignasiak, Marciniak, Paula, Paulla – zwariować można. Paniom Paulom pozostaje jeszcze jedna metoda na odcięcie się od tej drugiej – odpowiednio wybitne lub chociaż wyraziste dokonania muzyczne, które nie będą pozostawiały cienia wątpliwości, kto jest kim.

Jak rozstrzygnąć ten spór? Czy kierując się zasadą pierwszeństwa czy może wyższego miejsca w rankingach popularności? No bo co by było, gdyby nagle tak na polskich rynku muzycznym rozbłysła gwiazdeczka, która postanowiłaby nazwać samą siebie „Dodą” czy inną „Sarą May”? A idąc nieco cwaniaczkowatym tokiem rozumowania, jeśli pseudonimy znanych osób nie są zgłoszone w urzędzie patentowym, to co? Być może właśnie w mojej głowie narodził się wart miliony pomysł na złoty biznes. Proszę wybaczyć nagle urwanie tekstu. Wybiegłam do urzędu.

 

Fot. MW Media

Redakcja poleca

REKLAMA