„Przez zazdrość byłego prawie zginął mój syn. Chciał się zemścić. Miała poczuć, jak to jest kogoś stracić”

kobieta która prawie straciła dziecko fot. Adobe Stock
Oboje rozjechaliśmy się po świecie i myślałam, że już nigdy się nie spotkamy. Pomyśleć, że niewiele brakowało, a zostałabym żoną zwyrodnialca
/ 15.12.2020 13:19
kobieta która prawie straciła dziecko fot. Adobe Stock

Jakim trzeba być podłym człowiekiem, jakim potworem, żeby wykorzystać niewinne dziecko do tego, aby zemścić się na jego matce?!

Zastanawiałam się, czy puścić Franka samego na zimowe ferie. Ma dopiero osiem lat, a na takim wyjeździe trzeba samemu o siebie zadbać. Wysuszyć rzeczy po zabawie na śniegu, odpowiednio się ubrać, żeby się nie przegrzać, ale i nie zmarznąć. Co innego latem, wtedy jest łatwiej. Im jednak więcej tego typu argumentów wysuwałam, tym mój mąż dziwniej na mnie patrzył, aż w końcu podsumował:
Robisz z niego ofermę. Ja w jego wieku jeździłem na zimowiska i jak widzisz, nic mi się nie stało! Ale jak nie chcesz go puścić, to nie będę z tobą dyskutował, kochanie, bo jak coś pójdzie nie tak, to winę zrzucisz na mnie.

W efekcie zadecydowałam, że Franek pojedzie na wieś do mojej mamy.
– Babcia się ucieszy, a jemu świeże powietrze doskonale zrobi – stwierdziłam. – Poza tym na pewno mnóstwo dzieci zostanie na ferie w domu, więc będzie miał tam towarzystwo jak na zimowisku.

Franek nawet się ucieszył, kiedy przedstawiłam mu swoją propozycję. Uwielbiał jeździć do babci, która go rozpieszczała na każdym kroku. Poza tym jeszcze latem zaprzyjaźnił się tam z Damianem, synem sąsiadów i teraz miał nadzieję na wspólne szaleństwa na śniegu. Zadowolona zawiozłam więc syna do mamy. Kiedy przejeżdżałam obok miejscowego sklepu, zobaczyłam, jak wychodzi z niego jakiś facet. Mimo wielkiej puchowej kurtki i naciągniętego na głowę kaptura postać wydała mi się znajoma… „Czyżby to Adam?” – przebiegło mi przez głowę. „Nie, to przecież niemożliwe!”.

Zwolniłam odrobinę i przejeżdżając obok, starałam się przyjrzeć mu dokładnie. Akurat wsiadał do swojego samochodu i gdy się z nim zrównałam, spojrzał na mnie. Te głęboko osadzone ciemne oczy pod ostro zarysowanymi brwiami, stanowcza linia szczęki… Trudno mi było w to uwierzyć, ale jednak to był Adam! Musiał także mnie poznać, bo jego twarz przybrała nagle wyraz zaciętości. Nie zatrzymałam się, wręcz przeciwnie, nacisnęłam pedał gazu. Oszołomiona dojechałam do domu mamy i zaparkowałam na podwórku. Franek spał, a ja jeszcze długo nie wysiadłam z auta, próbując dojść do siebie po tym niespodziewanym spotkaniu. Zastanawiałam się, co ten facet tutaj robi. Przecież nie było go we wsi prawie dziesięć lat! „Tak nagle wrócił? Dlaczego? Po co?”.

Ledwo weszłam do domu, mama zagadnęła mnie, jak na zawołanie:
– A wiesz, że Adam wrócił? – powiedziała. – Zamieszkał w gospodarstwie swoich dziadków, tym za wsią i podobno chce je modernizować, robić jakąś agroturystykę czy coś. Ciekawe… Nie sądziłam, że kiedykolwiek będzie chciał tu spędzić życie po tym… po tym jak ty… no wiesz – urwała.
„Po tym, jak go wystawiłam do wiatru, uciekając niemal sprzed ołtarza. Z innym. I skompromitowałam go w oczach całej wsi” – dokończyłam sobie w myślach. Kiedy miałam dwadzieścia lat, wydawało mi się, że Adam jest moją wielką miłością. Mimo że byliśmy w tym samym wieku, wyglądał zawsze na starszego i tak się zachowywał. To on zaplanował naszą wspólną przyszłość i tylko jednego nie przewidział – że kiedy na mojej drodze stanie Jarek, mój obecny mąż, to jego plany wywrócą się do góry nogami.

