Facet na wychowawczym

Facet na wychowawczym fot. Edipresse
Niektóre dziewczyny nazywają mnie bohaterem. Niektórzy faceci patrzą na mnie jak na kosmitę. A co na to moje dzieci?
/ 24.04.2008 13:11
Facet na wychowawczym fot. Edipresse
Panowie, przyznajcie szczerze: ile czasu spędzacie codziennie z własnymi pociechami? Godzinę, dwie, a może więcej? Jak często udaje wam się zdążyć na wieczorną kąpiel? Czy nawet jeśli jesteście w domu, zawsze kąpiecie swoje dziecko?

Jeszcze przed narodzinami Kubusia zrobiłem rachunek sumienia i – niestety – nie wypadł on najlepiej. Okazało się, że w ciągu ostatnich dwóch lat kąpałem Agatkę mniej więcej co drugi wieczór – a robię to zawsze, gdy jestem w domu. Wniosek? Tylko połowę wieczorów w miesiącu spędziłem z malutką. Nie najlepszy wynik, prawda?

Nie chodzi jednak tylko o kąpiele, ale przede wszystkim o to, by własnych dzieci nie oglądać wyłącznie w weekendy. Dlatego postanowiłem to zmienić i już za kilka tygodni przestaję... pracować! Wybieram się na długi urlop. Wychowawczy.

Do żłobka nie oddam!
Oczywiście, że decyzji nie podjąłem pochopnie. Zastanawiałem się nad tym pomysłem przez kilka miesięcy (!), wnikliwie rozważyłem wszystkie za i przeciw. Przeanalizowałem także rodzinne finanse, charakter mojej pracy i pracy mojej żony. Wziąłem pod uwagę posłanie dzieci do żłobka i wynajęcie opiekunki, gdybyśmy jednak oboje mieli pracować.
Jaki wniosek? Uwierzcie mi, wybór nie był trudny. Moja żona zarabia więcej, choć spędza w pracy mniej czasu niż ja. No i nie wyobrażaliśmy sobie, że oddamy naszego kilkumiesięcznego maluszka do opiekunki ani tym bardziej do żłobka.
Co zyskam, idąc na urlop wychowawczy? Na pewno mnóstwo bezcennego czasu spędzonego z brzdącami i szansę, by obserwować, jak dorastają. To jest czas, którego nikt nie cofnie. Moje dzieci tylko raz będą małe, a ja na zawodową pracę będę miał jeszcze caaaałe życie. Prawda, że reszta jest w sumie nieistotna?
Przez ostatnie dwa lata, czyli po narodzinach Agatki, obserwowałem w domu, jak bardzo męczące i monotonne może być życie młodej mamy. Dziecko, dom, praca, dziecko, dom i tak w kółko. Widziałem, jak dla Małgosi opieka nad Agatką staje się uciążliwym i – muszę to przyznać – przykrym obowiązkiem. Zresztą wcale jej się nie dziwię.
Dlatego mam nadzieję, że kiedy ja będę na urlopie wychowawczym, a moja żona przez większość dnia w pracy, na nowo zatęskni za naszymi dziećmi. I czas spędzony z nimi stanie się znów radością, a nie rutyną i przymusem.

Bohater? Może za rok
To wszystko jednak są tylko moje wyobrażenia. Tak naprawdę nie mam zielonego pojęcia, jak się potoczy nasze rodzinne życie. I staram się odpowiedzieć na tysiące pytań. Czy sprawdzę się w nowej roli? Czy nasze dzieci zaakceptują, to, że ich mamy nie ma w domu, a przynajmniej nie tyle co kiedyś? Czy nie będę miał dość tej monotonii, tego, że każdy dzień będzie taki sam: pobudka, śniadanie, spacer, obiad, gry i zabawy, kolacja, kąpiel? Czy nagle nie zatęsknię za pracą i zawodowymi wyzwaniami?
Mam nadzieję, że zrozumiecie, dlaczego nie mogę się doczekać tego urlopu. Chciałbym się wreszcie przekonać, jak to będzie, kiedy to ja, a nie moja ukochana żona, będę wychowywał nasze dzieci. Oczywiście część znajomych patrzy na mnie trochę tak, jakbym się urwał z choinki. Facet na wychowawczym? Pytają mnie, jak to sobie wyobrażam. I czy jestem świadomy tego, że po miesiącu prawdopodobnie zacznę marzyć/śnić/myśleć o ucieczce z domu? Tak najczęściej mówią moi koledzy. Natomiast koleżanki wręcz przeciwnie: gratulują decyzji, obiecują trzymać kciuki, a czasem nawet nazywają mnie bohaterem.
– Bohaterem nazwiecie mnie za rok, jak wszystko pójdzie dobrze – odpowiadam im zwykle. I zaraz dodaję, że przecież takimi bohaterami jak ja są miliony kobiet i – zaledwie – garstka mężczyzn na całym świecie, którzy decydują się zostać w domu ze swoimi dziećmi. I naprawdę nie ma w tym nic nadzwyczajnego.

Musi się udać
Choć mam mnóstwo obaw, jestem pewien, że się uda. Że sprawdzę się w nowej roli i że wreszcie będę tatą na co dzień, a nie tylko od niedzieli.
Ciągle pamiętam relacje Małgosi z czasów, kiedy intensywnie pracowałem i nie spędzałem zbyt wiele czasu w domu. Agatka dopytywała mamę, kiedy tata wreszcie wróci z pracy. Gdy dzwonił telefon, zawsze pytała, czy to tatuś. A kiedy ktoś pukał do drzwi, rzucała się w ich stronę i krzyczała "tatuś!".
I wiem, jak bardzo była rozczarowana, gdy okazywało się, że to jednak ktoś inny.

Tomasz Sakowski

Redakcja poleca

REKLAMA