„Miał 4 kobiety, które wiedziały o sobie i żadnej to nie przeszkadzało. W walentynki postanowił uwieść i mnie”

Kobieta, która poznała ukochanego w walentynki fot. Adobe Stock, Nebojsa
„Kiedy wrócił kolejnego dnia i wybrał kubek z napisem: »Człowiek jest stworzony z miłości i do miłości«, moja irytacja sięgnęła zenitu. – Proszę wybaczyć bezpośredniość, ale czy pana kobiety wiedzą o sobie nawzajem? – Tak – odparł wesoło. – Nawet się lubią i chodzą wspólnie na kawę”.
/ 14.02.2022 12:07
Kobieta, która poznała ukochanego w walentynki fot. Adobe Stock, Nebojsa

Ten mężczyzna przyszedł do mojego sklepiku już po raz drugi. Znów wybrał kubek z napisem „love”, małe pluszowe serce i kartkę. Usiadł przy stoliku, który na życzenie klientek jakiś czas temu postawiłam przy oknie. Panie twierdziły, że w moim sklepiku jest tak uroczo, że nie chce się wychodzić. Kupiłam więc ekspres i serwowałam kawę tym, którzy za pomocą kartek i innych drobiazgów chcieli powiedzieć komuś: przepraszam, kocham, tęsknię, pozdrawiam.

Mężczyzna skończył wypisywać życzenia i podszedł do lady.
– Mogłaby to pani ładnie zapakować? Chcę wysłać paczkę.
– Oczywiście – odparłam, uśmiechając się do niego.

Nie odwzajemnił uśmiechu, zapatrzony w okno. Włożyłam zakupy do pudełka. Owijając je w kolorowy papier, jednym okiem lustrowałam mężczyznę. Kurtka parka, bluza z kapturem, dżinsy, plecak. Włosy zmierzwione przez wełnianą czapkę nadawały mu łobuzerski, chłopięcy wygląd. Nie przypominał powieściowego amanta, który romantycznymi prezentami walczyłby o serce kobiety. Ale i tak mi się podobał. Ech, gdyby okazał choć odrobinę zainteresowania. A on po prostu zapłacił i wyszedł.

Zmieniłam zdanie na jego temat, gdy pojawił się w środę.

Trzeci dzień z rzędu i znów pluszowe serce, kubek, tym razem z napisem: „Dzień dobry, księżniczko”. Kartki nie widziałam, bo zasłonił stojak plecami, a po wypisaniu życzeń, starannie zakleił kopertę.

Ilu kobietom ma zamiar wyznać miłość?

– Kolejna miłosna paczka? Do trzeciej ukochanej? – wyrwało mi się.
Zakryłam usta dłonią. Posunęłam się za daleko. Nie powinnam interesować się życiem obcego faceta ani tym bardziej odstraszać klienta, którego mogłam już nazwać stałym. Z drugiej strony, jakim manipulantem trzeba być, żeby wyznawać miłość trzem kobietom jednocześnie. To nie w porządku.
– Takie mam hobby – powiedział, zbijając mnie z tropu.

Nie wiedziałam, czy to bezczelność, czy chęć ukrycia prawdziwych motywów. Jednak zanim zdążyłam się zastanowić albo cokolwiek odpowiedzieć, mężczyzna zapłacił i ruszył do wyjścia. Udało mi się wyprowadzić go z równowagi, bo po drodze strącił filiżankę ze stolika pod oknem.
– Niech pan to zostawi – powiedziałam zdecydowanie.
Wzięłam ścierkę i wyszłam zza lady. Mężczyzna zmierzył mnie spojrzeniem, ale się nie odezwał. Otworzył drzwi i wyszedł.

Kiedy wrócił kolejnego dnia i wybrał kubek z napisem: „Człowiek jest stworzony z miłości i do miłości”, moja irytacja sięgnęła zenitu.
– Proszę wybaczyć bezpośredniość, ale czy pana kobiety wiedzą o sobie nawzajem? – zapytałam, starając się nie podnosić głosu.
– Tak – odparł wesoło. – Nawet się lubią i chodzą wspólnie na kawę.