Teoretycznie to wszystko nie miało prawa się zdarzyć, bo jak niepozorny, niewysoki chłopak w okularach mógł konkurować z prawdziwym macho, jakim był zawsze Adam? Nikt nie brał na poważnie tego, że chodzę na spacery z Jarkiem i gadamy godzinami o wielu sprawach. Adam się śmiał, że jego narzeczona znowu prowadza się z „tym studencikiem”. Ale podczas tych rozmów nawiązała się między mną a Jarkiem nić porozumienia tak silna, że aż nierozerwalna. Zrozumiałam to, kiedy zaprosiłam Jarka na swoje wesele, a on posłał mi tak zranione spojrzenie, że zadrżało mi serce. I wtedy właśnie zaczęłam się zastanawiać, co ja właściwie robię u boku Adama, z którym od dawna się nie rozumiemy. Czy naprawdę chcę spędzić z nim całe życie, według jego reguł? Już od dawna mi nie imponował. Byłam z nim jakby „z rozpędu”. Po prostu w naszej wsi był doskonałą partią, tylko że ja wcale już nie byłam taka pewna tego, że chcę zostać na tej „naszej wsi”.

Jarek, chłopak z miasta, pokazał mi życie z całkiem innej perspektywy. Nareszcie ktoś mnie rozumiał, wspierał i twierdził, że powinnam się dalej kształcić. On jeden nie śmiał się z moich marzeń, nie kpił z tego, że lubię czytać, wręcz przeciwnie – podzielał moje pasje. Był moim prawdziwym przyjacielem. A kiedy posłał mi to zranione spojrzenie znad zaproszenia na ślub, zrozumiałam, że tak naprawdę jest dla mnie kimś więcej. Zrozumiałam, że... go kocham! Tak, wiem, że to niewiarygodne, ale zakochałam się w Jarku do szaleństwa. I pojęłam, że to jest ostatnia szansa, aby moje życie przestawić na inne tory.

Zdobyłam się więc na odwagę i poszłam pogadać z Adamem.
Nie pasujemy do siebie – powiedziałam, oddając zaręczynowy pierścionek. Po moim odejściu Adam szalał! Spił się i zdemolował gospodę, bo każdy bał się do niego podejść i go powstrzymać. Nie mógł znieść nie tylko tego, że odeszłam, ale zostawiłam go dla Jarka, tego rachitycznego „studencika”, którego tak bardzo lekceważył, że pozwolił mu na spacery ze swoją narzeczoną. Zupełnie, jakby dał nam pozwolenie na romans.

Wyjechałam z Jarkiem z rodzinnej wsi ścigana najgorszymi wyzwiskami Adama. Baliśmy się początkowo, że za nami pojedzie i zrobi nam krzywdę, ale nic takiego się nie stało. Adam pił przez miesiąc, a potem wyjechał. Chodziły rozmaite słuchy o tym, co robi. Mówiono nawet, że zaciągnął się do Legii Cudzoziemskiej. Tymczasem on wylądował w innym piekle – na platformie wiertniczej na jakimś dalekim morzu. Nie wiem za wiele o takich miejscach, ale to chyba była prawdziwa szkoła życia. Ponoć zarobił tam dość pieniędzy, aby osiąść za granicą i wieść tam spokojne życie. Na miejsce zamieszkania wybrał Grecję, bo stwierdził, że teraz chce zaznać ciepłych wód po zimnym Morzu Północnym. Słyszałam nawet, że się ożenił…
– Może i tak, ale żadnej żony tutaj ze sobą nie przywiózł – stwierdziła teraz moja mama.

„To już nie moja sprawa” – pomyślałam. „Przywiózł żonę czy nie przywiózł – mnie nic do tego”. Ja miałam tylko nadzieję, że zapomniał już o tym, co się stało dziesięć lat temu. Chociaż… to jego spojrzenie, którym mnie obrzucił pod sklepem, wcale o tym nie świadczyło. Nie zamierzałam jednak się go bać! Minęło tyle czasu, że mógł się ze wszystkim pogodzić. A jeśli tego nie zrobił, to jego sprawa.
Wyjechałam do domu, zostawiając Franka u babci z poczuciem, że jest tam bezpieczny i z pewnością nie zabraknie mu u niej ptasiego mleka. Dzwoniłam codziennie do mojego syna, żeby się dowiedzieć, co u niego i nieodmiennie dostawałam odpowiedź, że jest „OK i spoko”. Jak każdy facet nie rozwodził się za bardzo nad tym, co robił, ale wyraźnie był zadowolony. To mi wystarczyło.

Czy denerwowałabym się, wiedząc, że ma styczność z moim byłym narzeczonym? Owszem. Miałam potem pretensję do mamy, że mi o tym nie powiedziała. A tymczasem Adam organizował dla dzieciaków ze wsi zajęcia z tak zwanej „szkoły przetrwania”. To była część jego planu zmodernizowania gospodarstwa po dziadkach. Stwierdził, że coś takiego jak survival jest modne i będzie robił takie zajęcia dla frajerów z korporacji, którzy chcą się integrować. A ponieważ dostał dofinansowanie z gminy, to zaczął od zajęć dla dzieci. Organizował dla nich różne gry zadaniowe i strzelanie z łuku do tarczy. Była także zimowa wyprawa quadami po puszczy, wspólne rozpalanie ogniska i znajdowanie korzonków, które są jadalne.

