Z życia wzięte - prawdziwe historie miłosne

Byliśmy sobei przeznaczeni fot. Panthermedia
To niesamowite, że wpadliśmy na siebie na Krupówkach! A ja myślałam, że już go nie zobaczę.
/ 05.06.2019 10:02
Byliśmy sobei przeznaczeni fot. Panthermedia

Szłam po Krupówkach po raz pierwszy od pięciu lat. Ostatni raz byłam tutaj z moim byłym mężem, Jarkiem. Pamiętam, że strasznie się kłóciliśmy. O co? Nie mam pojęcia. Wtedy już w naszym związku sprzeczki wybuchały prawie o wszystko.
Ale teraz byłam na urlopie, słońce opromieniało mi twarz i czułam się naprawdę wspaniale! Nie miałam zamiaru myśleć
o żadnych nieprzyjemnych sprawach.
Przymknęłam na chwilę oczy, rozkoszując się ciepłem rozchodzącym się po moich policzkach i… nagle na kogoś wpadłam!
– Przepraszam! – powiedziałam.
– Nic nie szkodzi… – odparł z wyraźnym cudzoziemskim akcentem, odwracając się do mnie i wtedy oboje zastygliśmy z zaskoczenia.
– Witaj! – odzyskałam głos pierwsza.
– Beatka!… Jakże miło cię zobaczyć! – powiedział ciepło, poruszając w mojej duszy jakieś struny, które drgnęły na wspomnienie jego głosu.
– Arni… Co ty tutaj robisz? Jesteś na wakacjach?
– Można tak powiedzieć… – uśmiechnął się. – Moja firma szuka w Krakowie lokalu na przedstawicielstwo. Wysłali mnie, żebym znalazł coś interesującego, ale uciekłem dzisiaj na wagary do Zakopanego. A ty? Masz wolne?
– Tak, jestem na urlopie – odparłam.
– Wciąż pracujesz w tej samej firmie?
Kiwnęłam głową. Zamyśliłam się.
Nie do wiary, że rozmawiamy sobie tak jakby nigdy nic!
Dla przechodniów jesteśmy tylko dwojgiem znajomych w średnim wieku, którzy spotkali się przypadkiem na ulicy. Pogadają sobie, może nawet pójdą na kawę, ale potem znowu o sobie zapomną. Nikt nie wpadłby na to, że przez trzy lata byliśmy kochankami…

Arnold jest Austriakiem i przyjechał do mojej firmy jako konsultant. Nikt właściwie nie wiedział, co z nim zrobić i w końcu jednego dnia zwalono go na moją głowę. Byłam wściekła, że muszę się nim zająć, miałam inne rzeczy do roboty, a to mi wpadło tak niespodziewanie. Czekały mnie później dodatkowe godziny spędzone w biurze, na co nie miałam najmniejszej ochoty.
Gdy zobaczyłam Arniego po raz pierwszy, akurat wysyłał jakiegoś SMS-a
i był tym tak strasznie zaaferowany, że ledwie podniósł głowę, kiedy szef mnie przedstawiał. Ale kiedy już ją podniósł… Zawisł na mnie zachwyconym wzrokiem.
Zrobiło mi się głupio, bo już od dawna nikt nie przyglądał mi się z tak jawnym zainteresowaniem, widocznym nawet dla moich współpracowników.
Zabrałam więc szybko Arniego do swojego gabinetu, aby nie robić przedstawienia.
A tam zarzuciłam go rozmaitymi danymi na temat naszej działalności, nie przestając gadać jak nakręcona. Słuchał
z uprzejmym uśmiechem i było dla mnie jasne, że ma w nosie te wszystkie liczby i osiągnięcia.
Wpatrywał się we mnie, a pod koniec mojego wywodu spytał, czy pójdę z nim na kawę.
– Jestem w tym kraju po raz pierwszy i zupełnie sam… – zrobił nieszczęśliwie błagalną minkę, ale mu odmówiłam.
– Nie spodziewałam się zaproszenia
i mam już zajęty wieczór – odparłam.
– Dlaczego? Jest przystojny i miły! Mogłaś pójść się rozerwać, służbowo!
– stwierdziła Danka, moja współpracowniczka i przyjaciółka.
– Ale on chce mnie zaciągnąć do łóżka! – wykrzyknęłam.
– No i co z tego? To
z nim idź!
Zatkało mnie,
a ona dokończyła:
– Beatko, wiem wszystko o twoim małżeństwie i zapewniam cię, że mały romansik na boku dobrze ci zrobi, trochę cię dowartościuje. A z tym Arnim sprawa jest bezpieczna. Cudzoziemiec, wcale nie zamierza się tutaj angażować. Zależy mu tylko, żeby było miło, podobnie jak tobie.
– Może i racja. Ale już mu odmówiłam.

