„Przez 2 lata ukrywałam związek, bo wiedziałam, że rodzice nie zaakceptują takiego zięcia. Wolą się mnie wyrzec”

Związek fot. Adobe Stock
„Kiedy mama i tata zobaczyli jego zdjęcie, jakby diabeł w nich wstąpił. Na przemian wrzeszczeli i błagali, żebym się opamiętała".
/ 11.07.2020 06:41
Związek fot. Adobe Stock

George urodził się w Nigerii. Jako mały chłopiec przyjechał z mamą i tatą do Polski. Zamieszkali pod Warszawą. Początkowo nie było im łatwo. George do dziś pamięta, jak dzieci w szkole wolały za nim „bambus” i wysyłały na palmę banany prostować, a sąsiedzi przyglądali się im podejrzliwie. Ale w końcu zaakceptowali. Jego rodzice kilka lat temu postanowili wrócić do Afryki, George jednak został w Polsce i poszedł na studia. Poznaliśmy się właśnie na uczelni. Ja byłam na pierwszy roku, on zaczynał akurat pisanie pracy magisterskiej z informatyki.

Najpierw były tylko niezobowiązujące wyprawy do kina i zwykłe pogawędki przy kawie. Ale z czasem nasza przyjaźń przerodziła się w wielkie, prawdziwe uczucie. Zamieszkaliśmy razem. Gdzieś tam przeczytałam, że życie pod jednym dachem to sprawdzian dla związku. Zdaliśmy go na szóstkę! Byliśmy jak dwie połówki pomarańczy. Zrozumieliśmy, że nie możemy i nie chcemy bez siebie żyć. Kilka tygodni temu, po dwóch latach znajomości, George mi się oświadczył. Oczywiście powiedziałam „tak”. Nie musiałam się nawet zastanawiać. Kocham go, świetnie znam i wiem, że będziemy razem bardzo szczęśliwi. Niestety, moi najbliżsi nie akceptują tej miłości. I nic nie wskazuje na to, by kiedyś zmienili zdanie.

Rodzice bardzo długo nie wiedzieli o naszym związku. Odkąd wyjechałam na studia, dość rzadko bywałam w domu. Przyjeżdżałam właściwie tylko z okazji świąt i większych uroczystości. Oczywiście dopytywali się wtedy, czy mam chłopaka, ale ich zbywałam. Tłumaczyłam, że nie ma czasu na randki,  muszę się dużo uczyć. Nawet o przeprowadzce im nie powiedziałam. Wierzyli w bajeczkę o mieszkaniu w akademiku. Wiem, to nieładnie tak kłamać, ale miałam ku temu poważne powody.

Wychowałam się w małej miejscowości na południu Polski. Ludzie żyją tam ciągle po staremu. Wszystko co nowe ich przeraża. Niby oglądają telewizję, ale poglądy mają niedzisiejsze. Wolałam więc trzymać znajomość z Georgiem w tajemnicy. Po zaręczynach nie miałam już jednak wyjścia. Musiałam powiedzieć prawdę. Przecież planowaliśmy ślub. Zebrałam się więc w sobie i pojechałam na weekend do domu. Podejrzewałam, że mama i tata nie będą zachwyceni wiadomością, że mój ukochany ma ciemną skórę. Nie sądziłam jednak, że zareagują aż tak ostro.

Powiedziałam, że mój narzeczony jest informatykiem, ma świetną pracę, własne mieszkanie, dużo pieniędzy. A do tego jest czuły, opiekuńczy i świata poza mną nie widzi. No, po prostu ideał.

