„Zaszłam w ciążę, gdy miałam 17 lat. Dopiero w wieku 44 lat ułożyłam sobie życie, ale wbrew mojej córce”

Szczęśliwa para fot. Adobe Stock
Życie najpierw dało mi w kość, a po latach podsunęło drugą szansę. I co – miałam ją zmarnować, bo tak uznała moja córka?
/ 30.11.2020 18:59
Szczęśliwa para fot. Adobe Stock

Kiedy miałam 16 lat, zakochałam się w koledze z klasy, rasowym łobuzie. Miesiącami oszukiwałam rodziców, że uczę się u koleżanek, byle tylko nie domyślili się, że spędzam czas z kimś, o kim nauczyciele mówili „nic dobrego”. Miesiąc przed swoimi 17 urodzinami zorientowałam się, że jestem w ciąży, a sprawy nie dało się dłużej ukrywać…

Od tamtego czasu minęło 27 lat. Oczywiście od dawna byłam już na swoim, zdążyłam wyjść za mąż i się rozwieść, życie toczyło się swoim torem, niczym rozpędzony do 40 kilometrów na godzinę pociąg towarowy wiozący piasek. Nic ekscytującego, wszystko zgodnie z planem, byle do przodu. Żadnych niespodzianek, żadnego szaleństwa, rutyna do kwadratu.
– Mamo. Poznałam kogoś. – oznajmiła mi Emilka któregoś dnia, a ja od razu pozazdrościłam jej tego młodzieńczego entuzjazmu. – Ma na imię Szymon, jest o rok starszy i już prowadzi własną firmę. Przedstawię ci go w sobotę, bo zaprosił nas do restauracji. Rozumiesz, mnie i ciebie zaprosił, żebyście się poznali. To niesamowite, prawda?!

Przyznałam, że owszem. Zapytałam też, kim są jego rodzice i otrzymałam odpowiedź, że mama Szymona zmarła 15 lat temu, a ojciec to emerytowany wojskowy.
– No tak, zapomniałam ci powiedzieć, on też będzie na tej kolacji – dodała na koniec Emilka.

Właściwie to ja się wcale nie spieszę do domu...

Nadeszła sobota. Spodziewałam się nudnego wieczoru. Na nasz widok od stolika poderwało się dwóch bardzo podobnych do siebie panów, ewidentnie ojciec i syn. Ten młodszy wręczył mi bukiet róż. Ten starszy…
– Jestem Jarek – powiedział na powitanie ojciec Szymona i uścisnął moją dłoń. Była gorąca i silna. – Lubisz owoce morza? Ja też nie. Chociaż powinienem, bo 20 lat służyłem w marynarce wojennej.
Zadrżałam. Marynarka wojenna, flotylla, okręt transportowo-minowy… – na jakiej kobiecie nie robią wrażenia takie opowieści? Zwłaszcza gdy opowiadającym jest emerytowany komandor porucznik, który brał udział w setkach rejsów rozpoznawczych, misji zagranicznych i zadaniach, o których do dzisiaj nie wolno mu mówić? I do tego jest przystojny w klasyczny sposób, ze szpakowatą brodą, włosami przyciętymi na żołnierski sposób, a jego ciało jest wyraźnym dowodem na treningi siłowe przez kilkadziesiąt lat…

Po kolacji Emilia i Szymon mieli jeszcze jakieś plany, więc Jarek zapytał mnie, dokąd jadę. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że do domu, więc zatrzymał dla mnie taksówkę.
– A właściwie… – dodałam.
Sama nie wiem, co mnie napadło. Czułam tylko, że jeśli rozstanę się z tym mężczyzną, natychmiast zacznę za nim straszliwie tęsknić.
– Właściwie to nie spieszę się do domu. Może lepiej się trochę przespaceruję, tak dla zdrowia…
„Rany boskie – pomyślałam, lekko spanikowana, gdy Jarek zaproponował, że odprowadzi mnie do domu – mam już prawie 45 lat. Co ja robię? To niepoważne!”.

Jarek był ode mnie 10 lat starszy, ale wiek działał na jego korzyść. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, gdy usiedliśmy w kawiarence obok mojego domu. Te ciemne oczy okolone siatką głębokich, ale seksownych zmarszczek, zarost wilka morskiego, ogorzała skóra świadcząca o latach spędzonych pod gołym niebem… Zanim się z nim pożegnałam,  byłam już zakochana po uszy.
– No i jak ci się podobał, mamuś? – zadzwoniła Emilia, ledwie przekroczyłam próg. – Jest świetny, nie?
– Yyy… – zająknęłam się, zakłopotana. – Dlaczego pytasz?
Nie miałam pojęcia, skąd ona wie, że Jarek i ja poszliśmy na spacer. I czemu tak mnie o to wypytuje. No i nie wiedziałam, co powiedzieć, żeby nie zabrzmieć jak zakochana nastolatka.
– Jak to dlaczego?! – wykrzyknęła. – Przecież to mój chłopak. Jestem ciekawa, czy go polubiłaś! No?
Odetchnęłam z ulgą i się zawstydziłam. No tak, Szymon też był w tej restauracji… Prawdę mówiąc, w ogóle nie pamiętałam, co robili młodzi. W głowie miałam tylko obraz Jarka.