Byłam pewna, że sprawa jest zakończona, zanim się zaczęła. Wprawdzie potem ze dwa razy dostałam od Arniego maile
z pozdrowieniami, ale nic więcej.
I nagle, kilka miesięcy później napisał, że znowu będzie w Polsce! I chce się spotkać, więc czy mogłabym zarezerwować sobie dla niego czas.
Odpisałam, że tak, z silnym przeczuciem, że tym razem do czegoś między nami dojdzie…
Nie myliłam się, poszliśmy do łóżka i… było fantastycznie! Nigdy wcześniej z żadnym mężczyzną nie przeżyłam tak wspaniałego seksu, żaden nie starał się mnie tak zadowolić, nawet mój mąż.
A może zwłaszcza on…
Oboje jednak wiedzieliśmy z Arnim, że łączy nas tylko łóżko. Mieszkaliśmy w dwóch różnych krajach, porozumiewaliśmy się po angielsku, mieliśmy swoje życie. On właśnie niedawno rozwiódł się z żoną, ale miał jakąś przyjaciółkę. Ja walczyłam resztkami sił o swoje małżeństwo. Wspólny seks był dla nas obojga wytchnieniem i radością. Świątecznym prezentem, ale tylko świątecznym. Na co dzień wracaliśmy do grania swoich ról, które przydzielił nam los.
Spotykaliśmy się co dwa, trzy miesiące. Najczęściej Arni przyjeżdżał do Polski, ja dwa razy odwiedziłam go
w Wiedniu, zasłaniając się przed mężem delegacją. Nawet nie zauważyłam, kiedy mój kochanek zaczął się coraz bardziej angażować w nasz związek. Oprzytomniałam, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że próbuje mówić po polsku!
Kiedy się nauczyłeś? – zdębiałam.
Ja nadal po niemiecku nie rozumiałam ani słowa!
– A tak jakoś! – machnął ręką. – Kto wie, może kiedyś będę musiał porozmawiać z twoim synem…
– On ma dziesięć lat i dobrze radzi sobie z angielskim – odparłam, ale w głowie zaczęły mi dzwonić alarmowe dzwonki. A kiedy dowiedziałam się, że Arni stara się o posadę w jednej z polskich firm, alarm włączył mi się na całego!
– Pomyślałem sobie, że dobrze byłoby być bliżej ciebie… A może nawet zamieszkalibyśmy razem?… – powiedział niespodziewanie, gdy go o to zapytałam.
– To miał być romans bez zobowiązań! – przypomniałam mu.
– Ale ja się w tobie zakochałem! – wydukał wyraźnie zraniony moją postawą.
„Wiedziałam, że nie powinnam się
w to bawić! – wyrzuciłam sobie w duchu. – Ten związek może mnie kosztować rozwód i to z mojej winy! W dodatku teraz, kiedy zaczęliśmy się z Jarkiem jakoś na nowo dogadywać!”

