Profilaktyka pozytywna

Nikt chyba nie ma wątpliwości, że zapobieganie problemom jest tańsze i zdrowsze niż borykanie się z późniejszymi skutkami. Dotyczy to większości, a może nawet wszystkich sfer życia indywidualnego i społecznego. Kłopot jednak polega na tym, że bardzo wielu problemom nie umiemy całkowicie zapobiec.
/ 11.10.2008 23:20
Nikt chyba nie ma wątpliwości, że zapobieganie problemom jest tańsze i zdrowsze niż borykanie się z późniejszymi skutkami. Dotyczy to większości, a może nawet wszystkich sfer życia indywidualnego i społecznego. Kłopot jednak polega na tym, że bardzo wielu problemom nie umiemy całkowicie zapobiec.

Do nich należą między innymi ryzykowne zachowania dzieci i młodzieży związane z papierosami, alkoholem i inicjacją seksualną, a w ostatnich paru dziesięcioleciach również z pojawieniem się narkotyków i jakiejś złowieszczej ich popularności. Stawianie sobie za cel, że pewnego dnia znikną z naszego życia papierosy, alkohol i narkotyki, jest nierealne.

Można się oburzać, rozpaczać i załamywać ręce, ale nie będzie to miało większego wpływu na fakt, iż tak wielu ludzi, zwłaszcza młodych, zapamiętale wypróbowuje ryzykowne sposoby osiągnięcia nirwany, zapomnienia i ulgi od swych cierpień, trosk i obowiązków. Wydaje się, że obserwujemy obecnie współczesną wersję odwiecznego ludzkiego dążenia do szczęścia. Jest ona często niezrozumiała i przerażająca. Moraliści uważają, że ludzie w tej gonitwie za szczęściem zabłądzili. Mędrcy powtarzają, że na prawdziwe szczęście trzeba ciężko zapracować. Że nikomu i niProfilaktyka pozytywnagdy nie przychodziło ono łatwo. Ale nawet najświatlejsi filozofowie i moraliści nie mają jednej uzgodnionej definicji szczęścia. Każdy więc poszukuje go na własną rękę. W poszukiwaniach tych wielu rzeczywiście błądzi.

Tymczasem w ostatnich dziesięcioleciach świat się otworzył i przyspieszył. W sekundę dowiadujemy się co dzieje się na drugiej półkuli, w dwie sekundy możemy wirtualnie uczestniczyć w trzęsieniach ziemi, wybuchach wulkanów, powodziach, wojnach, a także w festynach, wiecach i widowiskach odbywających się o tysiące kilometrów od nas. Możemy jednym przyciskiem klawisza uruchomić obraz nieżyjącej od kilkudziesięciu lat osoby i usłyszeć jej głos. Jeszcze tylko dotyku i smaku nie potrafimy przenieść na odległość, ale może to też tylko kwestia czasu.

Co z tego wynika? Niestety z tych wspaniałych udogodnień i postępów wynikają nie tylko wspaniałe możliwości. Pod względem psychologicznym, na przykład, wynika z nich podświadome przeświadczenie, że skoro tyle jest możliwe i to natychmiast, to zapewne możliwe jest wszystko, również natychmiast. Wielu ludzi zaczyna uważać, że skoro tak szybko się dziś podróżuje i tak szybko się przekazuje informacje, to równie szybko należy także osiągać inne rzeczy. Główną cechą oszołomionych postępem ludzi stała się niecierpliwość. Najbardziej narażeni na tę cechę są ludzie niewyćwiczeni w systematycznym i mozolnym dążeniu do czegokolwiek, a więc przede wszystkim dzieci i młodzież. To oni właśnie dość łatwo dają się wciągać w złudne eksperymenty uzyskania na skróty owego upragnionego "szczęścia" lub bodaj jego chwilowej namiastki.

Powyższa refleksja wydaje mi się istotna dla planowania i organizowania profilaktyki. Nie służą jej dobrze uczucia wrogości i gniewu, jakie często kierujemy pod adresem ofiar owej niecierpliwej gonitwy za zadowoleniem i przyjemnością. Trzeba raczej czuć smutek, a nie wściekłość, że coraz młodsze dzieci zaczynają naśladować dorosłych wierząc, że człowiek jest szczęśliwy, gdy mu "wszystko wolno". Wiele z nich udowadnia, że potrafi to pragnienie wbrew perswazji dorosłych wyegzekwować. Na dłuższą metę okazuje się to niemal zawsze szkodliwe, niestety jednak świadomość ta przychodzi dla wielu zbyt późno, by się cofnąć unikając bolesnych konsekwencji. Środki i sposoby mające zapewnić zadowolenie i szczęście wciągają tak silnie, że stopniowo stają się obsesją, przymusem i uzależnieniem, zdecydowanie od szczęścia oddalając miast je przybliżać.

