Czy pieniądze rosną w bankomatach

„Mamo, kup mi lalkę” – prosi córka. Gdy tłumaczysz jej, że nie masz pieniążków, patrzy z wyrzutem: „Możesz wziąć ze ściany!”.
/ 22.05.2009 08:57
 
Pieniędzy nie bierze się ze ściany – to fakt. Tylko jak to wytłumaczyć kilkulatkowi, który już niejednokrotnie osobiście widział, jak korzystałaś z bankomatu? W oczach dziecka to bardzo proste: wkładasz malutki plastikowy papierek, naciskasz parę guziczków i po chwili wyjmujesz pieniądze.
Czasem nie wiesz, jak wytłumaczyć maluchowi, że abyś mogła wyjąć pieniądze z bankomatu, trzeba je najpierw zarobić. A to znaczy, że ty i mąż musicie chodzić do pracy. I że nie możesz wziąć więcej, niż masz na koncie, natomiast bankomat to nie czarodziejska skrzynka, z której można wyczarować każdą ilość pieniędzy.

W tej samej cenie
Młodsze maluchy nie rozumieją tak abstrakcyjnego pojęcia jak pieniądz. Dziecko lubi świat przedmiotów i konkretów, tego, co jest namacalne i możliwe do zbadania przez dotyk, smak, węch. Naturalną formą wymiany jest dla dziecka wymiana rzeczy za rzecz. Daję ci cukierka, dostaję od ciebie ciasteczko. Daję ci książeczkę, dostaję flamastry. Przeliczanie wartości przedmiotu na pieniądze jest dla kilkuletniego malucha po prostu nie do wyobrażenia.
Chociaż czasem rzeczywiście może ci się wydawać, że twój trzyletni maluch rozumie wartość pieniądza, bo bawi się z tobą w sklep, używa słów „dwa złote”, „pięć złotych” czy „pieniądz”, nic bardziej mylnego! Dziecko po prostu powtarza to, co słyszy od dorosłych. Nie rozumiejąc tak naprawdę tego, co mówi, porusza się jedynie w pewnej konwencji. Dowodem na to jest choćby fakt, że w trakcie takiej zabawy wszystko kosztuje tyle samo: i książeczka, i cukierek, i sukienka.

Wszystko z czasem

Aby maluch zrozumiał, czym jest pieniądz i jaką ma wartość, musi do tego dorosnąć. Najpierw – nauczyć się liczyć, potem pojąć zasady wymiany. Musi także zrozumieć sens przeliczania, tzn. że różne rzeczy mają różną wartość (pudełko kredek można wymienić np. na trzy zeszyty). Wartość pieniądza, czyli to, za ile daną rzecz można kupić, większość dzieci potrafi zrozumieć dopiero około ósmego roku życia (więc nie bez powodu liczenie pieniędzy jest w programie nauczania przewidziane dopiero w drugim semestrze pierwszej klasy).

Dlatego myślenie, że kilkulatek zrozumie twoje ograniczone zasoby finansowe, jest z góry skazane na niepowodzenie. Maluch nie jest w stanie pojąć, że nie możesz czegoś kupić (bo masz inne, pilniejsze potrzeby), a wydanie pieniążków na zabawki oznacza niekupienie chleba.
Malec działa na zasadzie: przyjemność jest najważniejsza. Chce zabawkę tu, teraz i natychmiast. Będzie się tego domagał z całej siły i żadne tłumaczenia nie przyniosą pożądanego rezultatu (a im są dłuższe, tym mniej skuteczne).

Pobaw się w sklep
Co więc robić, by nauczyć dziecko, że istnieje taka instytucja jak bank, który zajmuje się przechowywaniem pieniędzy? Otóż jak zwykle najlepszą formą nauki jest zabawa: w pracę, za którą otrzymuje się wynagrodzenie w kasztanach albo klockach, w bank, do którego oddaje się swoje zarobione pieniądze. Zabawa w bankomat, który wypłaca tyle, ile chcemy, ale nigdy więcej niż mamy zgromadzone, i w sklep, w którym za kasztany można kupić ulubione cukierki lub inne rzeczy.
Dobrym pomysłem jest również zachęcanie pięcioletniego dziecka, żeby samo kupiło coś w sklepie – oswoi się z sytuacją wymiany pieniędzy na towary. Naukę oszczędzania ułatwi skarbonka, do której będzie wrzucało otrzymane drobne pieniążki. Najlepsza to taka, którą można otworzyć, by policzyć banknoty i monety, czy już starczy na kupienie czekolady, czy trzeba jeszcze trochę uzbierać.
To z pewnością pomoże pięcio- czy sześciolatkowi choć w części pojąć, jakie znaczenie kryje się pod słowem „pieniądz”. Jednak do pełnego zrozumienia jego realnej wartości jeszcze niestety daleka droga. Trzeba ją cierpliwie przebyć razem z malcem.
Beata Chrzanowska