Kung Fu Panda naśmiewa się z Chińczyków

Twórcy filmu o tłustej pandzie zakpili sobie z narodowego symbolu Chin. Tak przynajmniej uznał chiński artysta Zhao Bandi i podał wytwórnię Dreamworks do sądu.
/ 24.07.2008 22:41
Jak podaje brytyjski The Independent, konkretnie poszło o kolor oczu i kaczora. Główny bohater kreskówki "Kung Fu Panda" - miś o imieniu Po - nie dosyć, że jest gruby i niezdarny, to jeszcze odważył się mieć zielone oczy. A w kulturze Wschodu zieleń kojarzona jest ze złem. Jakby tego było mało, przybrany ojciec pandy to... kaczor. Obawiam się, że za kilka lat niektórzy młodzi Chińczycy będą myśleć, że ich przodkiem był Kaczor Dolnad – powiedział brytyjskiej gazecie Zhao. Artysta nie chce od wytwórni żadnego finansowego odszkodowania, a jedynie domaga się oficjalnych przeprosin.

Kung Fu Panda naśmiewa się z Chińczyków

Działania performera miały wstrzymać premierę filmu w Chinach. Udało mu się ją jedynie nieco opóźnić. Ci, w obronie których tak bohatersko wystąpił Zhao, wydają się jednak nie dostrzegać wagi problemu. "Kung fu Panda" w Państwie Środka robi furorę. Czyżby Chińczycy osobiście chcieli się sprawdzić, czy amerykańska panda faktycznie jest taka groźna? Zważywszy na ponadmiliardową populację, zapowiada się kinowy rekord wszechczasów, o ile produkcja nie znajdzie się na indeksie filmów zakazanych.



Recenzja Kung-Fu Panda

Doskonale wiemy, że czasami "prawie" robi wielką różnicę. W przypadku filmu "Kung Fu Panda" nie tylko wielką, ale też grubą, niezdarną i leniwą.  Bohaterem najnowszej produkcji wytwórni DreamWorks Animations (twórcy takich hitów jak "Shrek", "Madagaskar" czy "Film o pszczołach") jest sympatyczny miś panda o imieniu Po. Jak na godnego przedstawiciela swojego gatunku przystało, do najbardziej ruchliwych zwierząt nie należy. Nie przeszkadza mu to jednak nocami śnić o kung fu. Dzięki pewnej starożytnej przepowiedni jego marzenia się spełniają. Po porzuca swoje dotychczasowe życie - pracę w restauracji ojca - i zostaje uczniem wielkiego mistrza Szifu. Nie obejdzie się jednak bez "drobnych" komplikacji. Choćby takich, jak kompletny brak wiary Szifu w jakikolwiek talent misia. No może poza zdolnościami kulinarnymi.

"Kung Fu Panda" to familijne kino na świetnym poziomie, które z pewnością zadowoli zarówno kilkuletniego, jak zupełnie dorosłego widza. Rewelacyjne połączenie komizmu z wartką akcją, zapierającymi dech w piersiach scenami pojedynków i brawurowych ucieczek powoduje, że miejscami zatraca się wrażenie oglądania filmu animowanego. Walka Wściekłej Piątki, czyli Tygrysicy, Żurawia, Węża, Małpy i Modliszki, z zagrażającym całej okolicy Tai Lungiem to prawdziwy majstersztyk.

W przypadku tego typu produkcji często pojawia się wątpliwość, czy aby na pewno jest ona adresowana do dzieci. Tak jak to miało miejsce na przykład w "Shreku", gdzie większość dialogów śmieszyła głównie dorosłych, bo mali ich po prostu nie rozumieli. W "Kung Fu Panda" autorowi polskiego przekładu Bartoszowi Wierzbięcie udało się zachować zdrowe proporcje. Wiec jeżeli ktoś oczekuje zakamuflowanych odniesień do wydarzeń społeczno-politycznych, to się zawiedzie. Tym razem Wierzbięta postawił na dowcip uniwersalny.

Opowieść o pandzie niesie ze sobą proste przesłanie, że nic nie dzieje się przypadkiem, a podstawą wszelkiego sukcesu jest wiara w siebie. Zaś patrząc z przymrużeniem oka można doszukać się jeszcze jednego podtekstu. Otóż, nie od dziś wiadomo, że Amerykanie borykają się z otyłością. Problem ten zaczyna się już od wczesnych lat dziecięcych. Pomysłodawcy "Kung Fu Panda" głównym bohaterem swojego filmu zrobili niezdarnego grubasa, który dzięki obżarstwu zdobywa cenne umiejętności. Czyli jest jakaś szansa dla otyłych i leniwych. Zamiast siedzieć przez telewizorem, zajadać się hamburgerami i oglądać filmy z Brucem Lee, po prostu zacząć działać. Naciągane? Może trochę, ale coś w tym jest.

KulturaOnline.pl