Można chyba stwierdzić, że nasilającej się obecnie fali alkoholizmu i narkomanii wśród młodzieży winne są zarówno cywilizacja, jak i natura ludzka. Najmniej winne są same dzieci. Nie one bowiem wymyśliły ten świat z jego rozpędem, postępem i rozpasaniem ambicji, możliwości i szans. Nie one rozbiły wielopokoleniowe rody na mikrokomórki rodzinne, w których nikt nie ma dla nikogo czasu. Nie dzieci też zbudowały blokowiska i wielotysięczne osiedla, w których wszyscy czują się obco i samotnie. I tak dalej.

Nie chodzi o wskazywanie winnych. Chodzi raczej o to, by przestać się złościć i gniewać na tych, którzy sprawiają społeczeństwu kłopoty z powodu swej niecierpliwości w niedojrzałym wyścigu do raju na ziemi. Wierzę, że wyzbycie się złości i moralizatorskiego oburzenia pozwoli na spokojniejsze i mądrzejsze działania, które skuteczniej przyczynią się do zapobiegania największym problemom wynikającym z alkoholizmu, narkomanii i pragnienia natychmiastowego zaspokojenia potrzeb.

Obecna profilaktyka i edukacja mają charakter negatywny, punitywny i w dużej mierze oparty na usiłowaniu kontroli. Rodzicom doradza się, by robili naloty na pokoje ich dzieci i przeprowadzali rewizję w ich osobistych rzeczach; do szkół sprowadza się policję z psami wyszkolonymi w wywąchiwaniu narkotyków w szatniach i tornistrach uczniów; w niektórych miastach zarządza się godzinę policyjną dla osób poniżej pełnoletniości. Najnowsza ustawa zezwala na aresztowanie każdego, kto posiada bodaj najmniejsza ilość marihuany czy innego narkotyku. Eskalacja walki z alkoholizmem i narkomanią prowadzi najwyraźniej do traktowania dzieci i młodzieży jak wrogą partyzantkę knującą spisek przeciwko prawowitym władzom.

W imię tej walki coraz częściej i na coraz większą skalę stosuje się wobec młodzieży iście wojenne metody - szpiegowanie, podsłuch, łapanki, potajemny desant. A gdy uda się kogoś złapać, wtedy grozimy aresztem stosując przesłuchania, sąd, karę więzienia i inne środki przymusu. Nawet zapowiada się przymusowe leczenie, choć brzmi to raczej nierealnie i ironicznie, bo przecież jednocześnie nie słychać ani słowa o zapewnieniu odpowiednio większej liczby miejsc dla potencjalnych "skazanych na leczenie", ani właściwych warunków i dobrej kadry terapeutów. Wojnę przeciwko swoim dzieciom, w której stosuje się głównie straszaki, groźby i sankcje, niestety często się przegrywa. Obawiam się, że spotka to również zwolenników i projektodawców wojennych metod zwalczania plag rozpowszechnionych dziś wśród naszej młodzieży. Samymi karami dobrego życia nie sposób nauczyć. Wysiłki i pieniądze, jakie wkładamy we wspomniane wyżej środki kontroli, po prostu nie wystarczą na rozwiązanie tak skomplikowanych problemów.

Środki kontroli okażą się w końcu nieskuteczne choćby ze względu na skalę tych problemów, ich wielopostaciowość oraz ogromne rozmiary naszego prawie czterdziestomilionowego społeczeństwa. Biuro do spraw Narkomanii czy Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych istnieją już od wielu lat. Obydwie te rządowe agendy rozrosły się do rozmiarów potężnych instytucji. Obydwie dysponują ogromnymi państwowymi pieniędzmi. Wydawałoby się, że dzięki ich wieloletnim działaniom, tak wspaniale prezentowanym w sprawozdaniach i raportach, powinniśmy zaobserwować chociaż minimalny spadek używania alkoholu i narkotyków w środowiskach uczniowskich. Tymczasem kolejne badania wskazują, że wiek inicjacji alkoholowej wciąż się obniża, coraz więcej uczniów pali papierosy, rośnie procent tych, którzy zetknęli się z narkotykami i zaczęli ich używać regularnie.

