Uprzejmie donoszę, że…

Wystarczy jedno słowo, rzucone jakby mimochodem, a Ona budzi się do życia. Otwiera ospałe oczy, rozgląda zaciekawiona dookoła i już zaczyna szukać kogoś, kto zwróci na nią uwagę. Jest atrakcyjna, kusząca i pociągająca, a i dobrze wie, że wystarczy ubrać się w kolorowe szaty, by światła na nią, choć na krótką chwilę, zostały skierowane. Kogoś dziwi, że ma zawsze wierne grono wielbicieli?
/ 05.11.2009 07:47
Wystarczy jedno słowo, rzucone jakby mimochodem, a Ona budzi się do życia. Otwiera ospałe oczy, rozgląda zaciekawiona dookoła i już zaczyna szukać kogoś, kto zwróci na nią uwagę. Jest atrakcyjna, kusząca i pociągająca, a i dobrze wie, że wystarczy ubrać się w kolorowe szaty, by światła na nią, choć na krótką chwilę, zostały skierowane. Kogoś dziwi, że ma zawsze wierne grono wielbicieli?

Oni wszyscy, bez względu na płeć, są tuż obok, na wyciągnięcie ręki, i ledwie Ona pojawia się w towarzystwie, już garną do niej, niczym ćmy do zdradzieckiego światła. A ta śmieje się z ludzkiej naiwności. Cóż, jest tylko… plotką!

Uprzejmie donoszę, że…

Jak to możliwe, że w erze szybkiego przepływu informacji, największe emocje wzbudzają wiadomości zaczynające się od słowa: „podobno”? Internet, medium ułatwiające kontakt z całym światem, miał zbliżyć ludzi do siebie. W krótkim czasie odległość przestała być problemem, jednak znikła dawna bliskość - dziś internauta internaucie wilkiem…

Plotka jest niczym jesienna grypa, co rozprzestrzenia się szybko, potrafi wprowadzić nagłe zamieszanie, ale po dwóch, trzech dniach nikt już o niej nie pamięta. Choć zdarza się, owszem, że ten lub tamten bardziej ucierpi, jakieś powikłania występują i leczenie nie przynosi spodziewanego efektu. Człowiek cierpi, narzekając na wirusa, ale przynajmniej wie, co go zaatakowało. W świecie internetu, stajemy „twarzą w twarz”… z anonimowym tłumem! I prędzej czy później do naszej małej społeczności, blogowej czy też forumowej, ktoś wejdzie z butami. Po co? By przelać na nas własne frustracje, złość i niezadowolenie – tak jakbyśmy to my byli winni wszelkiemu złu tego świata…

Publiczne obrażanie w sieci zaczyna przybierać niebezpieczne rozmiary. Mnożą się strony, które zachęcają do donoszenia – olbrzymią cenę mają zdjęcia i filmiki sprzed lat, jeszcze z czasów szkolnych, gdy któraś z obecnych „gwiazd” została uchwycona w niekorzystnym dla siebie świetle. Internauci przesyłają zamazane kadry, gdzie „podobno” jest Kasia Cichopek, Doda lub Joanna Liszowska, a już ktoś, pilnie strzegący swojego nazwiska, dopisuje odpowiednią historyjkę. Plotka wyrusza w świat, i tak wędruje przez kolejne serwisy plotkarskie, aż a) znudzi się, b) pojawi się szybkie sprostowanie, c) zostanie usunięta, ale ktoś zagrozi procesem sądowym lub też… d) niesprawdzona wiadomość trafi do dzienników informacyjnych! A wtedy, chcąc nie chcąc, zamienia się w fakt - i już społeczeństwo dobrze wie, jak było naprawdę.

Dlaczego Polacy tak umiłowali plotkarskie serwisy? Śledząc takie strony możemy się przekonać, że ci z pierwszych stron gazet tacy idealni wcale nie są. Ktoś się spocił, komuś jedzenie spadło z talerza, ktoś zrobił zakupy w sklepie warzywnym… i już tłumy komentują, bo przecież „jak tak można”, „nie wypada”, „żenada”! Jednak nie tylko znani i powszechnie lubiani spotykają się ze złośliwymi atakami. Samo-mianowani pseudo-troskliwi recenzenci obywatelscy (jak trafnie określiła ich niedawno w jednym z felietonów Zuzanna Ziomecka) są wszędzie tam, gdzie mogą służyć „dobrą” radą. I niestety dobrze dają się we znaki blogerom, których życie nieproszeni analizują i komentują, szukając drażliwego punktu, gdzie można by wkłuć złośliwą szpileczkę. Bo ja, uprzejmie donoszę, wiem lepiej - jak wychowywać Pani dziecko, troszczyć się o Pani związek, rozmawiać z Pańską teściową…

Ciężko, nawet będąc anonimowym w sieci, poradzić sobie z nagonką na własną osobę. A co mają powiedzieć ludzie znani, którzy muszą walczyć nie tylko z komentarzami, ale także z rozsiewanymi na swój temat plotkami? Udawać, że nic sobie nie robią z obraźliwych słów? Akceptować, iż w społeczeństwie zdarzają się krzykliwi frustraci? Gdzieś jednak jest granica, i ktoś powinien odpowiadać za publikowane treści. Jeden z serwisów właśnie przeprosił panią Annę Romantowską za podanie nieprawdziwej informacji odnośnie osoby znanej aktorki. Padło słowo „przepraszamy”, ale z dopiskiem „jeżeli Pani Anna Romantowska poczuła się urażona”.

Cóż, to był tylko jakiś mało istotny „news”. Na chwilę. Uprzejmie donoszę, że został już usunięty z głównego źródła plotkarskiego zakażenia. Możemy zapomnieć o sprawie.

Anna Curyło

Redakcja poleca

REKLAMA