„Czekałem na odpowiedni moment, żeby poderwać przyjaciółkę. Byłem dżentelmenem i przed nosa sprzątnął mi ją jakiś goguś”

Nieszczęśliwie zakochany mężczyzna fot. Adobe Stock
Jakiś goguś złamał jej serce, więc na razie bidula nie chciała z nikim się umawiać. Musiałem być cierpliwy.
/ 29.03.2021 11:06
Nieszczęśliwie zakochany mężczyzna fot. Adobe Stock

Już od pewnego czasu nosiłem się z myślą, by wyemigrować z akademika. Zrobiło się naprawdę nieznośnie, bo jakimś przedziwnym zbiegiem okoliczności okazałem się mężem opatrznościowym – taką ofiarą losu, co to zawsze można do niej wpaść po skrypty albo notatki. Nie miałbym nawet nic przeciwko temu, gdyby przy okazji ludzie zapraszali mnie na imprezy czy zabierali na koncerty. Niestety, nic z tych rzeczy. Miałem się tylko uczyć, znosząc hałasy i popijawy za ścianą, a w razie potrzeby służyć pomocą. Do szału mnie już doprowadzała ta jednostronna uprzejmość!

Przeprowadzka zmieniła moje życie

Toteż gdy Maciek, z którym chodziłem na dodatkowe zajęcia z filozofii, zapytał, czy nie chciałbym się do niego wprowadzić, poczułem się otwarty na propozycję.
– Myślałem, że macie komplet – upewniłem się tylko, na co on odpowiedział, że mieli, ale tydzień wcześniej wyprowadziła się jedna z dziewczyn, której nie stać było dłużej na opłacanie stancji w centrum. Teraz i pozostałym wychodziło za drogo, dlatego na gwałt chcieli kogoś dokwaterować.

Pojechałem po zajęciach obejrzeć lokum, zobaczyłem Martynę i – wsiąkłem na amen. Na Boga! Zamieszkałbym tam, nawet gdybym musiał dorabiać nocami w kopalni! Jeszcze tego samego dnia przeniosłem wszystkie swoje rzeczy na nowe miejsce.

Myślę, że każdy facet wie, jak to jest…. Nosi się w sercu bliżej niesprecyzowany obraz dziewczyny sklejony ze snów, postaci filmowych i rzeczywistych osób, czasem widzianych tylko przez chwilę na ulicy lub w pociągu. I nagle trach! Wpada się na taką Martynę, która dokładnie wypełnia kontur, dopasowując się w najdrobniejszych szczegółach. Nie ma sensu się przed tym bronić – jedyne, co pozostaje, to zdobyć ten ideał, rozkochać w sobie i porwać we wspólną przyszłość. Nie będzie łatwo – tyle wiedziałem – lecz tylko głupiec spodziewałby się, że najważniejsze rzeczy w życiu przychodzą ot tak, jak pstryknięcie palcami. Najważniejsze, że byłem blisko!

Oszalałem na jej punkcie

Zacząłem ją oswajać. Kręciłem się zawsze obok, bynajmniej nie nachalnie; po prostu wszedłem w dobrze już znaną z akademika rolę „pomocnej ręki”. A to odsunąłem garnek z kaszą, gdy groziło mu przypalenie, a to zalałem kawę, pożyczyłem śmietanki do niej, gdy zabrakło… Starałem się zawsze mieć gazetę, którą Martyna lubiła czytać, popierałem ją w czasie sporów przy jedynym telewizorze, raz nawet zrobiłem dziewczynie formatowanie kompa.

Powoli zaczynała traktować mnie jak kumpla, więc w pewnym momencie zebrałem się na odwagę i zaprosiłem ją do kina.
– Ja się nie umawiam – podniosła ręce obronnym gestem. – Przynajmniej na razie.
– Nie chcesz iść na Woody’ego Allena? – wziąłem ją pod włos, wiedząc, że Martyna uwielbia tego neurotycznego starucha.
Poskutkowało – przestała być taka zasadnicza. Ale zaczęła marudzić, że jest po trudnym związku, nie chciałaby robić mi złudnych nadziei, i takie tam farmazony.
– No, skromnością to nie grzeszysz – spacyfikowałem ją według starej zasady, że najlepszą obroną jest atak. – Zapraszam cię jako kumpel, nie potencjalny narzeczony!

