Ach, co to będzie za ślub!

Ona, w białej sukni, schowana za welonem przed zawistnymi spojrzeniami zgromadzonych gości, na tę jedyną noc w swoim życiu ma okazję stać się podziwianym przez wszystkich „łabędziem”. On, w idealnie skrojonym garniturze, ma za zadanie nie rzucać się w oczy, ale być tuż obok. I pasować do jej kreacji, której przed dniem ślubu nie było dane mu widzieć.
/ 27.02.2008 00:32
Ona, w białej sukni, schowana za welonem przed zawistnymi spojrzeniami zgromadzonych gości, na tę jedyną noc w swoim życiu ma okazję stać się podziwianym przez wszystkich „łabędziem”. On, w idealnie skrojonym garniturze, ma za zadanie nie rzucać się w oczy, ale być tuż obok. I pasować do jej kreacji, której przed dniem ślubu nie było dane mu widzieć.

Razem nie od dziś. Pewni, że „żyli długo i szczęśliwie” będzie częścią ich wspólnej bajki. Jeszcze tylko muszą przekroczyć ostatnią „bramę”, i podróż poślubna stanie się początkiem ich wędrówki. Na dobre, i na złe. Ach, co to będzie za ślub!

Jak już biały ślub, to i romantycznie być musi, a i najlepiej, gdy litera „r” rozdźwięczy się w nazwie miesiąca. Różne niebezpieczeństwa czyhają na szczęście młodej pary (choćby w postaci zazdrośnie zerkającej drużki – koniecznie panny!), lepiej więc zagwarantować sobie boże błogosławieństwo w postaci wiosennego lub jesiennego deszczyku. Może się przecież zdarzyć, że nikt z gości nie pomyśli o ryżu, który zamiast trafić na głowy szczęśliwej pary, rozgotuje się w pośpiesznie przygotowywanej pomidorowej. I co wtedy? Młodzi nerwowo przypominać sobie będą płomień palącej się przy ołtarzu świecy. Może ironicznie migał swym blaskiem, złowieszczo przepowiadając zbliżające się kłopoty w związku?

Do tego nie można zapomnieć o dźwięku tłuczonego szkła. Talerze w domu całe? Trzeba więc kieliszki po wypiciu powitalnego szampana mocno rzucić za siebie. Oglądać się za siebie nie wypada. Tak jak nie należy w drodze do ołtarza niepewnie zerkać, czy nasz welon na pewno dobrze leży, a do sukienki nie doczepił się nieproszony gość w postaci listka czy gałązki. Z uśmiechem na ustach i dumnie podniesioną głową mamy kroczyć ku naszemu szczęściu i nowemu, radosnemu życiu u boku ukochanej osoby. Bez potknięć! A jak próg wysoki, świetna to okazja by się przekonać, czy nasz świeżo poślubiony małżonek faktycznie wieczory spędzał pozbywając się brzuszka na siłowni, a nie dodatkowo go dokarmiając procentowym trunkiem.

Wiadome, że dziś w gospodarstwie domowym rządzi ten, kto ma pilota do telewizora. Ślub to nie zawody, ale i tu kto pierwszy, ten lepszy – klęczeć w białej sukni dłuższą chwilę niewygodnie, więc pretekst dobry, by nie czekać, aż małżonek pierwszy powstanie. Potem jeszcze będzie miał ochotę górować w związku! Na wszelki wypadek dobrze w czasie ceremonii ślubu nakryć swą suknią buta pana młodego. Oczywiste, kto od tej chwili będzie „pod pantoflem”! My zaś nie będziemy musiały się obawiać, że ominie nas tysiąc któryśsetny odcinek naszego ulubionego serialu.

Należy też pamiętać, by właściwymi słowami odpowiedzieć na przywitanie pary chlebem i solą. Gdy padnie pytanie: „Co wybierasz: chleb, sól czy pana młodego?” bez zastanowienia trzeba odrzec: „Chleb i sól. I pana młodego, żeby pracował na nie”. Jeśli zaś marzy nam się kariera zawodowa, może lepiej wybrać swojego świeżo poślubionego małżonka, a chleba i soli dorobić się wspólnie? Decyzja należy już do nas!

Jeszcze tylko pierwszy taniec, i czas przyzwyczaić się do nowej roli. A że obrączka z początku nieco nas uwiera? Przynajmniej nie grozi nam jej zgubienie. I zapodzianie gdzieś własnego męża!

Anna Cyryło

Redakcja poleca

REKLAMA