„Wychowałam córkę swojej przyjaciółki, bo ona robiła karierę. Po latach wciągnęła moją córkę w narkotyki”

smutna kobieta w depresji fot. Adobe Stock
„Dorota zawsze stawiała na karierę, uważała że pieniądze zastąpią dziecku zainteresowanie matki. Monika praktycznie u nas pomieszkiwała. Przez wiele lat mi to nie przeszkadzało... Ale potem Monika wciągnęła moją Asię w złe towarzystwo, a Dorota oskarżyła nas o wszystko...”
/ 08.02.2021 12:49
smutna kobieta w depresji fot. Adobe Stock

Dorotę poznałam w podstawówce. Siedziałyśmy w jednej ławce, potem poszłyśmy do tego samego liceum. Zawsze uczyłam się odrobinę lepiej, więc Dorota korzystała z moich notatek, przepisywała prace domowe i przychodziła do mnie po lekcjach na koleżeńskie korepetycje. Poza nauką, spędzałyśmy czas na rozmowach o chłopakach, prawdziwej miłości i planach na przyszłość.

A plany te zawsze zakładały, że nasza przyjaźń nigdy się nie skończy

Chciałyśmy wyjść za kolegów, urodzić dzieci w jednym roku, najchętniej chłopca i dziewczynkę, a potem czekać, aż się w sobie zakochają, pobiorą i urodzą nam wspólne wnuki. Ot, takie dziewczyńskie marzenia snute między klasówką z algebry, a szkolną dyskoteką… Każda dziewczyna chyba miała taką przyjaciółkę.

Tyle że w naszym przypadku to wszystko zaczęło się spełniać.
– Olek ma fantastycznego kumpla! Przystojny, wolny i chce cię poznać – oznajmiła mi Dorota, kiedy poznała swojego późniejszego narzeczonego.

I faktycznie, Czarek i ja przypadliśmy sobie do gustu i na kolejne randki chodziliśmy już jako dwie pary. Nasze wesela też odbyły się w jednym roku, a co najważniejsze, obie zaszłyśmy w ciążę niemal w tym samym czasie.

– Będziemy mieli córkę! – oznajmiła uszczęśliwiona Dorota, zaraz po powrocie z badania USG. – Teraz pozostaje tylko trzymać kciuki, żebyś ty miała chłopca!

To akurat się nie wydarzyło. Po moich badaniach okazało się, że ja także spodziewam się dziewczynki, ale i tak byłam bardzo szczęśliwa. Asia i Monika urodziły się w odstępie sześciu tygodni i z Dorotą już nad ich wózkami zdecydowałyśmy, że one także będą przyjaciółkami.

Jeszcze zanim zapisałam Asię do przedszkola, stałam się praktycznie zastępczą mamą dla Moniki. Dorota pracowała wtedy w korporacji i spędzała w firmie całe dnie. Początkowo zatrudniła nianię, ale sama namówiłam ją, żeby z niej zrezygnowała.
– Słuchaj, jestem matką chrzestną Moniki, naprawdę chętnie się będę nią zajmować. Dziewczynki się tak ładnie razem bawią!

Moja przyjaciółka postawiła na karierę, a ja na rodzinę…

Oczywiście Dorota nie chciała mnie „wykorzystywać”, ale w końcu przyznała, że to dobre rozwiązanie. Nasze córki rzeczywiście ślicznie się razem bawiły, co było mi nawet na rękę, bo często miałam je dzięki temu „z głowy”. A pieniądze, które Dorota dawała mi na jedzenie dla córki, w istocie wystarczały na zakupy dla całej mojej rodziny.

Bo nie da się ukryć, że Dorocie i jej mężowi powodziło się dużo lepiej niż nam z Czarkiem. Oni oboje pracowali na wysokich stanowiskach w zagranicznych firmach, ja byłam na urlopie wychowawczym, a Czarek rozliczał podatki w małym biurze finansowym.

