„Była dziewczyna zaciążyła z przypadkowym kolesiem i wmawiała mi, że to moje. Prawie zostałem ojcem cudzego dziecka”

kobieta próbująca wrobić byłego w ciążę fot. Adobe Stock
„Zawsze uważaliśmy, zabezpieczaliśmy się, a poza tym przecież zerwaliśmy ze sobą ponad trzy miesiące temu! Tymczasem Ilona wyjaśniła mi, że to już czwarty miesiąc. Podobno nie wiedziała, że jest w ciąży; każda kobieta inaczej to przechodzi”.
/ 12.11.2021 11:18
kobieta próbująca wrobić byłego w ciążę fot. Adobe Stock

Cisza, spokój, poranny śpiew ptaków, promienie słońca leniwie przebijające się przez korony drzew. Niewielki drewniany domek stojąc w głębi lasu… Kochałem to miejsce. Pozwalało mi naładować baterie, tak abym po urlopie mógł wrócić do pracy ze zdwojoną energią. Pracy bez etatu, za którą w dodatku nie przepadałem, jednak przynosiła mi ona niezłe dochody, więc głupotą byłoby z niej rezygnować. Tym bardziej że Ilona, moja była dziewczyna, niedawno oświadczyła mi, że zostanę ojcem.

W pierwszej chwili spanikowałem. Jak to? Ja? Niemożliwe! Zawsze uważaliśmy, zabezpieczaliśmy się, a poza tym przecież zerwaliśmy ze sobą ponad trzy miesiące temu! Tymczasem Ilona wyjaśniła mi, że to już czwarty miesiąc. Podobno nie wiedziała, że jest w ciąży; każda kobieta inaczej to przechodzi, bla bla bla... Nie czułem się gotowy, żeby zostać ojcem. Przyznaję – stchórzyłem. Instynkt nakazał mi ucieczkę. I tak zrobiłem. Miałem jeszcze do wykorzystania zaległy urlop. Szefostwo wyraziło zgodę, więc czym prędzej spakowałem rzeczy i dzień później byłem już na południu Polski, w swojej ostoi.

Musiałem uciec, by wszystko przemyśleć

Musiałem przemyśleć wiele rzeczy. Ilona... dziecko... Nie kochałem jej. Tego byłem pewien w stu procentach. Nie po tym, kiedy rok temu dowiedziałem się, że nie jestem jedynym facetem w jej życiu. Ciężko mi było wyrzucić ją z serca, ale robiłem, co mogłem. Teraz, po trzech miesiącach, dałbym sobie rękę uciąć, że nic już do niej nie czuję. Ale dziecko komplikowało sprawę. Najchętniej zapomniałbym o niej raz na zawsze, lecz wiedziałem, że przy dziecku Ilona nie pozwoli mi o sobie zapomnieć. Będziemy złączeni już na całe życie.
– Jasna cholera – warknąłem ze złością.

Dziecko... Ilona... Mój spokój został zburzony. Poza tym... jak miałem powiedzieć Kaśce, że moja była dziewczyna spodziewa się dziecka? MOJEGO dziecka?! Z Kaśką spotykałem się od półtora miesiąca. Miła, uśmiechnięta – od razu wpadła mi w oko, kiedy tylko zobaczyłem ją w bibliotece. Tak, może jestem nieco staroświecki, ale uwielbiam czytać książki i korzystam z biblioteki. I podczas jednej z takich wizyt zauważyłem wysoką blondynkę, która z zaciekawieniem przeglądała jeden z tytułów, który odłożyłem.
– Wypożyczasz to? – spytała, zerkając na mnie, a ja utonąłem w jej oczach.
– Poczekam, aż przeczytasz – odparłem, szukając pretekstu do dalszej rozmowy.
– Wobec tego, proszę – sięgnęła do torebki i wyjęła z niej wizytówkę. – Zadzwoń, a ja ci powiem, czy już przeczytałam.
No i tak to się zaczęło, rokując dobrze na przyszłość. Ale teraz...

Wyjrzałem przez okno. Słońce znikło. Nadciągające ciemne chmury nie zwiastowały pogodnego dnia. Nie zważałem na to. Chciałem odreagować, odpocząć. Natrętne myśli o Ilonie i ciąży nie dawały mi spokoju.

„Najlepszy jest wysiłek fizyczny” – przypomniałem sobie. Może spacer po lesie pomoże mi odzyskać równowagę? Wrzuciłem do plecaka kilka rzeczy, w tym mapę, i wyruszyłem zwiedzać okolicę. Ustaliłem kierunek – i w drogę.

Pogrążony w rozmyślaniach nie zwracałem uwagi na mijających mnie turystów. Któryś z nich zwrócił moją uwagę na raptownie zmieniającą się pogodę, ale zlekceważyłem jego słowa. Dopiero gdy niespodziewanie zrobiło się ciemno, spojrzałem na zegarek. Było po szesnastej, lecz miałem wrażenie, że zapadł już wieczór. Ciemne chmury nad moją głową nie wróżyły nic dobrego. Drzewa szumiały targane coraz silniejszymi podmuchami wiatru. A kiedy kolejny wyrwał mi mapę z ręki, poczułem się bezradny jak dziecko.

