„Mąż ma romans z moją przyjaciółką, która spodziewa się jego dziecka. Nie mieli nawet odwagi mi o tym powiedzieć”

Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„– Zdradziłeś mnie z moją najlepszą przyjaciółką, to bardzo boli, ale gotowa jestem ci to wybaczyć, bo cię kocham. Chcę z tobą nadal żyć. On jednak był bezwzględny: – Ale ja już ciebie nie kocham. Chcę żyć z Magdą”.
/ 15.10.2021 17:20
Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Moją pierwszą wielką miłością był Leszek. Poznałam go na obozie w Szklarskiej Porębie i z miejsca postanowiłam zdobyć. Po 12 miesiącach znajomości wzięliśmy ślub. O tym, że ma romans z moją najlepszą przyjaciółką, poinformowali mnie nasi znajomi. Nie uwierzyłam im. Leszek i Magda? Mój mąż i moja najlepsza przyjaciółka? Nie. To niemożliwe, myślałam.

Ziarno niepokoju zostało jednak zasiane. Zaczęłam dyskretnie obserwować Leszka. Faktycznie, mój mąż nie odrywał oczu od Magdy, ciągle jej nadskakiwał, nieustannie jej w czymś pomagał. W końcu miałam dość tej niejasnej sytuacji.
– Leszek, co się dzieje? Mam wrażenie, że łączy cię coś z Magdą – spytałam.
W pierwszej chwili się zmieszał. Potem wyznał, że to nic ważnego, że był Magdą zafascynowany, ale tylko przez moment i już mu przechodzi. I na tym stanęło, bo tej samej nocy dostaliśmy wiadomość, że moja mama miała wylew. Pojechałam do szpitala, Leszek również, choć go wcale o to nie prosiłam. Doceniłam jednak ten gest. Odczytałam jako akt skruchy. Prośbę o przebaczenie.

Mama umarła 2 dni później. Nie mogłam się zupełnie pogodzić z jej odejściem, bardzo rozpaczałam. W tym trudnym dla mnie okresie Leszek był ze mną. Podtrzymywał mnie na duchu, pomagał.

– Nie jesteś sama, masz mnie... – powtarzał, tuląc mnie czule do siebie.
Smutek i żal po śmierci mamy były tak silne, że wpadłam w depresję. Lekarz zalecił mi wyjazd. Najlepiej do ciepłych krajów.
– Słońce południa – stwierdził – przywróci pani radość życia.

Poleciałam na Majorkę. Przez całe dnie wylegiwałam się na gorącym piasku i patrzyłam na szmaragdowe morze. Z zazdrością obserwowałam też rodziny z małymi dziećmi. Maluchy śmiały się, taplały w wodzie i budowały zamki z piasku. My również powinniśmy mieć synka lub córeczkę, pomyślałam. Jeszcze tego samego dnia wysłałam do Leszka e-maila: „Kochany, chcę mieć z tobą dziecko. Ono nada naszemu życiu”.

Uskrzydlona wracałam do Warszawy, lecz tam spotkał mnie zawód. Pierwszy na Okęciu – Leszek nie wyjechał po mnie na lotnisko. Drugi w domu – był pusty. Na stole w kuchni znalazłam kartkę z informacją od męża, że 4 dni wcześniej musiał wyjechać służbowo do Krakowa.
– Znowu kłamie – krzyknęłam wściekła, drąc kartkę na drobne kawałeczki.
Włączyłam komputer i po raz pierwszy w życiu otworzyłam skrzynkę z pocztą męża. Szybko znalazłam e-maile z biletami lotniczymi do Paryża...

Następnego dnia pojechałam na lotnisko. Zobaczyłam, jak Leszek i Magda wychodzą razem z hali przylotów. Magda była w ciąży. Wszystko stało się dla mnie jasne.

Wróciłam do domu i nałykałam się tabletek. Podobno Leszek siedział przy mnie w szpitalu, trzymał za rękę i prosił, żebym nie umierała. Nie umarłam. I co z tego? Jeszcze do września mieszkaliśmy razem. Wahał się. Rozmawialiśmy, ale to już nic nie zmieniło. W końcu zniknął na 2 dni. Kiedy wrócił, pachniał nią. Wiedziałam, gdzie był. Nie wytrzymałam.
– Ty, łotrze. Wynoś się stąd, bo nie ręczę za siebie– krzyczałam.
Spakował walizkę, wyszedł, ale zaraz wrócił. Myślałam, że wszystko przemyślał i chce jednak zostać ze mną. Znów się pomyliłam. Kiedy rano się obudziłam, zobaczyłam, jak wychodzi z tą przeklętą walizką.
– Dokąd idziesz? – spytałam.
– Do Magdy – powiedział. – W nocy zostałem, bo nie chciałem jej budzić. Wiesz, ona spodziewa się dziecka i ma kłopoty z zasypianiem.
– Idź i nie wracaj! – rzuciłam, trzęsąc się ze wściekłości.

