„Aby zaciągnąć go do ołtarza, zaszłam w ciążę. Powiedziałam mu, że to wpadka, a ja wszystko zaplanowałam”

Samotna matka, którą zostawił mąż fot. Adobe Stock, Karniewska
„Przed ślubem wiedziałam, że jest babiarzem i lubi skakać w bok. Myślałam, że jak zostanie mężem i ojcem to się zmieni. Ja cały czas wściekałam się i robiłam awantury. On pewnego dnia wyszedł i ślad po nim zaginął...”.
/ 12.11.2021 12:28
Samotna matka, którą zostawił mąż fot. Adobe Stock, Karniewska

Wyszłam za mąż 6 lat temu. Grzesiek był pierwszą i największą miłością mojego życia. Przystojny, dowcipny i bardzo towarzyski… Błyszczał na każdej imprezie. Kręciło się wokół niego wiele atrakcyjnych panienek, ale on w końcu wybrał mnie. Gdy zostaliśmy parą, byłam najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. Kochałam go do szaleństwa i chciałam go mieć tylko dla siebie.

Niestety Grzesiek nie zamierzał rezygnować z towarzystwa innych kobiet. Na imprezach uśmiechał się do nich, prosił je do tańca. Cierpiałam. Byłam zazdrosna o każde spojrzenie, gest. Ale nie dawałam tego po sobie poznać. Bałam się, że go wystraszę i stracę. Byłam słodka, uległa, opiekuńcza… A Grzesiek pozwalał się adorować. Wtedy nie dostrzegałam w nim żadnych wad…

Ślub wzięliśmy po półtora roku chodzenia. Grzesiek nie palił się do małżeństwa, ale ja spodziewałam się dziecka. Powiedziałam mu, że to wpadka, a tak naprawdę dokładnie to zaplanowałam. Łudziłam się, że gdy już przypieczętujemy nasz związek, Grzegorz wreszcie będzie tylko mój. I będziemy żyli długo i szczęśliwie. Jak w bajce.

Gdy urodziła się Malwinka, zamieszkaliśmy w małym mieszkanku, które podarowała mi ciocia. Ja zajmowałam się dzieckiem i domem, Grzesiek pracował. Nie wymagałam od niego żadnej pomocy. Wstawałam w nocy do małej, prałam, sprzątałam, gotowałam. Pilnowałam, by rano czekała na niego gorąca kawa i wyprasowana koszula. Choć czasem byłam tym wszystkim bardzo zmęczona, stawałam na głowie, by czuł się szczęśliwy i dopieszczony. A on tak mi się odpłacił…

Wszystko zmieniło się, gdy Malwinka skończyła roczek. Grzesiek zaczął wracać z pracy coraz później. Czasem czekałam na niego z kolacją do północy. Gdy pytałam, co robił, od razu się denerwował.
– Jak to co, zarabiałem pieniądze! Przecież ktoś musi utrzymywać ten bajzel. – krzyczał za każdym razem. Wierzyłam mu, bo… chciałam wierzyć. Wciąż bardzo go kochałam i myślałam, że on odwzajemnia moje uczucie. Oczy otworzyły mi się pół roku późnej. Umówiłam się z przyjaciółką na plotki w kawiarni w centrum miasta. Zapakowałam Malwinkę do wózka i ruszyłam na spotkanie. Ewa zmarznięta czekała na mnie przed lokalem. Miała bardzo niewyraźną minę.
– Czemu tak stoisz przed drzwiami jak słup soli? Chcesz się przeziębić? – zapytałam zdziwiona.
– Słuchaj, nie wiem, jak mam ci to powiedzieć… Tam w środku siedzi Grzesiek z jakąś blondynką. Popijają kawkę, patrzą sobie w oczy. Przeszłam obok ich stolika a on nawet mnie nie zauważył – wydusiła wreszcie.

Nogi się pode mną ugięły. Przecież pół godziny wcześniej dzwoniłam do męża. Tłumaczył, że ma zaraz ważne spotkanie służbowe. A tymczasem siedzi sobie jak gdyby nigdy nic w kawiarni. W pierwszej chwili chciałam wpaść do środka i zrobić mu karczemną awanturę, ale Ewa mnie powstrzymała.
– Nie rób cyrku! Może to faktycznie tylko zwyczajne spotkanie? Nie wiesz przecież… Pogadaj z nim w domu, wypytaj, co i jak – poradziła mi. Z naszych ploteczek nic oczywiście nie wyszło. Nie miałam już ochoty na pogaduszki. Zresztą bałam się, że Ewa zacznie się wypytywać o moje małżeństwo. Wściekła wróciłam do domu i czekałam na męża.

Pojawił się późnym wieczorem.
– Ewka widziała cię w kawiarni z jakąś blond ślicznotką. To tak wyglądają te twoje służbowe konferencje i nadgodziny? Ja ci już nie wystarczam? Musisz mnie zdradzać? Przecież jesteśmy rodziną, mamy dziecko. – naskoczyłam od razu na niego. Myślałam, że zacznie się tłumaczyć, przepraszać. Nic z tego!
– Ty to jakaś nienormalna jesteś. Nie rozumiesz, że interesy załatwia się czasem także z kobietami? I to niekoniecznie w sali konferencyjnej? – odparował. A potem oświadczył, że nie będzie słuchał tych głupot, jest zmęczony i idzie spać. Po chwili rzeczywiście smacznie już chrapał. Jakby nic się nie stało.