Kiedy Dorota dostała awans na dyrektorkę regionu, ja za największy sukces mogłam poczytać sobie zajście w kolejną ciążę. Kiedy jej mąż został członkiem zarządu w korporacji i dostał służbowe mieszkanie w Paryżu, dokąd ciągle go wysyłano, mnie Czarek oznajmił, że musi teraz brać zlecenia do domu na weekendy, bo inaczej nie da rady utrzymać czteroosobowej rodziny.

Synka urodziłam, kiedy Asia i Monika miały po trzy i pół roku i szczęśliwie były już przedszkolakami. Chodziły do państwowego przedszkola, ale i tak trzeba było płacić czesne. Bardzo się martwiłam, skąd wezmę na to pieniądze. Aż w końcu zgodziłam się na propozycję Doroty.

– Kochana, naprawdę z przyjemnością będę płaciła za obie dziewczynki – zobowiązała się. – Wiesz, że twoja pomoc jest dla mnie nieoceniona. Nas ciągle nie ma w domu, a Monisia praktycznie u was pomieszkuje… Naprawdę, nie ma tematu!

Miała sporo racji. Ona i jej mąż ciągle byli na spotkaniach albo w delegacjach i to ja odbierałam ich córeczkę z przedszkola. Potem ustaliłyśmy także, że dziewczynki będą chodziły na zajęcia z ceramiki. I znowu – moim zadaniem było je tam zaprowadzać i odbierać, a Dorota wnosiła opłaty. Dzięki takiej współpracy, Asia miała okazję polepić z gliny, a Monika wychowywała się w domowej, rodzinnej atmosferze, zamiast lawirować między wynajętymi opiekunkami.

W podstawówce niewiele się zmieniło

Pierwsze trzy lata minęły szybko i zaczęła się przygoda z przyrodą, historią i drugim językiem. Poświęcałam dużo czasu na pomoc Asi w lekcjach, ale Dorota tego czasu nie miała. Bardzo często dzwoniła więc do mnie, żebym „przechowała” Monikę do jej powrotu z pracy, prosząc przy okazji, bym pomogła jej w lekcjach. Oczywiście robiłam to bez oporów, nie tylko dlatego, że Monika była moją chrześnicą i traktowałam ją jak drugą córkę. Ale było mi też trochę żal tej małej, która matkę widywała praktycznie tylko wczesnym rankiem i w niektóre weekendy, a ojca raz czy dwa razy w miesiącu.

– Doris, naprawdę musisz aż tak harować? – pytałam przyjaciółki, kierowana szczerą troską.
– Monika potrzebuje cię w domu. Niedługo idzie do gimnazjum, wchodzi w trudny wiek… Może przystopuj trochę z robotą, żeby pobyć z córką? Ona ciągle za tobą tęskni, to widać…
– Nadrobimy czas na wakacjach – odpowiadała Dorota. – W tym roku jedziemy na Majorkę. Gdybym tyle nie pracowała, Monika nigdzie by nie pojechała, no nie? Coś za coś, sama wiesz.

Rzeczywiście, doskonale wiedziałam, że w życiu zawsze jest coś za coś. Ale ja zdecydowałam, że dla mnie najważniejsza będzie rodzina. Kiedy Staś podrósł, wróciłam do pracy, ale celowo wybrałam państwowy urząd, bo zależało mi na stałych godzinach pracy i wolnych weekendach. Jak to w budżetówce, pensja nie była porażająca, ale… coś za coś.

Po szóstej klasie Dorota z rodziną pojechali na tę wymarzoną Majorkę. Ponieważ po wakacjach Monika miała iść do innego gimnazjum niż Asia, przyjaciółka nalegała, by zabrać moją córkę.
– Niech się dziewczyny sobą nacieszą, skoro niedługo będą się musiały rozstać – argumentowała. – I nie przejmuj się kosztami, kochana! Dla nas to najmniejszy problem.

