„Syn nazywa tatą kochanka mojej żony. Ja harowałem za granicą, a oni żyli razem na mój koszt”

zdradzony mężczyzna fot. Adobe Stock
„Żona oświadczyła mi, że 2 lata temu poznała mężczyznę, bez którego nie potrafi już żyć. Nie chce prowadzić podwójnego życia, bo to byłoby nie w porządku i w stosunku do mnie, i do niego”.
/ 28.10.2021 19:09
zdradzony mężczyzna fot. Adobe Stock

Kasia była miłością mojego życia. Ożeniłem się z nią, gdy miałem zaledwie 22 lata. Rok później przyszło na świat nasze dziecko. Byliśmy szczęśliwi, zakochani i… biedni. Oboje jeszcze studiowaliśmy i byliśmy skazani na mieszkanie u teściów, prace dorywcze i pomoc moich rodziców. A im też się nie przelewało. Myślałem że to tylko czasowe trudności, że po skończeniu studiów szybko znajdę jakąś dobrą pracę. Nic z tego. Owszem, dostawałem propozycje, ale za najniższą pensję. Kiedy więc prawie pięć lat temu trafiła mi się okazja wyjazdu do pracy w Stanach Zjednoczonych, nie zastanawiałem się długo. Rzuciłem studia i wyjechałem.

Gdy żegnałem się z Kasią i maleńkim Piotrusiem na lotnisku, płakałem jak dziecko. Czułem, że będę tęsknić, ale wiedziałem też, że dzięki temu za parę lat staniemy na nogi. Pracowałem w górach, przy wyrębie lasu i wywózce drzewa. Z dala od ludzi, cywilizacji. Wśród prawdziwych twardzieli, w błocie, deszczu, upale… Mieszkałem w barakach, jadłem byle co. O Boże, jak mi było ciężko! Zawsze myślałem, że jestem silnym mężczyzną. Jak się okazało – nie dość. Ze zmęczenia mdlały mi ręce, chwiałem się na nogach, ale wytrzymałem. Wiedziałem, że ode mnie zależy przyszłość najbliższych. Kiedy mi było bardzo źle, wyciągałem z kieszeni zdjęcie synka i żony. Patrzyłem na nie przez chwilę, wyobrażałem sobie, co mogą teraz robić, co czują, co myślą… I że bardzo na mnie liczą. Od razu robiło mi się lepiej.

Po roku przywykłem do takiego życia. Zmężniałem, nabrałem krzepy. Nawet baraki nie wydawały mi się takie paskudne i brudne jak na początku. Byłem też już doświadczonym pracownikiem, więc szef patrzył na mnie łaskawiej. Docenił moje starania. Zacząłem zarabiać naprawdę dobre pieniądze. Część odkładałem, część wysyłałem do Polski. I z niecierpliwością czekałem na wiadomości i zdjęcia od żony. Z łącznością, jak to w górach, były kłopoty, ale czasem udawało mi się nawiązać kontakt. Kasia pisała, że wynajęła mieszkanie, że kończy pracę magisterską i zamierza iść do pracy, że Piotruś rośnie zdrowo. Każdego maila od niej trzy razy czytałem, fotografie dziecka pokazywałem kolegom… I marzyłem o dniu, w którym znowu wszyscy będziemy razem.

Po czterech latach powiedziałem: dość. Coraz bardziej tęskniłem za rodziną. Moi koledzy byli w lepszej sytuacji. Raz na jakiś czas mogli wsiąść do samochodów i wyskoczyć do żon i dzieci. Niektórzy przejeżdżali setki, a nawet tysiące kilometrów. Ja nie mogłem lecieć do Polski. Bałem się, że nie będę już mógł wrócić, że cofną mnie na lotnisku. Teraz jednak nie musiałem już się bać. Osiągnąłem swój cel.

Uzbierałem sporą sumę pieniędzy, w sam raz na założenie własnej firmy. Pożegnałem się więc z szefem i kumplami i ruszyłem do kraju. Nie mogłem doczekać się chwili, kiedy wreszcie wysiądę uściskam Kasię i Piotrusia. Ależ mi się droga dłużyła. Samolot leciał za wolno, odprawa trwała wieczność. Kiedy wreszcie było już po wszystkim i zobaczyłem żonę i synka, aż się rozpłakałem. Kasia wyglądała piękniej niż kiedyś. A synek? Gdy wyjeżdżałem, był przecież bardzo malutki, dopiero uczył się chodzić, mówić… A teraz – mały mężczyzna!
Stał i przyglądał mi się niepewnie.
– To ja, twój tatuś! – krzyknąłem i mocno go przytuliłem; byłem taki szczęśliwy!

Przyjechaliśmy do domu. Najpierw było rozpakowywanie prezentów, uroczysta kolacja, oglądanie zdjęć, filmów. Piotruś pokazywał mi rysunki, zabawki, zeszło się do drugiej w nocy. Wreszcie poszliśmy z Kasią do sypialni. Choć padałem z nóg, nie zamierzałem spać. Chciałem wreszcie wziąć swoją żonę w ramiona, kochać się z nią. Położyłem się do łóżka i czekałem, aż wyjdzie z łazienki. No i się wreszcie pojawiła. Wyglądała tak seksownie…
– Słuchaj, Artur, miałam poczekać kilka dni, ale nie mogę. Musimy poważnie porozmawiać – zaczęła z niepewną miną. Ciarki przeszły mi po plecach. Czułem, że to nie będzie dobra wiadomość.