Polska nie znajduje się na bezludnej wyspie. Możemy czerpać z doświadczeń wielu innych państw, które przeżywają podobne problemy. Wiele znacznie od nas bogatszych społeczeństw, w których długo przed nami zaczęto szukać metod zaradczych na alkoholizm i narkomanię, przekonało się, że masowe kampanie i spektakularne akcje prawie w ogóle nie skutkują. Straszenie dzieci w szkole i opowiadanie im jakie to okropnie złe i groźne są narkotyki czy alkohol, nie przyczyniło się nigdzie do tego, by dzieci straciły zainteresowanie tymi substancjami. Niektóre badania, łącznie z przeprowadzonymi przez Instytut Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, wskazują na coś wręcz przeciwnego, a mianowicie że mówienie dzieciom o narkotykach czy alkoholu w pewnym wieku powoduje wzrost zainteresowania, a nie spadek.

Grożenie karą więzienia za posiadanie w kieszeni skręta z marihuaną nie powstrzymuje większości młodych ludzi przed takim ryzykiem. Wręcz przeciwnie, wprowadzenie surowych i jednocześnie trudnych do wyegzekwowania przepisów prawnych pobudza wielu ryzykantów do igrania z władzą. Młodość ma wpisany bunt przeciwko autorytetom i normom i dorośli, którzy tego nie uwzględniają i starają się wychowywać głównie za pomocą zakazów i kar, niestety paradoksalnie tracą autorytet, w dodatku często przyczyniając się do utrwalenia buntowniczych i antyspołecznych postaw u swych wychowanków.

Te pesymistyczne doświadczenia nie oznaczają bynajmniej, że należy zamknąć instytucje państwowe i zaniechać wszelkich działań profilaktycznych. W wielu krajach wyciągnięto jednak wnioski z poprzednich błędów. My chyba też powinniśmy to zrobić. Profilaktyka negatywna i dydaktyczna powinna ustąpić miejsca strategiom pozytywnym, opartym na tworzeniu dla rozwoju młodych ludzi bezpiecznych pod względem emocjonalnym warunków w rodzinie, środowisku sąsiedzkim i w szkole. Powinniśmy oddziaływania edukacyjne skierować co najmniej w połowie, a może nawet w 80 procentach zamiast do dzieci, to do ich rodziców i innych wychowawców. Szkoła natomiast powinna w znacznie szerszym zakresie wspomagać rodziców w organizowaniu wolnego czasu uczniów właśnie dlatego, że jest obecnie tak wiele małych rodzin, tak wielu jedynaków, tak rzadko dom zapewnia ciepłą i miłą atmosferę i bezpieczeństwo emocjonalne. Pieniądze wydawane na bilboardy i doroczne spędy "trzeźwościowe" w gminach czy miasteczkach lepiej byłoby przeznaczyć na zbudowanie basenu, kortów tenisowych czy lodowiska dla miejscowych dzieci, oraz na stałe zatrudnienie instruktorów wyszkolonych w organizowaniu sportów, rekreacji, zespołów muzycznych i tanecznych, teatrów i pracowni modelarskich. Naszym problemem jest to, że wiele dzieci nie ma się gdzie podziać przez co najmniej kilka godzin dziennie. Albo ma się gdzie podziać, bo mają domy, ale czeka tam na nie głównie telewizor lub teraz coraz częściej jeszcze komputer. To są bardzo często prawdziwi "wychowawcy" naszych dzieci. Pozytywna profilaktyka powinna stać się aktywną i realną konkurencją dla tych zimnych, bezosobowych mediów.

