Australijski rząd protestuje: stop photoshopowi!

Wypaczanie właściwego wizerunku ludzkiego ciała przez photoshop zaszło za skórę australijskiemu rządowi.
/ 09.07.2010 12:51

Wypaczanie właściwego wizerunku ludzkiego ciała przez photoshop zaszło za skórę australijskiemu rządowi.

babble.com

Szczególnie że ingerencje grafików w każde już zdjęcie ukazujące się w kolorowych magazynach nie są Australijczykom po drodze wraz z ich programem promowania „zdroworozsądkowego” wizerunku ludzkiego ciała. Kampania skierowana głównie do młodych ludzi, którzy w okresie dojrzewania mocno przeżywają wszelkie zachodzące w ich organizmie zmiany i są jednocześnie bombardowani przez media „idealnym” wizerunkiem ciała, któremu oczywiście nie potrafią sprostać, bo nie jest zwyczajnie prawdziwy. Akcja ma na celu wyeliminowanie dotychczasowego, wypaczonego obraz ciała i urody, jaki obowiązuje w mediach i zastąpienie go nowym – prawdziwym, bardziej zaokrąglonym, mającym pryszcze i krzywe nogi na zdjęciach nietkniętych programem graficznym. Zgodnie z filozofią tych nowych działań rządu modelki na fotografiach będą miały nareszcie zarysowane biodra, celebryci nie będą nieskazitelni, jeśli chodzi o zmarszczki czy inne mankamenty urody, zaś na wybiegach modowych ma obowiązywać nowy „modelkowy” rozmiar bliski europejskiej 40.

Tak według najnowszych wytycznych australijskiego rządu mają wyglądać kobiety na wybiegach i reklamach. Zdjęcie z głośnej kampanii Dove promującej pełne, kobiece kształty

Wdrażaniem owych wytycznych zajmuje się specjalna National Advisory Group on Body Image (w wolnym tłumaczeniu: narodowa grupa doradcza zajmująca się kreowaniem właściwego wizerunku ludzkiego ciała w mediach) – ma ona za zadanie zmienić przede wszystkim sposób myślenia Australijczyków, których zaledwie 20% jest zadowolonych ze swojego wyglądu. Bardziej radykalne wskazania walki ze złym medialnym wizerunkiem ludzkiego ciała dotyczą całkowitego zakazu reklamowania środków odchudzających, nakazu zatrudniania przez domy mody bardzo szczupłych czy wręcz wychudzonych modelek, a także powstrzymanie zapędów grafików przed nagminnym „poprawianiem” fotografii i kształtów ludzi na nich widniejących oraz przeciwdziałanie dyskryminacji występujących na wybiegach modelek, których kolor skóry czy waga odbiega od idealnego wizerunku „wieszaka”.

"Przepis" dla grafika jak ma poprawiać zdjęcia

personal.amy-wong.com

Co ciekawe, najwięksi kreatorzy mody zaczynają się korzyć z powodu tego photoshopowej epidemii: swego czasu głośno było o przeróbce modelki Filippy Hamilton, która na zdjęciach z sesji fotograficzne reklamującej jedną z kolekcji Ralpha Laurena została po prostu zmasakrowana i kompletnie nie przypominała nawet dziewczęcego podlotka, któremu dopiero zaczyna się kształtować kobieca sylwetka – prędzej poważnie chorą anorektyczkę, której głowa była większa niż jej biodra. Podniosły się naprawdę donośne głosy krytyki, zareagowali zbulwersowani dziennikarze, stylistki i zwyczajni wyjadacze mody, ale co najważniejsze – wypowiedział się w tej sprawie sam Lauren, który przeprosił wszystkich za to, jak przedstawiliśmy [marka] ciało kobiety, krzywdząco ingerując w nie komputerowo, ukazując je w sposób krzywdzący i dając kompletnie nierealny wzór do „naśladowania” innym. Ale przecież to tylko słowa – i tak robią swoje, czyli modę, której przedstawieniem w mediach zajmują się odpowiednie wynajęte przez domy modów agencje fotograficzne, PR czy graficy w końcu. Przemysł modowy to istna machina, system, w którym jedna część ściśle powiązana jest z drugą – więc gdyby wyeliminować jedną, ucierpiałaby cała reszta tego układu, mimo szczytnych pobudek.

Efekty słynnego "szału twórczego" grafików przygotowujących kampanię Blue Label, którą reklamowała Hamilton

Czy będzie łatwo wdrożyć australijskiej organizacji te zalecenia? Raczej nie. Wbrew pozorom ingerencje photoshopa są przez czytelników magazynów modowych czy plotkarskich wręcz pożądane: na zlecenie redaktor naczelnej amerykańskiego magazynu „Self” przeprowadzono ankietę, z której wynika, że „grube” modelki na okładce (czy też bardziej niż chodzące wieszaki zaokrąglone) po prostu „nie sprzedają” pisma – trzeba je więc poprawiać na nienaturalnie piękne. Owszem, przedstawiona od czasu do czasu na  okładce i mająca bardziej bujne kształty gwiazda przykuwa wzrok czytelnika „Vanity Fair” lub innego, bawiącego się z konwencjami magazynu, ale jest to zainteresowanie trochę niezdrowe i przede wszystkim chwilowe. Ten chudy trend może się więc utrzymać dłużej i to dzięki samym czytelnikom, którzy pożądają oglądania nieotłuszczonej modelki. Mimo wszystko postępowanie Australii można uznać za krok w dobrym kierunku. Pytanie tylko, jak szybko dojdzie jej rząd do upragnionego do celu, skoro ograniczenia dotyczą rodzimego rynku medialnego – a przecież ludzie mają dostęp do innych, zagranicznych źródeł, nieprzejmujących się rządowymi dyrektywami małego kraju i propagującymi taki wizerunek, jaki im się podoba?

A Wy jak myslicie: czy powinniśmy się godzić na photoshopową sieczkę, jaką serwują nam magazyny modowe, czy może warto jakoś temu zaprotestować?

Redakcja poleca

REKLAMA