Mały kosmita – bajka o samodzielności

Mały Kosmek poprosił tatę, żeby pokazał mu jak się prowadzi latający talerz /fot. sxc.hu fot. www.sxc.hu
Dawno, dawno temu żył sobie mały kosmita, który nie miał rodziców. Mówili na niego Kosmek. Pewnego dnia spotkał latający talerz tak duży, że zamieszkiwało tam stu albo i więcej kosmitów. Kosmici pozwolili mu ze sobą lecieć na Ziemię, żeby zbadać życie swych kuzynów Ziemian. Kiedy już wylądowali na Ziemi, próbowali nawiązać kontakt z ludźmi jednocześnie szukając opiekuna dla małego Kosmka. Ale nikt nie chciał mieć syna ufoludka.
/ 26.10.2011 16:20
Mały Kosmek poprosił tatę, żeby pokazał mu jak się prowadzi latający talerz /fot. sxc.hu fot. www.sxc.hu

Pewnego dnia postanowili, że wybierają się na Saturna, bo tam jest ich lotnisko na pustyni. Na pustyni zaskoczyła ich burza piaskowa, więc schowali się do talerza i czym prędzej odlecieli na Jowisz, który jest bardzo duży. Kiedy wylądowali postanowili, że zabiorą Kosmka ze sobą. Po drodze spotkali dinozaura Tyranozaura, który zaczął ich gonić.

Znów musieli schronić się w swoim statku i odlecieć, tym razem trochę dalej, na Pluton. Ale ta planeta była bardzo mała. Kosmici powiedzieli, że zaprowadzą chłopca do jego rodziców, ale tylko wtedy gdy dostaną okup. Mały Kosmek bardzo się bał. Postanowił stamtąd uciec jak najprędzej. Biegał po całym statku i chował się w różne zakamarki. I wtedy podszedł do niego pewien kosmita, który był bardzo do niego podobny, miał takie same oczy i ubranie, wszystkie antenki i komputery też.

– Spójrz, ma takie same identyfikatory jak nasze – powiedział do kosmitki, która z nim była – To musi być nasz syn.

– O czym pan mówi? – spytał chłopiec – Jestem Kosmek. Uciekam, bo gonią mnie źli kosmici.

– Nie bój się, nic Ci już nie grozi. Jesteś naszym dawno zaginionym synem Argosem.

Przemierzaliśmy cały Wszechświat, żeby cię odnaleźć. Wreszcie szczęście nam dopisało. Uradowany Kosmek mocno przytulił się do swojej mamy.

Później polecieli na Marsa, bo tam jest sucha powierzchnia. Ale brakowało im wody, więc musieli odwiedzić Wenus. Tutaj podziwiali duże skały, była też woda. Nagle zobaczyli ogromne zwierzę, była to żyrafa, nie mieli pojęcia jak się tu dostała z Ziemi.

Przestraszeni zaczęli uciekać. Mały Kosmek uciekając wyszedł ze statku, bo bardzo chciało mu się pić. A jak wrócił to latającego statku i rodziców już nie było. Bardzo się zmartwił i rozpłakał. Tymczasem rodzice wszędzie go szukali. Ale nikt nie widział małego kosmity.

Zobacz też: Brat i siostra – bajka o pomaganiu imnym i szacunku dla starszych

Mama Kosmka, która była ich władczynią wydała rozkaz: macie natychmiast odnaleźć mojego syna. Więc kosmici znów przylecieli na Wenus i wszędzie szukali, ale nigdzie go nie było. Wreszcie jeden z kosmitów – policjantów zauważył, że pod skałą coś się rusza. A to niespodzianka. Mały Kosmek siedział i wysyłał fale ze swojego kosmicznego nadajnika.

– Wiedziałem, że w końcu mnie znajdziecie – ucieszył się. Kiedy zobaczył znów rodziców szybko podbiegł do nich i uściskał mamę i tatę. Kiedy wrócili do domu (mieszkali na Saturnie), zobaczyli, że burza piaskowa już ustała. Mama powiedziała, że ma dla niego niespodziankę. Tą niespodzianką była mała siostrzyczka. To Arminka – powiedziała mama – przywitaj się z siostrą. Kosmek przyglądał się siostrzyczce, ale wcale mu się nie podobała. Tyle było z nią kłopotu. Trzeba było ją nosić na rękach, tulić do spania i chodzić na spacery. Mały Kosmita nie mógł się już przytulać do mamy kiedy chciał, bo przytulała się jego siostra. Pewnego dnia spacerował po pustyni nagle zobaczył coś dziwnego. Wglądało to jak żółw, miało skorupę, ale to nie był żółw. To był gadający krab. Zwierzę ruszyło w stronę chłopca. Przerażony Kosmek zaczął uciekać a krab był coraz bliżej. Chyba umie latać – pomyślał Kosmek. Na szczęście odnalazł drogę do domu. Opowiedział o wszystkim rodzicom, ale oni nie chcieli mu uwierzyć. – Udowodnię im, że mówię prawdę – pomyślał ze złością – Wrócę tam i przyniosę im skorupę kraba. Może wtedy przestaną patrzeć tylko na Arminkę.

Poprosił tatę, żeby pokazał mu jak się prowadzi latający talerz. Tato spełnił jego prośbę, ale ostrzegł go, żeby nie uruchamiał bez zezwolenia statku.

– To niebezpieczne – powiedział. Ale kiedy tylko tato odszedł Kosmek wskoczył do latającego spodka. To nic trudnego – myślał. Trzeba tylko naciskać odpowiednie przyciski. Zobaczą, jaki jestem odważny. Nacisnął jeden guzik i maszyna uniosła się w górę. Wyląduję na Merkurym, tam jest fajnie. Ale chociaż naciskał różne guziki latający talerz nie mógł wylądować. Przestraszony Kosmek bał się, bo o mały włos nie rozbił się o skały. Wreszcie z wielkim trudem zatrzymał się tuż przy jednej z czerwonych skał. Teraz to już nigdy pewnie nie wrócę do domu. Rodzice nie zechcą mieć takiego niegrzecznego syna. Siedział na skale i bardzo płakał.

Tymczasem tato wsiadł w drugi spodek i poleciał na poszukiwanie syna. Sprawdzał wszystkie planety, a kiedy w końcu znalazł go na Merkurym nie gniewał się tylko mocno go przytulił.

– Nie gniewasz się tato? – spytał. Myślałem, że już mnie nie kochacie, tylko Arminkę.

– Ty głuptasku. Kochamy Cię najbardziej na świecie, Ciebie i Arminkę – jednakowo. A teraz wracamy do domu, mama bardzo się martwi. Obiecaj mi, że odtąd będziesz nas słuchał i o wszystkim mówił. My też postaramy się mieć więcej czasu dla Ciebie.

– Obiecuję tato. Wracamy do domu. Muszę przeprosić mamę.

Od tej pory wiele się zmieniło. Kosmek też pomagał w opiece nad Arminką. Wymyślał dla niej różne zabawy, a rodzice często zabierali dzieci na wspólne spacery. Postanowili zwiedzić cały Kosmos, bo małego kosmitę bardzo interesują planety. Zostanie badaczem przestrzeni kosmicznej.

Polecamy: Czy można leczyć za pomocą bajek?

Lech Bogusławski, lat 8, Szkoła Podstawowa im. Władysława Jagiełły w Wolborzu , (nauczyciel: Mariola Żerek)

Bajka pochodzi z książki "Bajkoterapia" pod redakcją Katarzyny Szeligi (Oficyna Wydawnicza „Impuls”, 2010). Publikacja za wiedzą wydawcy.

Redakcja poleca

REKLAMA