Nawet najlepsza szkoła nie zrobi wszystkiego za rodziców

Z tym rozstaniem nie było łatwo. Asia była bardzo rozczarowana, że przyjaciółka idzie do prywatnego gimnazjum w innej dzielnicy. Ale Dorota i Olek podjęli decyzję pod wpływem pedagoga szkolnego, który zasugerował im, że Monika ma pewne braki w nauce i potrzebuje większej dyscypliny.

– W sumie wystarczyłoby, żeby jej bardziej pilnowali i częściej bywali w domu – powiedziałam do męża, komentując tę decyzję. – Ale najwyraźniej wolą dać młodą do drogiej szkoły, żeby inni zrobili to za nich. Po wakacjach dziewczyny jednak nie chciały słyszeć o trwałej separacji. Choć uczyły się w różnych szkołach, nadal się przyjaźniły. I co ciekawe, Monika wciąż była praktycznie codziennym gościem w naszym domu.

Już w pierwszej klasie zauważyłam, że się zmieniła. Nosiła teraz drogie ubrania, choć wcześniej nie przywiązywała do tego wagi. Zrobiła sobie pasemka na czarnych włosach, a po lekcjach mocno się malowała. Asia była wyraźnie zafascynowana jej nowym stylem i usiłowała go podrabiać, szperając po second handach w poszukiwaniu oryginalnych ciuchów i malując paznokcie na jaskrawe kolory.

– Ciociu, w sobotę idziemy z moimi kolegami i koleżankami z klasy na kręgle – powiedziała kiedyś Monika. – Czy Asia może iść z nami?

Pozwoliłam jej. Potem dowiedziałam się, że moja córka poszła wystrojona w cudze piórka, a konkretnie w ubrania Moniki. Zrobiło mi się przykro, ale co ja mogłam poradzić na to, że rodzina Doroty była bogatsza od naszej? Mnie nie stać było na skórzaną kurtkę ani ozdobne botki za kilkaset złotych dla córki…

Od tamtych kręgli Asia coraz częściej wychodziła z Moniką i jej znajomymi. To były bogate dzieciaki. Pokazała mi nowych znajomych na zdjęciach w telefonie – dziewczyny wymalowane, chłopcy z fryzurami jak modele. Wszyscy obowiązkowo szeroko uśmiechnięci, obejmujący i robiący palcami jakieś dziwne gesty, modne wśród młodych.

Teraz ja zaczęłam widywać córkę coraz rzadziej. Wiecznie gdzieś przepadała z Moniką, a Dorota zapraszała ją na nocowanie. Z tego, co się dowiedziałam, na tym „nocowaniu” bywały też inne koleżanki Moniki i w istocie były to zwykłe balangi, z muzyką, jedzeniem i szaleństwami. Niezbyt mi się to podobało, ale Asia była zachwycona, że przyjaciółki Moniki ją akceptują.

Niestety, w połowie trzeciej klasy gimnazjalnej dowiedziałam się, że z moją córką dzieje się coś niedobrego. Po zebraniu wychowawczyni zaprosiła mnie na rozmowę i stanęłam twarzą w twarz z wizją katastrofy.

– Jej oceny w tym semestrze są dramatycznie złe – poinformowała mnie nauczycielka. – Nie wiem, co się dzieje z Joanną, zawsze była świetną uczennicą, ale w tym roku kompletnie się nie koncentruje na lekcjach… Ma wiele nieprzygotowań, nie odrabia zadań, czasami przysypia na lekcjach, do tego reaguje nerwowo, kiedy się jej zwraca uwagę. Niech pani z nią porozmawia, bo jak tak dalej pójdzie, zawali egzamin końcowy.

Z moją córką było coraz gorzej. Czy to wpływ przyjaciółki?

Przeraziłam się. Zapowiedziałam Asi, że dopóki nie poprawi ocen, nie będzie wychodziła z Moniką. Córka dostała ataku furii.