Tej rozmowy nie zapomnę chyba do końca życia. Przyjechałam do domu wczesnym popołudniem. Rodzice najpierw mnie nakarmili, a potem wzięli na spytki.
– Jak tam, córeczko? Poznałaś wreszcie jakiegoś miłego chłopca? – spytała mama.
– No właśnie... Jak tak dalej będziesz tylko siedzieć w książkach, to jeszcze starą panną zostaniesz – dodał ojciec.
Przeżegnałam się w myślach, nabrałam powietrza w płuca i...
– A poznałam. I nawet się zaręczyłam! – wypaliłam od razu z grubej rury.
– Że co? Jak to? Z kim? Mów natychmiast! – wybałuszyli oczy.
– Z najwspanialszym mężczyzną na świecie – odparłam.
Nie chciałam, żeby doznali szoku. Zaczęłam więc delikatnie, bez wdawania się w szczegóły dotyczące pochodzenia. Powiedziałam, że mój narzeczony jest informatykiem, ma świetną pracę, własne mieszkanie, dużo pieniędzy. A do tego jest czuły, opiekuńczy i świata poza mną nie widzi. No, po prostu ideał.
– Naprawdę? To wspaniale. Dlaczego go nie przywiozłaś? – dopytywała się mama.
– Jest bardzo zajęty. Ale następnym razem na pewno przyjedzie. Koniecznie chce
was poznać – uśmiechnęłam się.
– To dobrze, bardzo dobrze... Masz może jego zdjęcie? Chcielibyśmy z ojcem zobaczyć, jak będzie wyglądał nasz zięć – mama była aż czerwona z emocji.
– Oczywiście że mam. Zaraz wam pokażę – odparłam, po czym wyciągnęłam z torby tablet i położyłam go na stole.
Pochylili się nad nim zaciekawieni...

Przez chwilę w pokoju panowała kompletna cisza. Jak w kościele. Rodzice z niedowierzaniem patrzyli to na mnie, to na zdjęcie George’a. A potem nastąpił wybuch.
– Chyba żartujesz?! Przecież on jest czarny! – wrzasnął ojciec.
– Owszem, urodził się w Nigerii. I co w związku z tym? – odparłam spokojnie.
– To przecież w Afryce – prychnął.
– A tam tylko bieda, głód, zabobony i śmiertelne choroby. Trzymaj się od niego z daleka, bo jeszcze się czymś zarazisz!
– Oj tato, on wychował się w Polsce, ma nasze obywatelstwo. A poza tym... Gdybym miała zachorować, to już by się to stało. Mieszkamy razem od kilku miesięcy – odparłam, a ojciec zerwał się z krzesła.
– Słyszysz, Bożenko, co ona mówi? Mieszkają razem. Trzymaj mnie, bo nie ręczę za siebie! – krzyknął do mamy.
– Uspokój się, Stasiu, ona tylko się z nami droczy, prawda? To taki głupi żart? – spojrzała na mnie z nadzieją w oczach.
– Nie. Jestem bardzo poważna. Nie tylko mieszkamy razem, ale też jemy, śpimy... I jesteśmy bardzo szczęśliwi – odparłam.
Aż pobladła, tak ją zaszokowałam.

– Boże drogi... Po co my cię na te studia do Warszawy posyłaliśmy? Taki wstyd, taki wstyd... Co to będzie, jak się ludzie dowiedzą... – zaczęła biadolić.
– Nic nie będzie. Pogadają, a potem im przejdzie. Zawsze tak jest – wzruszyłam ramionami.
– Akurat! Ale zaraz... Dlaczego tak się spieszysz z tym zamążpójściem? Może w ciąży jesteś? Przyznaj się! – przeraziła się.
– Nie, dzieci planujemy dopiero po ślubie, jak pan Bóg przykazał – odparłam.
– Uff, dobre i to – mama wyraźnie odetchnęła z ulgą. – Jest jeszcze czas, żeby to wszystko odkręcić, zapobiec nieszczęściu.
– Ale ja wcale nie zamierzam niczego odkręcać. Kocham George’a i chcę z nim założyć rodzinę! – odparowałam.
– A tam, chcesz. To tylko taki kaprys. Jesteś jeszcze młoda, niedoświadczona... Zobaczysz, wkrótce spotkasz na swojej drodze miłego chłopaka. Normalnego. I zapomnisz o tym czarnym. A on niech wraca, skąd przyszedł, czyli do Afryki! – chciała mnie przytulić, ale odskoczyłam, jak oparzona.