Z bólem serca, ale zerwałam z Arnim, zasłaniając się dobrem dziecka, które powinno mieć pełną rodzinę.
– Daj mi znać, jeśli kiedykolwiek zmienisz zdanie… – powiedział tylko.
Paradoksalnie po tym naszym ostatnim spotkaniu wszystko potoczyło się bardzo szybko, jak lawina. Po krótkotrwałym polepszeniu moje małżeństwo zmieniło się w istne piekło! Jarek najwyraźniej uznał, że jestem słaba
i skłonna do ustępstw, bo jego wyskoki przebrały wszelką miarę. Przestał się w ogóle liczyć z moim zdaniem, a gdy usiłowałam je wyrazić, robił awantury. W końcu, gdy podniósł na mnie rękę, zdecydowałam się na rozwód!
Byłam pewna, że mąż będzie mi go utrudniał, ale tutaj nagle z pomocą przyszła mi jego matka. Wyraźnie dała synowi do zrozumienia, że nigdy nie byłam dla niego wystarczająco dobra i zamożna, więc teraz skoro ma taką możliwość, powinien ruszyć w konkury do jej sąsiadki, bogatej wdówki, która od dawna ma na niego oko. Grzegorz rozwiódł się więc ze mną błyskawicznie, nawet zostawiając mi nasze nieduże dwupokojowe mieszkanie.
Po rozwodzie odetchnęłam i zaczęłam żyć dniem dzisiejszym, wychowując syna. Czasami tylko wspominałam utraconego kochanka, aż w końcu moja przyjaciółka mnie zapytała.
– A kontaktowałaś się z Arnim?
– Po co? – zdziwiłam się. – Naprawdę sądzisz, że on mówił to serio i czeka na mnie już półtora roku? – roześmiałam się.
Nigdy bym się jej nie przyznała do tego, że mam nadzieję, że tak jest…
– Na twoim miejscu bym to sprawdziła. Co masz do stracenia? – odparła.
Wahałam się, jednak w końcu… wysłałam do Arniego długiego szczerego mejla, mówiąc mu o mojej sytuacji i uczuciach, które do niego nadal żywię.
Z bijącym sercem czekałam na odpowiedź, która… nie nadeszła.
– Kontaktowałaś się z nim? – zapytała mnie po jakimś czasie przyjaciółka.
– Tak, nie jest już zainteresowany – odparłam niby obojętnie, chociaż w głębi serca żałowałam, że tak potoczyły się sprawy.

[CMS_PAGE_BREK]

A teraz stałam naprzeciwko niego na słonecznych tego dnia Krupówkach. I nie wiedziałam już, co powiedzieć. On chyba także nie, bo w końcu zapytał:
– Jesteś tutaj z rodziną?
– Nie. Przyjechałam sama na kilka dni. Syn został z moją mamą – odparłam.
– A mąż? – wyrzucił z sobie.
– Arni, jaki mąż? Ja się przecież rozwiodłam prawie dwa lata temu! – wykrzyknęłam, patrząc na niego wielkimi oczami.
Zobaczyłam, jak robi się blady…
– Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? – spytał z nagłym bólem w oczach.
– Powiedziałam! – zapewniłam go natychmiast. – Wysłałam ci przecież mejla!
Wpatrywał się we mnie, jakby nic nie rozumiejąc.
– Na twoją prywatną skrzynkę, którą masz od lat! Wszystko ci tam napisałam!
– Dobry Boże! – wykrzyknął nagle po niemiecku, wzburzony. – Co za niefart!
– Jaki znowu niefart? – zapytałam zaniepokojona i nagle zrozumiałam.
– Rany! Ty nie dostałeś tego maila!
– Nie dostałem… – przyznał. – Dwa lata temu był poważny atak hakerski na skrzynki mejlowe w Austrii. Musiałem zmienić adres mejlowy.
– I dlatego mój list poszedł w kosmos! A ja myślałam…. – zakryłam usta ręką.
– … że już mnie nie obchodzisz? – dokończył. – To nieprawda! – zaprzeczył natychmiast żarliwie. – Nie ma dnia, abym o tobie nie myślał!
Objął mnie gwałtowne i mocno przytulił, a ja rozpłakałam się na całego.
– Cicho, kochanie, już dobrze… Nadrobimy te dwa lata, zobaczysz… – pocieszał mnie. – Jeśli tylko zechcesz – odchylił głowę, patrząc mi głęboko w oczy.
– Chcę! – odpowiedziałam, przypieczętowując swoje słowa pocałunkiem.
Dzisiaj mieszkamy w Krakowie, gdzie mój ukochany mąż prowadzi przedstawicielstwo jednej z austriackich firm. Doskonale dogaduje się z moim synem, chociaż Dominik woli z nim rozmawiać po niemiecku niż po polsku, twierdząc, że w ten sposób szlifuje język.
– Gdybym wtedy wiedziała, że tylko wysłałaś mu mejla, zamiast zadzwonić, zmyłabym ci głowę! – przez dłuższy czas wypominała mi przyjaciółka.
Przestała, gdy została druhną na naszym ślubie. Ja także staram się nie myśleć
o przeszłości, na szczęście wszystko się dobrze skończyło. Najwyraźniej los uznał, że jesteśmy sobie z Arnim przeznaczeni.

Redakcja poleca

REKLAMA