Bez namysłu popędziłem za oddalającym się kawałkiem papieru. Tymczasem ciężkie krople deszczu, który spadł nagle na las, przebiły się przez liście, mocząc mi ubranie. Lunęło… To było prawdziwe oberwanie chmury! A ja nie miałem gdzie się schronić…

Pomruk grzmotu dobiegający z oddali sugerował, że schowanie się pod jednym z drzew to fatalny pomysł. Kiedy wreszcie udało mi się złapać mapę, okazało się, że leży w błotnistej kałuży i nie nadaje się do użytku. Telefon! Przecież mam tam internet, jakiś GPS! Sięgnąłem do plecaka. Pochylony próbowałem wydobyć ze środka cudo techniki, osłaniając je przed płynącą z nieba wody. Szlag by to trafił! Bateria się rozładowała… Jak mogłem być tak głupi i nie sprawdzić przed wyjściem, czy ją naładowałem?! Zawsze o tym zapominałem. W mieście nie stanowiło to problemu, ale tutaj... Byłem sam w lesie, którego nie znałem, z dala od ludzkich siedzib, w środku burzy.

W którą stronę iść? Zmrok zapadał coraz szybciej. Majaczące w ciemności kontury drzew nie napawały mnie optymizmem. Przez chwilę poczułem się jak bohater jednej z przeczytanych książek. Wydawało mi się nawet, że drzewa wyciągają w moją stronę drapieżne, krwiożercze gałęzie, chcąc mnie pochwycić i udusić. Szybkim krokiem ruszyłem przed siebie, próbując odnaleźć ścieżkę. Pomiędzy zaroślami dostrzegłem wartko płynący strumyk. Naciągając kaptur bluzy na głowę, przyjrzałem mu się uważniej. Może kiedyś był ścieżką, ale teraz dróżka zmieniła się w potok.

Błyskawica tuż nad moją głową zmusiła mnie do biegu na oślep. Potykając się o korzenie, nierówności, próbowałem utrzymać równowagę i nie poślizgnąć się. Gnany hukiem grzmotów, rozlegających się za moimi plecami, pędziłem środkiem „wodnej ścieżki”, byle wydostać się z lasu. Kolejna błyskawica i kolejny grzmot odbiły się echem w mojej głowie. Biegłem, próbując złapać oddech, gdy w niewielkiej odległości dojrzałem jakieś światełka. A chwilę potem przez szum ulewy usłyszałem… warczenie.

Znieruchomiałem. Światełka zbliżały się niebezpiecznie. I na pewno nie były refleksem latarki. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł mi po plecach. Wilk? Przecież w tej okolicy nie było wilków! Moja wyobraźnia zaczęła szaleć, podsuwając podobne sceny z przeczytanych przeze mnie książek czy obejrzanych filmów. Wilkołak? Zombi? Mag ognia? Potrząsnąłem głową, tak zabawne wydało mi się to skojarzenie. Światełka były tuż-tuż. Odruchowo krzyknąłem głośno i jednocześnie rzuciłem się w bok. Poczułem, że ziemia usuwa mi się spod stóp, a ja zjeżdżam w dół.

Rozpaczliwie zamachałem rękami, próbując pochwycić cokolwiek. Moje palce trafiły na coś włochatego… Puściłem to czym prędzej. Głośne warczenie rozległo się tuż nade mną! Z wrzaskiem zatrzymałem się w jakimś głębokim dole. Bez mapy, bez plecaka, który został gdzieś na górze, bez telefonu, w którym i tak padła bateria. Za to pogrążony w ciemnościach, z burzą szalejącą nad głową, w strugach deszczu, i chyba ze skręconym kolanem. Nie widziałem wyjścia z sytuacji. Nie dam rady sam wydostać się z tego dołu, który najwyraźniej był celowo zastawioną pułapką na coś lub na kogoś.
– Ratunku! – krzyknąłem rozpaczliwie. – Pomocy! Tutaj!

Usiadłem na ziemi, próbując nie urazić kolana. „Burza w końcu przejdzie, deszcz przestanie padać – tłumaczyłem sobie – ktoś w końcu się tu zjawi...”. Tylko kto? Skoro wybrałem miejsce z dala od ludzi? W tej samej chwili znów usłyszałem warczenie, a sekundę po tym coś ciężkiego spadło mi na głowę. Mój plecak! Sam nie sfrunął, na górze musiał być ktoś jeszcze.
– Ratunku! – krzyknąłem z nadzieją.
– Mamy ptaszka! – usłyszałem. – Odechce ci się kłusować, łobuzie.

I co się okazało? Mieszkańcy pobliskiej wioski, zaniepokojeni kłusownikami, którzy w ciągu ostatnich miesięcy często pojawiali się w lesie, postanowili rozprawić się z nimi na własną rękę. Kilka godzin minęło, nim udało mi się wytłumaczyć policji, że nie jestem tym, za kogo mnie biorą. Dopiero gospodarz, od którego wynajmowałem domek, wybawił mnie z opresji.

Lekarz stwierdził, że mam poważny uraz kolana. Przede mną rehabilitacja. Szef na wieść o tym zwolnił mnie z dnia na dzień. Ilona zaś, gdy tylko dowiedziała się, że straciłem źródło dobrego zarobku, rozpoczęła poszukiwania innego kandydata na „tatusia”. Zresztą, jak wyznała mi w sekrecie jej siostra, to nie był czwarty miesiąc ciąży, a drugi. Nie ja byłem ojcem...

A Kasia? Wozi mnie na rehabilitację, pomaga szukać nowej pracy i uśmiecha się tajemniczo, gdy mówię, jaka jest wspaniała, i że z nią mógłbym mieć nawet trojaczki.

Te prawdziwe historie też mogą cię zainteresować:
„Ukradłam życie swojej świetnie wykształconej, ale chorej siostry. Nie mam wyrzutów sumienia - zrobiłam to też dla niej”
„Odbiłam narzeczonego niepełnosprawnej przyjaciółce. Czułam się źle, ale wygrało uczucie...”
„Moja żona myśli, że wychowałem się w domu dziecka. Naprawdę byłem w więzieniu za zabicie własnego ojca”

Redakcja poleca

REKLAMA