Ojciec biegał po pokoju jak szalony i wrzeszczał, że nie pozwoli się obrażać we własnym domu. Groził, że mnie przeklnie i wydziedziczy.

– Nie mów tak o nim! Przecież go nawet nie widziałaś, nie zamieniłaś z nim nawet słowa! Jak możesz być tak okrutna! – zdenerwowałam się.
Matka wzięła się pod boki.
– I nie zamienię, ani nie zobaczę. Za próg go z ojcem nie wpuścimy! Masz natychmiast zakończyć tę znajomość! – nastroszyła się.
– Nigdy nie zgodzimy się na ten ślub. Nie chcemy za zięcia bambusa. Niech idzie do diabła! Nie będziemy przez ciebie oczami świecić – huknął pięścią w stół ojciec.
Poczułam, jak wzbiera we mnie złość. Kto by się nie wkurzył, słysząc, jak obrażają najlepszego człowieka, jakiego nosiła ziemia? Nie zamierzałam tolerować takich słów.
– Dość tego! Jestem dorosła i mogę robić, co chcę. A wy? Wy zachowujecie się jak idioci! Bambus? Ma wracać do siebie? Co to za słowa? Czy wy w ogóle słyszycie, co mówicie? Oszaleliście, czy co?! – ryknęłam.
– Jak ty się do nas odzywasz?! Nie pozwalaj sobie! Jak nie masz nic rozsądnego do powiedzenia, to milcz! – oburzył się ojciec.
– Nie będę milczeć. I wiecie co? To was diabeł opętał. Sami do niego idźcie, a nie wysyłajcie tam George’a! – wrzasnęłam.

Wiadomo, co było potem. Awantura rozpętała się na dobre. Ojciec biegał po pokoju jak szalony i wrzeszczał, że nie pozwoli się obrażać we własnym domu, groził że mnie przeklnie i wydziedziczy. Matka na zmianę płakała i błagała, żebym go przeprosiła. Ale ja nie potrafiłam pogodzić się z tym, w jaki sposób wyrażali się o moim ukochanym. Przecież go nawet nie znali!

I tak zamiast dzielić się swoim szczęściem, wsiadłam w samochód i wróciłam do Warszawy. Georgowi powiedziałam, że w domu panuje grypa żołądkowa i musiałam uciekać, żeby się nie zarazić. Oczywiście nie powtórzyłam mu rozmowy z rodzicami. Nie chciałam, żeby mu było przykro.

Od tamtej pory nie byłam w domu. Rodzice też nie szukają ze mną kontaktu. Początkowo miałam jeszcze nadzieję, że jak już ochłoną, wszystko sobie przemyślą, to przynajmniej zadzwonią. Zaproszą mnie do siebie, porozmawiamy spokojnie. Ale mijają kolejne dni, a oni wciąż milczą...

Od przyjaciółki wiem, że ojciec chodzi po miasteczku wściekły jak osa, a matka siedzi od rana do nocy w kościele i modli się żarliwie. Pewnie błaga Boga, żeby mi rozum przywrócił. To takie smutne. George jeszcze się chyba nie domyśla, że to nie grypa przygnała mnie wtedy do Warszawy. Ciągle pyta, kiedy wreszcie wybierzemy się do moich rodziców, chce wiedzieć, jakie ma im kupić prezenty, w co ma się ubrać, żeby dobrze wypaść. Kluczę, zmieniam temat, odwlekam...

Kilka razy chciałam mu wyznać prawdę, ale się powstrzymałam. Nie mam serca powiedzieć ukochanemu, że matka i ojciec wcale nie chcą go poznać, bo już go znienawidzili. Tylko dlatego, że jest czarny.

Przeczytaj więcej listów do redakcji:„Jadę na pierwsze wakacje ze swoim facetem i wstydzę się włożyć bikini. Nienawidzę swojego ciała”„Mój syn należy do społeczności LGBT. Przestańcie mówić mi, że nie jest człowiekiem”„Koledzy mojego faceta śmieją się, że jestem gruba i brzydka”

Redakcja poleca

REKLAMA