Przepłakałam w kuchni pół nocy. Czułam, że Grzesiek kłamie. Dlatego od tamtej pory zaczęłam baczniej się mu przyglądać, sprawdzać go. Gdy wracał później dopytywałam się, co dokładnie robił, gdzie był.

Dzwoniłam do pracy, przeszukiwałam kieszenie, zaglądałam nawet do skrzynki mejlowej. Szukałam dowodów zdrady. A gdy znalazłam jakiś rachunek z hotelu lub poczułam zapach perfum na marynarce, dostawałam szału. Krzyczałam, płakałam… I tak w kółko… Minął rok. Nasz dom zmienił się w piekło. Nie było właściwie dnia bez awantury. Nie potrafiliśmy już ze sobą normalnie rozmawiać. Najgorsze było to, że wszyscy wokół winili za to mnie. Nawet mama.
– Dziecko, krzykiem niczego nie zwojujesz. To tylko zabija miłość – tłumaczyła mi, gdy skarżyłam się na swój los.
– On mnie zdradza, krzywdzi. Mam udawać, że jest w porządku? Uśmiechać się do niego? – denerwowałam się.
Przecież wiedziałaś, jaki jest. Już przed ślubem lubił towarzystwo kobiet. A mężczyźni się nie zmieniają. Naprawdę naiwnie myślałaś, że mu to przejdzie? – pokręciła głową z niedowierzaniem.
– No to co mam zrobić? – zapytałam.
– Rozwiedź się. Jesteś młoda, możesz ułożyć sobie życie od nowa – odparła.
– Ale ja go kocham i chcę z nim być! – krzyknęłam.
– W takim razie odpuść. Czasem lepiej nie widzieć pewnych rzeczy – westchnęła.

Nie potrafiłam odpuścić. Jak chyba każda kobieta marzyłam o normalnej rodzinie i kochającym, wiernym mężu. Nie zamierzałam dzielić się nim z innymi kobietami. Dalej więc go sprawdzałam, wypytywałam. Na początku jeszcze kpił z moich podejrzeń, pukał się znacząco w głowę, ale potem przestał reagować. Nie odbierał ode mnie telefonów, nie odpowiadał na pytania, nie tłumaczył się, dokąd wychodzi. Gdy zaczynałam mówić, zatykał uszy albo włączał telewizor na cały regulator. To doprowadzało mnie do jeszcze większej wściekłości. Krzycząc i płacząc, zastanawiałam się, czy to się kiedyś wreszcie skończy.

Skończyło się. Rok temu, w pierwszy czwartek kwietnia. Dokładnie to pamiętam. Mąż wyjechał w tym dniu w delegację. Byłam podejrzliwa, bo nigdy wcześniej nie wysyłano go w podróże służbowe.
– Może mi łaskawie powiesz, dokąd jedziesz i kiedy wrócisz? – zapytałam, gdy stał już w progu.
– Jutro wieczorem – odburknął.
– Baw się dobrze. Niezależnie od tego, jak ta delegacja wygląda. – parsknęłam. Spojrzał na mnie z politowaniem i zatrzasnął drzwi.

Czekałam na jego powrót z niepokojem. Czułam, że coś złego się wydarzy. I rzeczywiście. Minął piątek, przyszła sobota, potem niedziela, a on się nie pojawił. Komórkę też miał wyłączoną. Obdzwoniłam szpitale, policję, przyjaciół, znajomych, rodzinę. Nikt nie potrafił mi nic powiedzieć. W poniedziałek rano pojechałam do jego firmy. Chciałam się dowiedzieć, w jakim hotelu się zatrzymał. Myślałam, że to pomoże w poszukiwaniach. Kadrowa była zaskoczona moją wizytą.
Pan Grzegorz już u nas nie pracuje. Sam złożył wypowiedzenie, choć szef chciał go koniecznie zatrzymać. Proponował mu nawet podwyżkę. Pięknie podziękował i powiedział, że się państwo przeprowadzacie do innego miasta. Naprawdę nic pani o tym nie wie? – spojrzała na mnie ze współczuciem. Zrobiło mi się słabo…

Od tamtej pory nie mam od męża żadnych wiadomości. Nie wiem, co się z nim dzieje. Zgłosiłam oczywiście zaginięcie na policji, ale oni też go nie znaleźli… Pewnie wyjechał za granicę, bo razem z nim zniknął także jego paszport. Mieszka sobie teraz w jakimś Londynie czy Hamburgu i w nosie ma żonę i córeczkę. Jak mógł mi to zrobić? Przecież tak bardzo go kocham.

Więcej prawdziwych historii: „Za miesiąc mój ślub, ale ja kocham innego. Żeby uprawiać seks z narzeczonym, muszę wcześniej się napić wina”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”„Wychowuję nie swoje dziecko. Żona mnie zdradziła i zaszła w ciążę z... moim bratem”

Redakcja poleca

REKLAMA