„Droga do szczęścia” reż. Sam Mendes

Kate Winslet i Leonardo diCaprio zdecydowali się wsiąść po raz drugi na wspólny „statek” – tym razem jednak nie pokonują wód oceanu, a razem płyną przez życie. Wyprawa, kierowana przez brytyjskiego reżysera, Sama Mendesa (prywatnie, męża aktorki), jest tytułową „drogą do szczęścia”.
/ 02.07.2009 07:38
Kate Winslet i Leonardo diCaprio zdecydowali się wsiąść po raz drugi na wspólny „statek” – tym razem jednak nie pokonują wód oceanu, a razem płyną przez życie. Wyprawa, kierowana przez brytyjskiego reżysera, Sama Mendesa (prywatnie, męża aktorki), jest tytułową „drogą do szczęścia”.

April i Frank Wheeler, główni bohaterowie filmowej opowieści, zaczynają bowiem dostrzegać, że stagnacja i rutyna wdarła się w ich codzienność, zabijając dawne uczucie. Kiedy zaś męczy nas wykonywanie zwykłych prozaicznych czynności, może warto… zmienić swoje życie o 180 stopni?

„Droga do szczęścia” reż. Sam Mendes

April ma dosyć życia na pokaz. Dopasowywania się do oczekiwań innych i tłumienia własnych potrzeb i marzeń. Chce znów czuć, że kocha i jest kochana. Pragnie, by wróciło to „coś”, dzięki czemu wiele lat wcześniej nie potrafiła oderwać od swego ukochanego oczu, wpatrując się w niego niczym w obrazek. Niestety, z wielkich planów o wielkim, pasjonującym i pełnym ciągłych wyzwań życiu, jak to często bywa, nie wyszło nic. Ona zaszła w ciążę, więc kupili dom gdzieś na przedmieściach, chwilę później urodziło się drugie dziecko i wkrótce zaczęli przypominać typowe amerykańskie małżeństwo, gdzie on zarabia na rodzinę, ona zaś troszczy się o ciepło domowego ogniska. Nudno, monotonnie i… gdyby rozglądnąć się dookoła, okazałoby się, że żyją jak wszyscy i niczym się od innych tak naprawdę nie wyróżniają. Ale czy o to im kiedyś chodziło? Co się stało z dawną marzycielską April, i dawnym, beztroskim Frankiem? Zniknęli, czy jedynie nieco pokryło ich kurzem?

W jednej z początkowych scen widzimy tłum ludzi wysiadających z kolejki podmiejskiej i podążających gdzieś w tym samym kierunku. Chwilę później mężczyźni, ubrani w podobne garnitury i kapelusze, zmierzają schodami do firmy, gdzie od rana do późnego wieczoru wypełniają obowiązki służbowe. Jest wśród nich również Frank – jeden z pracowników korporacji, zwykły urzędnik szeregowy, wykonujący nudną pracę biurową polegającą na papierkowej robocie. Zero kreatywności, małe szanse na awans, o czym doskonale wie młody pan Wheeler, mając w pamięci własnego ojca, który kilkadziesiąt lat przepracował na jednym i tym samym stanowisku. Co więcej, w tej samej firmie, gdzie dziś papierkową robotę wykonuje jego syn. Nagła propozycja April, by wyjechali do Paryża i rozpoczęli nowe życie, początkowo budzi we Franku entuzjazm. W jednym z kolejnych ujęć znów widzimy, jak fala urzędników sunie w jednym kierunku, podczas gdy pan Wheeler, zamiast podążać za tłumem, stoi oparty o balustradę. On już nie pasuje do tego świata. Przed nim nowe wyzwania – w końcu odkryje swoje powołanie, i zacznie żyć po swojemu, bez oglądania się na obowiązujące w społeczeństwie amerykańskim standardy. Tylko… czy wystarczy Frankowi odwagi, by ruszyć pod prąd?

Łatwo kupić bilet w jedną stronę, trudniej oswoić z myślą, że znów będziemy musieli rozpocząć wszystko od nowa. Na dodatek w obcym nam kraju, gdzie nie mamy bliskich, którego języka nie rozumiemy i o którym mamy tak naprawdę jedynie mgliste wyobrażenie. April i Frank chcą odszukać szczęście - czy jednak droga, jaką wybrali, nie wiedzie ich na manowce?

Film w ciekawy sposób pokazuje, że nie wystarczy szczerze ze sobą rozmawiać, by pokonać małżeńskie kryzysy. Trzeba przede wszystkim wsłuchać się w siebie i nauczyć się słuchać drugiej osoby. Inaczej, może się okazać, że zamiast trafić do Ziemi Obiecanej, trafimy, w najlepszym wypadku, na oddział szpitala psychiatrycznego…

Fot. www.r-road.jp
(a.)

Redakcja poleca

REKLAMA