Święty Mikołaj - czy powiedzieć dziecku prawdę?

Co roku, gdy zbliża się grudzień, dzieci zasiadają do stołu, i z wypiekami na twarzy piszą: „Drogi Święty Mikołaju! Przynieś mi, proszę, sanki/lalkę/samochód…”. Potem zaś najmłodsi niecierpliwie wyczekują dnia, gdy budząc się rano, pod poduszką znajdą wymarzony prezent.
/ 04.12.2009 08:00

Co roku, gdy zbliża się grudzień, dzieci zasiadają do stołu, i z wypiekami na twarzy piszą: „Drogi Święty Mikołaju! Przynieś mi, proszę, sanki/lalkę/samochód…”. Potem zaś najmłodsi niecierpliwie wyczekują dnia, gdy budząc się rano, pod poduszką znajdą wymarzony prezent.

Chociaż uczniowie w szkole podstawowej, a często już przedszkolaki, wiedzą, że to nie prawdziwy święty Mikołaj podrzuca upominki, do momentu, gdy rodzice nie zburzą magii chwili, nasze pociechy wciąż będą wierzyć w istnienie mocno otyłego jegomościa z workiem wypchanym darami. Czy więc warto odbierać dziecku radość wyczekiwania na tego, co sunie przez niebiosa w zaprzęgu ciągniętym przez renifery – Rudolfa z czerwonym, świecącym w ciemności nosem, Złośnika, Pyszałka, Kometka i pozostałych?



Święty Mikołaj - czy powiedzieć dziecku prawdę?

Fot. Dreamstime


Święty Mikołaj istnieje, proszę pani? – wciąż pytają mnie najmłodsi. Skoro zaś zadają te pytania, oznacza to jedno – wierzą, i chcą wierzyć! Prawdą jest jednak, że długo nie da się ukryć, iż tych Mikołajów jest coś za dużo. Ma ten prawdziwy swoich pomocników? Gdzie więc słynne Elfy? Zresztą często Mikołaj wygląda jak wujek z doczepioną brodą i w śmiesznym ubraniu! A jednak, odbierając za wcześnie dziecku wiarę w popularnego świętego, pozbawiamy go jednego z najpiękniejszych dziecięcych wspomnień. Właśnie tego uczucia wyczekiwania na Mikołaja, wieszania kolorowych skarpet i szukania prezentów pod łóżkiem. Atmosfery potęgowanej też przez pewną niepewność – może byliśmy przez cały rok zbyt niegrzeczni i w tym roku dostaniemy jedynie rózgę? „Święty Mikołaj nie istnieje. Czas przestać bawić się w udawanie. Pójdziemy do sklepu, coś sobie, synku/córeczko, wybierzesz” – słyszą niektóre dzieci, a ich rodzice mają poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Powiedzieli przecież prawdę, którą prędzej czy później poznają ich pociechy. Tylko czy taką „prawdę” chcą usłyszeć ci, co wciąż wierzą we wróżki, czarodziejów i dobre skrzaty?

Nie jestem już małym dzieckiem, które wierzyłoby, że prezenty 6 grudnia przynosi mi przez komin święty Mikołaj z dalekiej Laponii. A jednak co roku, z tą samą niecierpliwością i radością, co wiele, wiele lat wcześniej, wyczekuję tego dnia. Dziś sama bywam Mikołajem, ale też wciąż otrzymuję tajemnicze prezenty. Nie zawsze wiem, kim jest nadawca. Zresztą, czy to istotne? Ten dzień ma dla mnie olbrzymi urok i magię. Nie chodzi wcale o to, co znajdę pod poduszką lub na wycieraczce – to uczucie, gdy niecierpliwie rozrywam papier, szukając rózgi lub nagrody za całoroczne dobre sprawowanie, na moment przenosi mnie w świat dzieciństwa. Czy gdyby rodzice nie podtrzymywali tradycji, wciąż tak lubiłabym ten dzień? Z pewnością nie! Zresztą dobrze też wiem, że 6 grudnia moi rodzice także rozglądają się dookoła, czy gdzieś święty czegoś im nie zostawił…

Pamiętam moment, gdy utwierdziłam się w przekonaniu (starsza siostra pomogła!), że to nie prawdziwy Mikołaj podrzuca nam prezenty pod poduszkę. Mama w końcu została przyłapana, ale jeszcze przez jakiś czas przekonywała nas, że święty nasze podarunki przekazuje jej do przechowania, bo mógłby nie zdążyć na czas. Tak więc ta dziecięca wiara, że Mikołaj gdzieś tam istnieje i myśli o mnie (a przy okazji, i o innych dzieciach), nie została mi nigdy odebrana. Z wiekiem zaś nauczyłam się, że czasem warto poudawać świętego, by komuś małym gestem sprawić wielką radość.

Późna noc, a my co roku starałyśmy się z siostrą, z którą dzieliłam pokój, czekać na nadejście Mikołaja. Ile nas kosztowało, by nie zasnąć za wcześnie! A jednak najczęściej budziłyśmy się, słysząc szelest zapakowanych prezentów. Próbuję odtworzyć w pamięci okres, gdy sama zaczęłam być takim świętym od podarunków, jednak tej chwili nie pamiętam. Nie wiem też, czy zadawałam pytania o różnych Mikołajów, którzy rozdawali nam, dzieciom, cukierki. Pewne jest jedno, choć w szkole już otwarcie rozmawialiśmy o rodzicach-mikołajach, w tego prawdziwego nie przestałam wierzyć. Co z tego, że miał swoich ziemskich pomocników? Sam nie dałby rady, i już!

Można powiedzieć dziecku prawdę (tę naszą prawdę!) o Mikołaju, ale dobrze zrobić to tak, by wciąż dzień 6 grudnia był dla naszej pociechy dniem magicznym i wyczekiwanym. Opowiedzieć historię o biskupie, który wiele lat temu obdarowywał prezentami najuboższych, i o Laponii, współczesnej krainie świętego Mikołaja. A w okresie przedświątecznym, zamiast wciąż gonić po sklepach, znaleźć czas na wspólne czytanie książki, obejrzenie filmu, wybranie się na spektakl do teatru. Mikołaja można bowiem znaleźć w wielu miejscach. I każdy z tych Mikołajów na swój sposób jest prawdziwy…

Bo kto powiedział, że wierzyć można jedynie w coś, co jest łatwo wytłumaczalne?
 

Redakcja poleca

REKLAMA