– Chcesz mi odebrać wszystko, na czym mi zależy! – wrzeszczała moja nastolatka. – A ja mam wreszcie przyjaciół! Lubią mnie! Fajnie spędzam z nimi czas, a ty mi chcesz to zabrać, żebym żyła tak jak ty!

Zażądałam, żeby wyjaśniła, co ma na myśli, a ona wykrzyczała mi, że ja nie żyję, tylko wegetuję, że ubieram się w byle co i nie mam aspiracji. Zdaniem mojej córki, nie dbałam o siebie, nie miałam przyjaciół ani żadnego życia towarzyskiego i tylko „siedziałam przy garach jak jakaś kuchta”.

Ja też podniosłam głos, tłumacząc jej, że lubię spędzać czas z rodziną w domu i nie interesują mnie drogie restauracje, do których – jak wiedziałam – chadza Dorota z kontrahentami. A także, że modne ciuchy czy pasemka we włosach to nie wszystko, bo ważne jest to, co się ma w głowie, a nie na głowie.

Zrobiła się z tego wielka awantura i Asia na koniec zamknęła się w swoim pokoju. Słyszałam jej stłumiony szloch i odgłos klikania na telefonie. Niestety awantura niewiele pomogła. Oceny córki nadal pikowały. Wychowawczyni ponownie poprosiła mnie o rozmowę. Jej zdaniem, Joasia zmieniła się nie do poznania.

– Jest w szkole ospała albo bardzo pobudzona – zrelacjonowała mi. – Ma bardzo zmienne nastroje, nauczyciele mają do niej wiele uwag. Do tego zauważyliśmy, że raz miała nienaturalnie rozszerzone źrenice. Proszę panią o zgodę na przeprowadzenie testów na obecność narkotyków, jeśli następnym razem zauważymy coś takiego.

„Co ta kobieta wygaduje?!” – przeraziłam się. „Moja Asia miałaby brać narkotyki?! To niemożliwe, znam swoje dziecko!”. Wiedziałam jednak, że jest tylko jedna metoda, żeby udowodnić nauczycielom jej niewinność. Zgodziłam się na test.

Dwa tygodnie później Asię przyłapano. Kazano jej oddać próbkę moczu i wysłano do analizy.    

– Paliłaś marihuanę?! – wykrzyknęłam, kiedy zapoznano mnie z wynikiem badania. – I co jeszcze ćpałaś? Amfę? Kokainę? Dziewczyno, co się z tobą dzieje?! Kiedy zaczęłaś? Kto ci to sprzedawał? Wiesz, że przez to możesz zawalić szkołę?

Na początku nie chciała ze mną rozmawiać, ale w końcu pękła, kiedy zawiozłam ją do kliniki odwykowej dla narkomanów, żeby zobaczyła, z czym igra. Załatwiłam spotkanie z psychiatrą, specjalistą od uzależnień, a szkoła pomogła mi w uzyskaniu miejsca na terapii grupowej.

Asia w końcu odpowiedziała na wszystkie pytania. Jak dotąd, szczęśliwie się nie uzależniła, jedynie eksperymentowała z marihuaną i raz z ekstasy. Trwało to od niedawna i obiecała z tym skończyć. Nie chciała powiedzieć tylko jednego: skąd brała narkotyki.

Ale ja i tak się domyśliłam. Te bogate nastolatki… Znudzone tym, że mają wszystko, za to pozostawione same sobie, bo rodzice wiecznie zarabiają pieniądze na nowe smartfony, egzotyczne wakacje i drogie samochody, i nie mają czasu nawet na rozmowę z własnymi dziećmi. To z nimi przestawała moja córka…

– Tak… – przyznała się w końcu. – W klasie Moniki jest dwóch dilerów. Tam wszyscy palą, mamo…  Papierosy są niemodne, alkoholu też się nie pije, żeby nie mieć potem kaca, ale trawka jest zawsze.