Istnieją miejsca w niektórych krajach, gdzie udało się stworzyć takie warunki na ulicach i w szkołach, że bez psów policyjnych i ukrytych kamer w ubikacjach, zmniejszono bardzo znacznie statystykę pijaństwa, palenia papierosów i używania narkotyków wśród młodych obywateli. Tak się składa, że jednocześnie te same problemy również zmniejszyły się wśród dorosłych. Bo, powtórzmy, skuteczna profilaktyka adresowana jest nie tylko do dzieci, lecz przede wszystkim do rodziców i nauczycieli. Realizuje się ją nie od wielkiego dzwonu w ramach głośnych kampanii, lecz codziennie i systematycznie. Z animatorami nowoczesnej, pozytywnej i nie-karnej profilaktyki współpracują miejscowe kościoły, uczelnie, władze lokalne, zakłady pracy, środki przekazu. A więc wszystkie "dorosłe" instytucje w danym środowisku.

Takimi miastami są na przykład Sundsval w Szwecji czy Minneapolis w stanie Minnesota w USA. W ciągu kilku lat od skupienia się na pracy z dorosłymi w tych miastach problemy wśród młodzieży znacznie się zmniejszyły. Nie zniknęły, lecz zmniejszyły się, nabierając wymiarów stosunkowo łatwych do opanowania. Dzieci krócej błądzą, rodzice szybciej reagują na niepokojące sygnały, a szkoła jest miejscem atrakcyjnym, bezpiecznym i życzliwym. Nauczyciele i rodzice razem szukają środków na organizowanie pozalekcyjnych zajęć, w których mogą uczestniczyć zarówno dorośli, jak i dzieci. Dla tych, którym potrzebna jest pomoc wychowawcza lub psychologiczna stworzono szeroko dostępne szkolne i międzyszkolne punkty konsultacyjne, poradnie i ośrodki specjalistyczne oferujące wsparcie i porady, a gdy trzeba również terapię. Młodzieżowi liderzy, przeważnie absolwenci programów edukacyjno-terapeutycznych, spotykają się regularnie z rówieśnikami w szkołach rozmawiając po koleżeńsku o ich problemach i podpowiadając kto, gdzie i jak może najskuteczniej pomóc w ich rozwiązywaniu.

Brzmi to jak bajka? Nie, jest po prostu urzeczywistnieniem nowoczesnej idei profilaktyki pozytywnej, która działa na rzecz budowania dobrych wzorów dla dzieci, rozwijania ich zainteresowań i promowania pożytecznych pasji. Profilaktyka pozytywna zakłada, że najpierw dorośli, a w dalszej kolejności dzieci, uzyskują wiedzę o zagrożeniach oraz informacje o placówkach oferujących faktyczną pomoc. Celem tak rozumianej profilaktyki nie jest doścignięcie nieosiągalnego ideału społeczeństwa abstynenckiego, lecz zapewnienie warunków ciekawego życia i jak najwcześniejsze rozpoznanie zagrożeń oraz efektywne i życzliwe powstrzymywanie ich w każdym indywidualnym przypadku. Przestano walczyć, a zaczęto zmniejszać szkody na każdym etapie zaawansowania problemu.

W podobnym kierunku możemy zmierzać również my. Zwłaszcza, że tak zastraszająco groźnie wzrosły w ostatnich latach statystyczne wskaźniki. Możemy skończyć z drogimi centralistycznymi kampaniami, nudnymi lekcjami o "substancjach chemicznych zmieniających świadomość" i wiecami trzeźwościowymi, w których topimy miliony złotych w skali całego kraju, a poczucie sukcesu odnoszą głównie działacze i urzędnicy. Nie tapetujmy Polski wizerunkami zaćpanego narkomana i cmentarnymi krzyżami. Dzieci się nie wystraszą. A rodzice i tak już są w panice. Raczej moglibyśmy im uświadomić, że na każdej matce i ojcu spoczywa obowiązek wychowania ich dzieci. Wychowanie natomiast zaczyna się od własnego przykładu. Szkoła może rodziców wspomagać, ale musi to być szkoła żywa, ciekawa i bezpieczna, a nadto otwarta przez cały dzień, aż do wieczora. Pieniądze państwowe, powiatowe, czy gminne pochodzące z naszych podatków nie powinny być marnotrawione na popisowe akcje. Budujmy raczej za te pieniądze trwałe dobra ułatwiające organizację zajęć pozaszkolnych. Część przeznaczmy na edukację dla rodziców, żeby lepiej potrafili nawiązać kontakt z dziećmi, byli dla nich lepszymi wzorami i potrafili budować zaufanie niezbędne do tego, aby dzieci mogły i chciały szukać u nich wsparcia.

Ewa Woydyłło

Redakcja poleca

REKLAMA