Tego było za wiele. Co za bezczelny typ

Byłam tak zła, że niechcący rozerwałam papier pakowy i dopiero za drugim razem udało mi się zawinąć pudełko. Wcisnęłam mu je w ręce i wyszłam na zaplecze. Musiałam się uspokoić. Skąd ta złość? Z powodu rozczarowania. Mężczyzna mi się spodobał, sama nie wiem czemu, po prostu... wyczułam w nim coś intrygującego. A on okazał się jakimś donżuanem, choć wcale na takiego nie wyglądał. Cóż, widocznie pozory mylą.

Po powrocie znalazłam na ladzie odliczoną kwotę. Po sklepie kręcili się dwaj chłopcy spanikowani brakiem prezentów dla swoich dziewczyn, ale faceta w parce już nie było. Myślałam, że jeśli pojawi się w piątek, chyba zablokuję mu wejście do sklepu. On jednak nie przyszedł.

W poniedziałek, dzień przed walentynkami, przyglądałam się zakochanym dziewczynom i chłopakom, szukającym upominków na ostatnią chwilę. Jakże uroczy widok... Pierwsze wielkie miłości, czasem jedyne, czasem nigdy niezapomniane.

Nigdy nie ubolewałam nad tym, że jestem sama, ale wizyty tamtego faceta dały mi do myślenia. „Czy nie lepiej być jedną z wielu, gdy komuś prawdziwie na tobie zależy? Może kocha swoje kobiety po równo? Robi im podobne prezenty, żadnej nie stawia nad innymi. Wszystkie cztery znają się i przyjaźnią. Jeśli akceptują ten układ, czemu nie?".

Byłam zaintrygowana. Z drugiej strony jako tradycjonalistka nie mogłam uwierzyć w nieskazitelność takiego rozwiązania. Trąciło haremem.

Pojawił się w walentynki

Jakież było moje zdziwienie, gdy mężczyzna w parce przekroczył próg sklepu w same walentynki. Już miałam zamykać. Tego wieczoru zakochani spędzali czas we dwoje, a nie w mojej graciarni.

Tymczasem mężczyzna, zamiast zatrzymać się przy półce z kubkami i sercami, ruszył w moją stronę. Uśmiechał się od ucha do ucha, jakby właśnie wygrał w totka.
– Dzień dobry – powiedział.
A ja, rozczarowana wariatka, zamiast się przywitać, wypaliłam prosto z mostu:
– Nie spędza pan czasu z którąś ze swoich kobiet? Trudno się było zdecydować na jedną?

Zamarł. Zachowałam się niegrzecznie. Miał prawo się odgryźć i wyjść. Mógł mi wytknąć, że nie nadaję się do prowadzenia sklepu i że nie pomógłby mi żaden kurs komunikacji interpersonalnej. Zamiast tego ściągnął z ramienia plecak, otworzył go i wyjął paczkę podobną do tych, które robiłam dla niego w poprzednim tygodniu.
– To dla pani – powiedział, stawiając pudełko na ladzie.

Zapakował je w srebrny papier, przewiązał czerwoną wstążką. Po raz pierwszy patrzył mi w oczy. W jego piwnych tęczówkach igrały wesołe ogniki. Coś jeszcze zauważyłam w wyrazie jego twarzy. Niewiarygodne, ale chyba mnie polubił. Intrygujący osobnik. Cóż...

Kobieta, która dostaje od nieznajomego walentynkowy prezent, powinna się ucieszyć i podziękować. A co ja zrobiłam?
– Czyżby zwrot od niezadowolonej przyjaciółki? – zakpiłam.
Rany, ktoś powinien zakneblować mi usta. Ferowałam wyroki, nie pozwalając biedakowi się wytłumaczyć. Mężczyzna w parce roześmiał się serdecznie.
– Proszę otworzyć. Wybrałem coś specjalnie dla pani. Na przeprosiny – dodał ciszej.