Nie spodziewałem się takiego ciosu. Raczej myślałem, że żona powie, że przebalowała wszystkie pieniądze, które wysyłałem, że narobiła długów. Albo wpakowała się w inne kłopoty. Otóż nie. Kasia oświadczyła mi, że dwa lata temu poznała mężczyznę, bez którego nie potrafi już żyć. Nie chce prowadzić podwójnego życia, bo to byłoby nie w porządku i w stosunku do mnie, i do niego. Nie napisała mi o tym, bo wolała powiedzieć mi to osobiście. A poza tym na początku myślała, że to tylko chwilowe zauroczenie, tęsknota za miłością. Jednak dziś już wie, że go kocha i chce z nim spędzić resztę życia. Dlatego wnosi sprawę o rozwód.
– Zgodzę się na wszystkie warunki. Będziesz mógł widywać Piotrusia, kiedy tylko zechcesz. Ale proszę cię, nie rób trudności. Rozstańmy się jak kulturalni ludzie – powiedziała na koniec, patrząc na mnie błagalnie.

Struchlałem. Przez dłuższy czas nie byłem w stanie wydobyć z siebie nawet słowa. Słuchałem więc tego, co mówi Kasia, zastanawiając się tylko, czy to sen, czy jawa. Przez głowę przelatywały mi tysiące myśli. Zastanawiałem się, co zrobić: wściekać się, płakać, uderzyć ją zwyzywać, a może zabić? Nie zrobiłem żadnej z tych rzeczy. Gdy już byłem w stanie się ruszyć, bez słowa wstałem, ubrałem się i ucałowałem śpiącego smacznie Piotrusia. A potem wziąłem swoje rzeczy i pojechałem do rodziców.

Siedząc w taksówce, czułem się tak, jakby mi nagle cały świat zawalił się na głowę.

Od tamtej pory minęło pół roku. Jesteśmy z Kasią w trakcie sprawy rozwodowej. Kilka dni po rozstaniu, gdy na dobre dotarło do mnie, co się stało, poczułem furię, chciałem się mścić. Czegóż to ja nie wymyślałem. Dzwoniłem do niej, wyzywałem ją od najgorszych. Groziłem, że nie pozwolę jej odejść, że będę robił trudności, że dziecko jej zabiorę… Przecież tak mnie zraniła, oszukała. Ale już mi przeszło. Bo co mi to da? Kasia i tak do mnie nie wróci. Nawet gdybym błagał ją na kolanach. Wprowadziła się do tamtego mężczyzny, chyba jest szczęśliwa… A Piotruś? Przez pierwsze lata życia mieszkał tylko z mamą, kocha ją. Musiałbym nie mieć serca, żeby go z nią rozdzielać.

Nadal mieszkam u rodziców i próbuję ułożyć sobie życie. Jednak mi nie wychodzi. Nic mi się nie chce. Miałem przecież takie wielkie plany… Własna firma, niezależność… A nawet palcem nie ruszyłem, żeby coś w tej sprawie zrobić. Patrzę w lustro i widzę ponurego faceta, który ciągle nie potrafi pogodzić się z tym, co go spotkało. No bo jak mam to zrobić? Przecież zostałem zupełnie sam. Straciłem wszystko, co kochałem. Dla nich, dla żony i synka wyjechałem za granicę, dla nich harowałem jak wół, do nich tęskniłem. I co? Gdy byłem daleko, w życiu mojej żony pojawił się facet i bach – szczęście prysło jak mydlana bańka.

Ożywiam się tylko w weekendy, gdy odwiedza mnie Piotruś. Trzeba przyznać, że jak już zrezygnowałem z zemsty, Kasia regularnie go do mnie przywozi. Staram się zapewnić mu wtedy jak najwięcej atrakcji. Idziemy na plac zabaw, do zoo, na basen, gdzie tylko sobie zamarzy… Lecz coraz wyraźniej czuję, że on też mnie już nie potrzebuje. Ostatnio z wypiekami na twarzy opowiadał mi, jak to tamten pan, u którego mieszkają, uczył go jeździć na rowerze… Omal się nie rozryczałem. Przecież to rola ojca.

Myślałem, że chociaż moja własna matka mnie zrozumie. Jednak odnoszę wrażenie, że i ona ma już trochę dość tego mojego użalania się nad sobą. Na początku to jeszcze lamentowała nad moim losem. Ale teraz coraz częściej się denerwuje. Krzyczy, że niejednego faceta żona zostawiła, że czas najwyższy, żebym wziął się w garść. Że przecież  mam tylko 31 lat, więc wszystko przede mną; na pewno spotkam na swojej drodze kobietę, którą pokocham i z którą ułożę sobie życie.

Może ma i rację, ale jakoś nie potrafię zmusić się do działania. Nawet wychodzić mi się specjalnie nigdzie nie chce, żeby jakąś poznać. Zresztą – po co? Kto mi da gwarancję, że druga nie wywinie mi takiego samego numeru jak Kasia? Wolę już chyba być sam, niż przeżywać kolejne rozczarowanie…

Więcej listów do redakcji: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”

Redakcja poleca

REKLAMA