I zatkało kakao! Co mogła dodać? Chyba było widać, że prosty jak konstrukcja cepa ze mnie chłopak i nie mam podwójnego dna! „Swoją drogą – pomyślałem – trzeba by się czegoś dowiedzieć o tym byłym Martysi. Tak, gwoli ostrożności, żeby nie popełnić jakiegoś błędu”. To akurat okazało się mało skomplikowane. Dwa razy zaprosiłem Maćka na piwo i już miałem pełny obraz – zresztą wszystkich historii miłosnych mieszkańców naszej stancji. Nie mogłem się przecież odsłaniać i wypytywać go tylko o Martynę!

Działałem powoli, aż za bardzo 

Zadziwiające, jak ludziom nagle odbija palma, gdy znajdą się daleko od domu. Można by pomyśleć, że zapisali się na uniwerek tylko po to, żeby sypiać z kim popadnie! Moja ukochana – jak się dowiedziałem – i tak odstawała od współlokatorek. Stroniła od alkoholu, co ratowało ją od nadmiaru przygód. A cała tragedia tego jej – pożal się, Boże – związku polegała na tym, że bidula dała się poderwać największemu uwodzicielowi na swoim roku.

Nawet ja kojarzyłem gnojka i wiedziałem, że rwie wszystko, co się rusza – a ona mu zaufała! Facet ponoć nawkręcał Martynie kitów o trudnym dzieciństwie, o tym, jak poszukuje uczucia, i że teraz już znalazł w jej osobie… Niewiarygodne bzdury!
– Powiedzieć dziewczynie, że cię odmieniła, a poleci na Księżyc, gdy tylko mrugniesz okiem - skomentował przytomnie Maciek.

Martyna ocknęła się dopiero wtedy, gdy zastała swojego pana z inną w łazience czytelni. Chyba nawet wreszcie uwierzyła, że gnojek nie jest romantykiem, skoro uprawia seks na umywalce. Po kim więc ta żałoba?! Trochę byłem rozgoryczony, że przez takiego bubka Martyna nie bierze mnie pod uwagę, ale w końcu miałem czas. „Przede mną rok do magisterki, nie trzeba się spieszyć” – pocieszałem się. Wytrwale robiłem za brata łatę. Załatwiłem Martynie nawet dodatkową pracę w weekendy. Oczywiście w tej samej rozlewni coli, w której dorabiałem osobiście.

Coraz częściej wychodziliśmy gdzieś razem i w zasadzie już przed Zaduszkami czułem, że zbliża się czas glorii, gdy matka zaczęła wydzwaniać, żebym jednak wrócił do domu, bo tradycja, szacunek, groby, wizyta ciotki z Kanady i takie tam… Z początku aż mnie mdliło na samą myśl o wyjeździe do rodzinnego miasteczka, ale potem dostrzegłem w tej opcji jasne punkty. Może lepiej, jeśli Martyna zobaczy, jak wygląda świat bez Sebastiana? Może niech odczuje jego brak?

W mieszkaniu zostawała tylko ona i Maciek, a jego mogłem być pewien, bo ostatnio uganiał się za jakąś licealistką.
– W ogóle nie jedziesz do domu? – spytałem ją jeszcze, żeby się upewnić.
– Odkąd mama ma nowego męża, jest raczej dziwnie – uśmiechnęła się smutno.
– A grób babci odwiedzę w święta.
No i proszę, jaka rozmowna się zrobiła… Prawdziwi z nas przyjaciele!

Tyle tylko, że w bezinteresowną przyjaźń damsko-męską to ja nie wierzę, chyba że facet jest gejem. Prawdę mówiąc, chyba wcale nie wierzę w przyjaźń, jakby się tak zastanowić. Wcześniej czy później każdy wystawi człowieka do wiatru, niejeden raz się o tym przekonałem. Wychodzi na to, że jestem romantykiem, choć wcale bym się nie spodziewał – jedyną ufność pokładam w związki z miłości!

W każdym razie pojechałem na Wszystkich Świętych do domu i było jak zwykle, czyli za smutno i zdecydowanie za nudno. Nie do wiary, jak mogłem kiedyś żyć w tej mieścinie! Ledwo człowiek zrobi dziesięć kroków, wraca do punktu wyjścia. Tęskniłem za Martyną jak diabli, nawet śniła mi się kilkakrotnie. A raz była w tym śnie taka znękana i biedna, że rano ledwo się powstrzymałem, żeby nie lecieć na pierwszy autobus do Krakowa.

