Tutaj, teraz i tak - cz.1

para
Sama do niego przyszła. Wcześniej przez myśl by mu nie przeszło, że sytuacja z najbardziej odważnych i wstydliwych marzeń będzie miała miejsce w rzeczywistości.
/ 30.03.2009 11:23
para

Nie był na nią przygotowany - kiedy zadzwoniła do drzwi, siadał do książek. Stos notatek porozkładanych na stole i czteropak piwa, dla towarzystwa. Na nic innego nie mógł przecież liczyć, egzaminy zbliżały się wielkimi krokami, a on nie dość, że nie uczył się nic, to jeszcze każdą wolną chwilę spędzał na marzeniach o kobiecie swojego najlepszego przyjaciela. Bo tak z bólem serca musiał ją traktować.

Gdy stanęła w progu, nie miał bladego pojęcia, co się dzieje. Rafała przecież nie było, wyjechał trzy tygodnie temu, przykazawszy, że ma się nią zaopiekować. Nie zrobił tego. Dzwonił do niej raz na dwa dni spytać, czy czegoś jej nie potrzeba, nie zgadzał się na żadne spotkania w cztery oczy. Znał siebie, wiedział, jak się to wszystko skończy, nie chciał prowokować ani wystawiać siebie na żadną próbę. Nie mógłby zrobić tego Rafałowi. Gdyby nie on, nie miałby szans, żeby zostać w mieście, uczyć się, pracować. Ustawił mu życie, a równocześnie spieprzył je na całej linii, pojawiając się pewnego dnia w klubie z najpiękniejszą, najbardziej seksowną i pociągającą kobietą, jaką kiedykolwiek widział.

Teraz ten ideał kobiety siedział na jego kanapie, przeglądając notatki z prawoznawstwa i obracając w dłoni napoczętą puszkę jego piwa. Stał oparty o rząd szafek, w bezpiecznej odległości, zaciskając palce na rączce szuflady. Gorączkowe myśli - czego chce, niech wyjdzie, Boże, co ona do cholery robi… Pod zaciśniętymi kurczowo powiekami przesuwały się sugestywne obrazy z jego snów, tak realistyczne, tak pociągające, tak żywe… Możliwe. - Wszystko w porządku? – zapytała powoli. Zmusił się, żeby otworzyć oczy. Natrafił na rozbawione spojrzenie. Patrzyła na niego z lekko rozchylonymi ustami. Nienawidził jej w tej chwili najbardziej na świecie. Patrzyła tak, że miękły kolana, a resztki hamulców puszczały, patrzyła, jak nigdy nie powinna na niego patrzeć i jeszcze głupkowato pytała, czy wszystko w porządku.

Nie, nie było w porządku. Kiedy tylko pojawiła się w jego życiu, równocześnie stając się światem Rafała, przestało być ‘w porządku’. Zanim pozbierał myśli, żeby cokolwiek powiedzieć, ona spoważniała i odwróciła wzrok. Z twarzy zniknął uśmiech. - Nie odzywa się. Drugi tydzień nie daje żadnego znaku życia. Miał przyjechać w weekend. Olał mnie – wodziła palcami po kartce w książce. – Masz od niego jakieś wiadomości? Zresztą, nie, nie chcę wiedzieć. Pewnie ma jakiś powód, żeby mnie oszukiwać.

Poczuł, jakby dostał obuchem w głowę. Nie miał pojęcia, o czym ona mówi. Jak mogła sugerować, że Rafał ją zdradza… A co ona robiła? Przylazła do niego bez zapowiedzi, wodzi go na pokuszenie z miną pustelnicy, jak gdyby zupełnie nie rozumiała, co się dzieje i jeszcze oskarżała jego dobroczyńcę… Chciał powiedzieć to, co myślał. Że się myli, że Rafał taki nie jest, że on by jej nie wystawił, że ona jest dla niego wszystkim. Nie mógł wydusić z siebie żadnego z tego typu słów. Wydały się zbyt nieszczere w delikatnym tylko brzmieniu w jego głowie, a już na pewno nie nadawały się do wypowiedzenia na głos.

Wiedziała, czego chce. I nie były to zapewnienia o wiecznej miłości Rafała. Nawet, gdyby chciał, to i tak nie mógłby jej ich dać. - Myślisz, że przesadzam – stwierdziła. – I pewnie masz rację. Nie ma sensu rozmawiać z przyjacielem swojego faceta. Cholerna męska solidarność – parsknęła z ironią. – Całe życie razem, tak? Ty i Rafał. Dwóch herosów, wojowników świata, przyjaciół na zawsze. Z jednej gliny? Wstała z kanapy i podeszła do niego. Stanęła blisko, przyglądając się. I ciągle zaciskała palce na puszce.

Założone na jedno ramię, gęste, długie, brązowe włosy wydawały się lśnić w blasku tej cholernej jarzeniówki. Powietrze zgęstniało, kiedy spojrzał jej w oczy. Ciemne, zasnute jakąś mgiełką… - Słuchaj, Robert. Może to nie jest odpowiednia pora, ale odpowiedniejszych chyba nie będzie. Jeśli jest coś, co powinnam wiedzieć o Rafale, o czymkolwiek, powiedz mi to teraz, bo potem nie będę chciała już słuchać. Jest coś takiego? Pokręcił tylko głową. Szafka, jedyny stabilizujący przedmiot, uciekał mu spod pleców. Dłonie spociły się, gdy obserwował, jak powolnym ruchem opróżnia pół zawartości puszki i odstawia ją na stolik. - Co… ty… robisz…? – wyksztusił, kiedy zaczęła rozpinać płaszcz. - Przecież wiesz. Jej głos był cichy, a mimo to tak wyraźnie słyszał każdą głoskę. - Powiedz jedno słowo, a przestanę.

Wtedy wiedział, że przegrał. Właściwie nawet nie podjął walki; z rezygnacją opuścił ręce wzdłuż ciała. Tylko patrzył, czując narastające przerażenie, podniecenie i tysiąc innych, sprzecznych uczuć. Rzuciła płaszcz na fotel. Trzęsły mu się dłonie, gdy naprowadziła je na guziki bluzki. Rozpinał je powoli. Teraz już nie grał na zwłokę, teraz już nie zależało mu na czasie. Wielki przegrany.

Autorka ~Di jest laureatka II edycji konkursu "Chwile uniesienia"

Redakcja poleca

REKLAMA