W pierwszym momencie byłam nawet szczęśliwa, że sytuacja stała się klarowna. Miałam dość życia w niepewności. Rozpacz ogarnęła mnie dopiero później. Nie bardzo potrafiłam sobie dać radę z tym, co się stało. Czułam się zraniona, upokorzona i oszukana. „Najważniejsze, żeby nie być samą”– powtarzałam sobie nieustannie w myślach. To straszne wracać do pustego domu.

W końcu poznałam kogoś. Chciałam się zemścić na Leszku. Wzbudzić w nim zazdrość. Związałam się, ale tak na siłę, dlatego szybko nastąpiło rozstanie. Zrozumiałam, że jeszcze nie jestem gotowa do nowej miłości. Później jeszcze był nauczyciel polskiego. Z nim jedynie się przyjaźniłam. Przyjeżdżał, czytaliśmy sobie wiersze, potem pisaliśmy własne. Tłumaczył mi, że wiele związków się rozpada i ludzie jakoś z tym żyją.
– Dorośnij – mówił. – Leszek nie jest jedynym mężczyzną na świecie.
Dla mnie był. Dlatego długo nie chciałam się zgodzić na rozwód. Miałam jeszcze nadzieję, że mąż się opamięta. Próbowałam z nim rozmawiać. Tłumaczyłam, że tak wiele nas łączy, że tyle wspaniałych chwil przeżyliśmy razem, a on teraz chce to wszystko przekreślić.
– Zdradziłeś mnie z moją najlepszą przyjaciółką, to bardzo boli, ale gotowa jestem ci to wybaczyć, bo cię kocham. Chcę z tobą nadal żyć.
On jednak był bezwzględny:
– Ale ja już ciebie nie kocham. Chcę żyć z Magdą.

Po rozwodzie żyłam jak automat. Nic do mnie nie docierało. Zaczęłam pić, bo alkohol przynosił mi ukojenie. Po paru kieliszkach szybciej też zasypiałam i nie miałam dręczących snów. Kiedyś tak się upiłam, że przez trzy dni nie wstawałam z łóżka. Byłam sama w domu, bez jedzenia. Telefon głucho milczał. Zadzwonić też nie miałam do kogo. „Cholera, a gdzie są moi tak zwani przyjaciele?” – pomyślałam. Wtedy zrozumiałam, że oni znajdują się wtedy, gdy jest dobrze. Gdy zaczyna być źle, nie ma nikogo. Bo to takie nieprzyjemne być świadkiem czyjegoś upadku.

Żyłam w ciągłej depresji. W końcu zmusiłam się, aby pójść do lekarza. Psychiatra przepisał mi leki i poradził:
– Powinna pani skoncentrować się na pracy.
Pracy? Jakiej pracy? Ja już dawno swoją straciłam. Nie miałam z czego żyć, z czego płacić rachunków. Odłączono mi prąd i telefon.

Wreszcie się opamiętałam. Przecież dawniej należałam do tych kobiet, co wszystko potrafią. „Muszę sobie dać radę, przecież jestem młoda, inteligentna, przebojowa" – postanowiłam.

Na początek zatrudniłam się w supermarkecie jako kasjerka. Wytrzymałam miesiąc. Potem byłam sekretarką. Wytrzymałam trzy miesiące. Wreszcie znalazłam pracę w swoim zawodzie, to znaczy jako nauczyciel klas młodszych. Na razie trzymam się dzielnie. Myślę, że zawdzięczam to dyrektorce szkoły, w której pracuję. Na samym początku wyspowiadałam się jej ze wszystkiego. Przyznałam, że kiedy dopada mnie depresja, przestaje mi na czymkolwiek zależeć. Mimo to dała mi szansę, powiedziała, że będzie mnie pilnować. I tak jakoś poszło.

To cudowne uczucie. Sięgnąć dna i przetrwać. Jest ze mną coraz lepiej. Z każdym miesiącem, tygodniem, dniem coraz wyżej podnoszę głowę. . Odbić się i pójść w górę ku słońcu, ku normalnemu życiu.

Ostatnio spotkałam Krystiana. Jest dobrym człowiekiem. Pięknym wewnętrznie i tak samo zranionym przez życie jak ja.
– Joasiu, dobrze mi z tobą.
Lubię, gdy tak mówi. Lubię, gdy przychodzi. Na jego wizyty czekam zawsze z utęsknieniem. Myślę, że go kocham. W jego obecności wraca mi wiara w siebie. On czuje podobnie.
– Miłość czeka na nas u progu – powtarza często.
A potem pyta z błaganiem w oczach:
– Wpuśćmy ją do środka?
– Wpuścimy – tulę się do niego, by poczuć się bezpiecznie w jego ramionach.

Chcesz podzielić się z innymi swoją historią? Napisz na redakcja@polki.pl.

REKLAMA

Więcej listów do redakcji: „2 lata po ślubie mój ukochany mąż zginął w wypadku. Teściowa chce odebrać mi mieszkanie, bo było jej syna”„Odszedłem od żony, bo… mi się znudziła. Zamiast nudnej żony miałem teraz w łóżku o 20 lat młodsze dziewczyny”„Zrobiłem dziecko dziewczynie, do której nic nie czułem. Syn miał 2 lata, gdy zginęła w wypadku. Zostałem z nim sam”

Redakcja poleca

REKLAMA