Nie wiem, dlaczego nie przyznałam się Emilce, że Jarek i ja spędziliśmy ze sobą cały wieczór. Chyba nie chciałam wychodzić z roli matki, która zawsze pyta o sercowe sprawy córki, a nigdy nie zwierza się ze swoich. Jakby zresztą było z czego się zwierzać... Emilka miała ojczyma jedynie przez 6 lat, niewiele jeszcze rozumiała. Tylko wtedy widziała mnie w towarzystwie mężczyzny, choć – trzeba to podkreślić – nigdy nie widziała, żebym była z nim naprawdę szczęśliwa. Potem nie związałam się już z nikim.

Jarek zadzwonił następnego dnia. Zdradził mi, że też nie powiedział nic synowi o naszym spacerze. I wyznał, że nie mógł przestać o mnie myśleć. Spotkaliśmy się w parku. W pewnej chwili jakiś wielki pies omal mnie nie przewrócił i Jarek chwycił mnie za rękę. Nie puścił jej już do końca dnia.
Nie spodziewałam się, że coś takiego może mi się jeszcze przytrafić – westchnęłam, gdy mnie pocałował. – Myślałam, że moje życie już zawsze będzie nudne i przewidywalne.
Roześmiał się i przyciągnął mnie do siebie. Przywarłam do niego i zrobiło mi się gorąco. Byłam szczęśliwa! „Znalazłam sobie faceta” – myślałam, ledwie wierząc w te słowa.
– Musimy powiedzieć dzieciom – uznałam po trzeciej randce.
Byliśmy już pewni, że to jest „to”. W pewnym wieku nie traci się już czasu: ludzie po prostu decydują, że chcą być razem. My zdecydowaliśmy.

To parszywy gnojek, mamo. Co on sobie myśli?!

Niestety, tego wieczoru córka zadzwoniła w posępnym nastroju. Szymon czymś ją uraził, ona się zdenerwowała, porządnie się pokłócili. Nie chciałam przerywać jej pełnych żalu wywodów, mówiąc o swoim szczęściu. Zamierzałam z tym poczekać, aż młodzi się pogodzą.

Tymczasem kilka dni później Emilia wpadła do domu cała roztrzęsiona.
– Zerwał ze mną – krzyknęła na powitanie. – Co on sobie myśli? On ze mną?! Co za gnojek!
Przejęłam się okropnie. Moje dziecko cierpiało… Próbowałam załagodzić całą sprawę, tłumacząc Emilce, że jeśli mieli się rozstać, to lepiej teraz, niż gdyby zainwestowali w ten związek mnóstwo uczucia, energii i czasu. Próbowałam też tłumaczyć Szymona, chociaż opisana przez Emilię sytuacja rzeczywiście nie stawiała go w dobrym świetle.
– No i dobrze się stało, uwolniłam się od toksycznego partnera – podsumowała w końcu ze śmiertelnie poważną miną moja córka. – Szkoda, że w ogóle marnowałam na niego czas.
Oczywiście nawet jej nie wspomniałam, że od jakiegoś czasu spotykam się z rodzonym ojcem tegoż toksycznego partnera. Jarek przyznał, że też nic nie powiedział Szymonowi. Jemu jednak było łatwiej, bo syn mu się nie zwierzał. Spotykałam się więc nadal z Jarkiem w tajemnicy. Jak niemal 30 lat temu. Tyle że wtedy ukrywałam ukochanego przed matką, teraz zaś przed córką…

Minęło kilka tygodni. Czasem podpytywałam Emilkę, czy może pogodziła się z Szymonem, ale wszystko wskazywało na to, że ich związek to już historia. W końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam jej, że Jarek i ja jesteśmy parą. Spodziewałam się zdziwienia, zaskoczenia, może trochę zgorszenia. Jednak nie… awantury.
– Spotykasz się z jego ojcem?! – córka patrzyła na mnie jak na zdrajczynię. – Mamo, to chore. Jak ty to sobie wyobrażasz?! Ja rozstaję się z tym palantem, a ty mi wpychasz do rodziny jego ojca?! Jak ja go niby mam traktować?!