Domyślam się, że Franek był zachwycony, wojsko to przecież zdecydowanie jego klimaty i godzinami potrafi bawić się z kolegami w różne „akcje”. Musiał także być wniebowzięty, kiedy Adam uznał, że jest najlepszy w grupie i dlatego to jemu właśnie zaproponował nocny survival.
Tylko nie mów o tym nikomu, to nasza tajemnica – zapowiedział. – Nocne wyprawy do lasu są dla najtwardszych.

Franek oczywiście się zgodził i o określonej porze wymknął się z domu przez okno. Adam zabrał go do swojego jeepa i razem wjechali w las. Zostawili samochód na wąskiej ścieżce i weszli głębiej w gęstwinę. Na jakiejś polanie ten drań dał mojemu synowi latarkę, zapowiedział, że tylko przestawi samochód i zaraz do niego wróci, po czym… odjechał, zostawiając Franka samego! Tak! Ciemną nocą, w środku zimy, zostawił ośmioletnie dziecko samo w lesie! Że Franek od razu nie umarł ze strachu, to ja się naprawdę dziwię, bo ja bym z pewnością umarła. Ale on zaczął tylko nawoływać Adama, a kiedy się przekonał, że ten już chyba po niego nie wróci, uznał to za część zadania i… zaczął szukać śladów opon.

Nie wiedział, gdzie jest, bo wprawdzie bywał w tamtych okolicach, ale latem, kiedy wszystko wygląda inaczej. No i nigdy nocą. Mógł się zgubić, idąc głębiej w puszczę. Albo wpaść do jakiejś jamy przykrytej śniegiem i złamać nogę. Powiedział mi potem, że wziął długą gałąź i badał przed sobą teren.
– Tak, jak to robią saperzy, mamo – opowiadał.
I tak krok po kroku dotarł do drogi, skąd jeszcze miał cztery kilometry do najbliższych zabudowań. Przez las.

Kiedy zadzwonił do jakieś zagrody, już świtało. Obcy ludzie, gdy go zobaczyli przemarzniętego do szpiku kości, od razu owinęli go w puchową kołdrę. Nie mogli dać znać mojej mamie, gdzie jest, bo Franek nie znał na pamięć jej numeru telefonu. Zadzwonili więc na policję. Moja mama omal nie dostała zawału, kiedy przyjechali do niej funkcjonariusze z pytaniem, gdzie ma wnuka. Była pewna, że Franek śpi spokojnie w swoim pokoju. Jakież było więc jej przerażenie, gdy zamiast niego zastała tam hulający wiatr, bo chłopiec nie domknął okna.

Na szczęście mój syn nie doznał żadnych odmrożeń, bo miał na sobie naprawdę świetne buty, które dostałam od chrzestnej matki z Kanady – z goretexem, na tamtejsze mrozy. Był szczęśliwy, że się sprawdził i przeżył przygodę życia. Do głowy mu nie przyszło, że pan Adam zostawił go w lesie nie dla zabawy, ale z zemsty. Bo uznał, że to on powinien mieć ze mną tak świetnego syna, a nie ten „studencik”!

Adamowi postawiono zarzut narażenia zdrowia i życia dziecka. Najpierw się wypierał, że Franek zmyśla, bo nigdzie go nocą nie brał, ale znaleźli się świadkowie, którzy widzieli, jak chłopiec wsiadał do jego jeepa. Miał drań szczęście, że mnie tam nie było, kiedy przyjechała po niego policja, bo bym go chyba rozszarpała! Jakim gnojem trzeba być, aby do własnych rozgrywek wykorzystywać dziecko?
Swoją drogą, jaki ten los potrafi być przewrotny – bałam się wysłać syna na zimowisko, a tymczasem niebezpieczeństwo dopadło go tam, gdzie sądziłam, że nic złego nie może mu się przydarzyć.

Więcej prawdziwych historii:
„Nie wiem, czy nie ucieknę sprzed ołtarza. Mój przyszły mąż nie jest moją prawdziwą miłością”
„Mąż ma mnie za nieroba, bo zajmuję się tylko domem. Ale przecież to też jest praca!”
„Pieniądze zmieniły moją żonę w plastikowego potwora. Chce ciągle więcej i drożej, a ja dałbym wszystko za stare życie”
„Wzięłam ślub w tajemnicy przed rodziną. Mój mąż rozpłynął się w powietrzu bez rozwodu, a chłopak chce się oświadczyć”

Redakcja poleca

REKLAMA