Przed samym powrotem kupiłem czerwone róże, bo wiedziałem, że je uwielbia… Postanowiłem rzucić się na głęboką wodę i wyznać wszystko – raz kozie śmierć! Przecież nie może mnie odrzucić po tym wszystkim, co dla niej zrobiłem. A żałoby po palancie też chyba już wystarczy – życie stygnie!
Wkroczyłem na stancję wypachniony i elegancki, zdesperowany do utraty tchu, z bukietem w garści, a Martyna radosna jak skowronek niemal rzuciła mi się na szyję…
– Sebek, jestem taka szczęśliwa!

Odebrał mi ją jakiś idiota!

„Tęsknota jednak czyni cuda!” – przeleciało mi przez durny łeb.
Zakochałam się po uszy – wyznała moja muza, a ja stałem jak ogłupiały, próbując wszystko sobie poukładać.
We mnie? Ale jak, skoro mnie tu nie było?
– Poznałam niesamowitego chłopaka – trajkotała, ciągnąc mnie do pokoju. – Dobrze, że jesteś, mogę w końcu z kimś o tym pogadać. Wszyscy wyjechali, nawet Maciek, chociaż tak się zastrzegał… No, chodźże, nie chcesz się dowiedzieć, co u twojej przyjaciółki? Dla kogo te róże?
– Dla ciebie – rzuciłem oszołomiony, a ona wzięła kwiaty, powąchała i odłożyła na biurko!
– Śliczne – mruknęła. – Słuchaj, zdarzyła mi się niesamowita historia, jak z filmu!

I popłynęła opowieść o fantastycznym spotkaniu. W kościele, a jakże, przecież nie mogło obyć się bez przeznaczenia! Jak czuła się opuszczona i samotna, i pierwszy raz od lat postanowiła iść poszukać pociechy u Boga, jak pachniały świece i co ksiądz gadał z ambony… Modliła się o prawdziwą miłość, no i proszę – ledwo wyszła ze świątyni, wpadła na tego jedynego!
– Zauważył, że mam otwartą torebkę i gubię wszystko – roześmiała się rozkosznie. – Wyobrażasz sobie?
Pewnie. Może nawet sam rozpiął zamek, żeby obrobić naiwną sierotkę?
– Zgubiłaś coś cennego? – spytałem  przytomnie.
– Portfel  – wyznała beztrosko. – Ale nic tam nie było, tylko karta do bankomatu, już zastrzegłam.
– Martyna – zacząłem ostrożnie, bo jak taktownie wytłumaczyć dziewczynie, że jest patentową idiotką? – Nie podniecaj się tak, przecież to dopiero kilka dni, za mało, aby kogoś dobrze poznać.
– Co ty, Seba! – oburzyła się.  – Widujemy się codziennie. Poza tym to było jak rażenie gromem. Nie mogłam się mylić.
No, już nie chciałem jej wypominać poprzedniej wpadki, naprawdę…
– On zaraz przyjdzie, poznacie się – szczebiotała rozradowana. – Sam zobaczysz, jaka ze mnie szczęściara.

Rzeczywiście przylazł. Jasna cholera, na pierwszy rzut oka widać, że szemrany gość. Gładki, wygadany, jakiś z lekka oślizły… Nie studiuje, niby pracuje, ale jak na ochroniarza coś za elegancko ubrany. Ściema, i tyle. Zamknąłem się u siebie, gdy oni szykowali się do wyjścia, i myślałem.

Nie zamierzałem odpuścić. Nie teraz, gdy tyle już włożyłem w znajomość z Martyną! Poza tym ktoś musi ją przecież wspierać, gdy szydło wyjdzie z worka i dziewczyna znów będzie miała złamane serce.
Postanowiłem się trochę pokręcić za lalusiem. Zobaczyć cichcem, czym też Pan Wymarzony się zajmuje, gdy nie mydli laskom oczu. Czysty nie był, to pewne. „Im prędzej udowodnię Martynie, że to krętacz, tym lepiej dla wszystkich” – postanowiłem, stając przy oknie. Patrzyłem na nich, jak szli ulicą, objęci, rozćwierkani. Nie poddam się bez walki!

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Moja synowa to znana ginekolożka, która ma problemy z własną płodnością
Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa, ale i tak nie mam spokoju
Próbowałam żyć w chorym trójkącie - ja, Adam i jego matka

Redakcja poleca

REKLAMA