Szczerze mówiąc, w ogóle się nad tym nie zastanawiałam. Byłam zdania, że i córka, i ja możemy sobie swobodnie wybierać partnerów. Zdziwił mnie jej wybuch. No, może trochę rozumiałam, że częściowo przeniosła złe emocje z syna na ojca, ale przecież to był mój facet, nie jej. I kto mówił o jakimś „wpychaniu do rodziny”? Niestety, okazało się, że racjonalne argumenty do Emilii nie przemawiają. Była obrażona i wściekła, że „romansowałam za jej plecami”. Przysięgam, jakbym słyszała moją matkę, kiedy wyszło na jaw, że jestem w ciąży…
– Ale nie zerwiesz ze mną dlatego, że twoja córka nie akceptuje tego związku? – zapytał Jarek pół żartem, pół serio.

Zapewniłam go, że nigdy w życiu. Musiałam jednak zapłacić za to określoną cenę: Emilia wciąż demonstrowała mi swoje rozgoryczenie. Jeszcze gorzej się zrobiło, kiedy usłyszała, że Szymon ma nową dziewczynę.
– I co? Pewnie teraz pójdziesz na kolacyjkę z nią, Szymonem i Jarkiem, prawda? – zapytała zjadliwie.
Nie poszłam oczywiście na żadną kolacyjkę, ale coraz bardziej martwiłam się, co dalej. Jarek i ja byliśmy już oficjalnie parą, więc w każdej chwili mogłam poznać nową dziewczynę jego syna. Tak to już jest – ludzie się wiążą i rozstają, życie idzie naprzód…

A moje szczęście już kompletnie się nie liczy?

Emilia coraz bardziej się ode mnie odsuwała. Nasze rozmowy były coraz rzadsze i krótsze. Kiedy wyjechałam z Jarkiem na urlop, nie odpisywała na moje esemesy, a po naszym powrocie nawet nie zapytała, jak było. Nie odważyłam się jej powiedzieć, że poznałam Oliwię, dziewczynę Szymona. Nic wielkiego, po prostu wpadli do mieszkania Jarka, kiedy akurat tam byłam. Ale wiedziałam, że Emilka zinterpretowałaby to jako zdradę, jakieś działania za jej plecami, więc zachowałam ten fakt w tajemnicy.
– To cię bardzo gryzie… – zauważył pewnego dnia Jarek. – Kochasz córkę i masz poczucie winy, że ją ranisz, bo utrzymujesz kontakty z jej byłym, nawet mimowolnie. Nie powiedziałaś jej o Oliwii, prawda?

Pokręciłam głową. Co robić? Emilia nie odpuszczała, Szymon zdawał się już o niej nie pamiętać, a Jarek i ja chcieliśmy po prostu spokojnie żyć razem. Najlepiej w jednym domu. Jednak bałam się zmian. Czułam, że jeśli wyprowadzę się do Jarka, spowoduje to jakieś nieodwracalne szkody w mojej relacji z córką. Bo Emilka wciąż nie mogła znieść, że ja nie traktuję Szymona jak wroga. A przecież powinnam, będąc kochającą matką, ponieważ on tak ją zranił!

Stawiała mnie pod ścianą…

Oczywiście nie chciałam stracić córki, ale też kochałam swojego mężczyznę i pragnęłam z nim zamieszkać!
– Jest tylko jedno wyjście – stwierdził Jarek, gdy przestałam spać po nocach. – Od kilku lat Akademia Morska w Gdyni zabiega, żebym u nich wykładał. Pojechałabyś ze mną?
Zgodziłam się.

Od kilku tygodni mieszkam w Trójmieście. O dziwo, czuję się tu autentycznie wolna. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak dusiły mnie emocje mojej – dorosłej przecież – córki. Nareszcie żyję własnym życiem i nie boję się, że ktoś mnie o coś obwini, oskarży, skrytykuje. Emilia rozmawia ze mną już niemal normalnie, widać odległość służy naszym relacjom. Szymon dzwoni do ojca może raz na miesiąc, więc nawet nie wiem, co u niego. I dobrze, wreszcie nie muszę niczego trzymać w tajemnicy! Dwa sekretne romanse w życiu całkowicie mi wystarczą…

Więcej listów do redakcji:„Adoptowaliśmy chłopca. Po 7 latach postanowiłam, że oddamy go z powrotem do domu dziecka”„Nie mieszkam z mężem, bo ciągle się kłócimy. Spotykamy się 2 razy w tygodniu i w weekendy”„Mąż miał na moim punkcie obsesję. Nie chciał się mną z nikim dzielić. To doprowadziło do tragedii”

Redakcja poleca

REKLAMA