Spojrzałam na niego z ukosa, po czym spuściłam wzrok i skupiłam się na rozwiązywaniu wstążki. Gdy uporałam się z papierem i wieczkiem, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. W paczce znajdowały się dwie białe filiżanki z czerwonymi podstawkami i czerwonymi uszkami.
– Ale... – zająknęłam się, bo mnie zamurowało.
Pomyślałem, że napijemy się razem kawy – wskazał brodą na ekspres. – Ale pani nie jest chyba w najlepszym humorze.
Zmierzyłam go piorunującym spojrzeniem.
– Właśnie, że jestem – fuknęłam i... po chwili oboje parsknęliśmy śmiechem.

Mężczyzna zdjął plecak i parkę, podszedł do maszyny i zajął się przygotowywaniem kawy. Wskazał mi gestem stolik. Jak zaczarowana wyszłam zza lady, dotarłam do drzwi, zamknęłam je i powiesiłam tabliczkę z napisem: „Zamknięte”.

A potem usiadłam na krzesełku i patrzyłam, jak nieznajomy swobodnie porusza się po moim sklepie, wprawnymi ruchami obsługuje ekspres, otwiera małą lodówkę i wyciąga mleko. Czuł się jak u siebie w domu, a ja mu na to pozwalałam. Więcej: byłam nim zauroczona.
– Jeśli chodzi o przyjaciółki od prezentów – zaczął, nie odwracając się – to moje koleżanki z pracy. Maria jest prawie emerytką, Iwona samotną matką, Agnieszka niedawno straciła faceta, a Danka to niepoprawna romantyczka. Nigdy nie dostawały prezentów na walentynki. Postanowiłem to zmienić.

Nie będę się z nim nudzić...

Szczęka mi opadła. Kompletnie się tego nie spodziewałam. Wyglądał na nieśmiałego, zamkniętego w sobie, trochę na dziwaka, a tymczasem zaskoczył mnie rycerskością. Zwykły gość w bluzie i dżinsach, który wkroczył do mojego sklepu, by mnie rozdrażnić, zaintrygować, wreszcie zaszokować... Przyniósł dwie filiżanki kawy i usiadł na krześle naprzeciwko. A ja nie mogłam oderwać od niego wzroku. Pierwsze wrażenie nie kłamało. Miał coś w sobie. I wciąż mnie czarował...

Nie rozmawialiśmy już o „jego kobietach”. Rozmawialiśmy o nas. Miał na imię Wojtek i był inżynierem. Kiedy mówił, często się uśmiechał. Miał niesamowite poczucie humoru. Po godzinie zamówiliśmy pizzę i piwo, a z lokalu wyszliśmy dopiero po północy. Następnego dnia zaprosił mnie do kina. Znów zachował się niestandardowo, bo wybrał film przygodowy, a nie komedię romantyczną, jak typowy facet próbujący zrobić wrażenie na kobiecie. Podczas trzeciej randki jeździliśmy na łyżwach. Podobała mi się opiekuńczość Wojtka. Pilnował, żebym się nie przewróciła, trzymał mocno moją dłoń. Potem nad grzańcem dalej poznawaliśmy siebie...

Co będzie dalej? Tego nie wie nikt, ale spodziewam się niespodzianek, bo Wojtek to niestandardowy mężczyzna.

Czytaj także:„Jak rozkochać na nowo stetryczałego męża? Wystarczy pewność siebie i... jeden gorący przystojniak”„Od dziecka byłam pracoholiczką. Nie miałam koleżanek ani hobby, całe życie harowałam. W wieku 30 lat byłam wrakiem człowieka”„Musieliśmy się z Marcinem rozstać, żeby zrozumieć, czego naprawdę chcemy. Rozwód był dla nas nauczką”

Redakcja poleca

REKLAMA