Zapowiedziałam jej, że koniec z tym towarzystwem. Asia ma się wziąć za naukę, a jeśli chce się widywać z Moniką, to tylko u nas w domu. I oczywiście po mojej rozmowie z Dorotą. Zadzwoniłam do przyjaciółki w dobrej wierze. Byłam pewna, że doceni moją szczerość i troskę. W końcu Monika też była zagrożona złym towarzystwem i to mógł być ostatni dzwonek, żeby ją z niego wyciągnąć.

– O czym ty mówisz? – żachnęła się Dorota, kiedy w końcu odebrała telefon, a ja wyłuszczyłam jej, po co dzwonię. – Monika nie bierze żadnych narkotyków! Nie wiem, dlaczego Joasi test wyszedł pozytywnie, ale to na pewno nie ma związku z moją córką! Może to właśnie twoja sprowadza ją na złą drogę, co? Te publiczne gimnazja to wylęgarnia patologii społecznej!

Nie wierzyłam w to, co usłyszałam. Przecież Asia wszystko mi powiedziała! Miała narkotyki od kolegi z klasy Moniki! I to przyjaciółka w tym pośredniczyła! Co więcej, za wszystko płaciła pieniędzmi matki!
Nie poddałam się i pojechałam późnym wieczorem do Doroty i Moniki. Chciałam porozmawiać z dziewczyną, ale Dorota mi na to nie pozwoliła. Kazała iść Monice do pokoju, a sama nieomal wypchnęła mnie za drzwi.

– Wiesz co? – syknęła. – Nie spodziewałam się po tobie takiej zawiści! I to po tym, ile zrobiłam dla Joasi! Płaciłam za jej przedszkole i zajęcia, zabierałam ją na zagraniczne wakacje! Rozumiem, że nasza zamożność zawsze była ci solą w oku, ale żeby wymyślać takie podłe historie?! Zwyczajnie nie możesz się pogodzić z tym, że moja córka jest w elitarnym, prywatnym gimnazjum, a ja zrobiłam karierę!

Straciłam kontakt z przyjaciółką, ale uratowałam córkę!

Oniemiałam. Więc to ona „zrobiła tyle” dla mojej córki, a ja dla jej dziecka nic?! A kto je niańczył, karmił i nauczył sikać na nocnik? Kto odbierał Monikę z przedszkola i woził na tę cholerną ceramikę? Kto pomagał w odrabianiu lekcji, kiedy jej mamusia była zajęta robieniem swojej cudownej kariery?!
Powiedziałyśmy sobie wtedy wiele przykrych rzeczy i Dorota oznajmiła, że to już koniec naszej znajomości. Tak, nawet nie „przyjaźni”, tylko „znajomości”. Jakbyśmy nie spędziły ze sobą całego życia i jakbym praktycznie nie wychowała jej jedynego dziecka.

Odeszłam spod jej domu zapłakana. Wcześniej miałam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży. Że razem uratujemy nasze córki i będzie jak dawniej. Dorota wybrała jednak chowanie głowy w piasek. W końcu płaciła ciężkie pieniądze za elitarne gimnazjum, żeby nie musieć się zajmować takimi problemami, prawda?

Dwa miesiące później wybuchła afera, o której pisano nawet w lokalnej prasie. W całym tym elitarnym gimnazjum rozbito szajkę dilerów. Wpadł dzieciak, którego Asia zidentyfikowała jako chłopaka Moniki. Pociągnął za sobą kolejne osoby, zrobiono testy narkotykowe i w efekcie szkoła wydaliła czternaścioro uczniów. Taka jest właśnie różnica między szkołą publiczną, a prywatną. W publicznej moja córka uzyskała pomoc od nauczycieli, prywatna po prostu rozwiązała umowę z rodzicami problematycznych uczniów.

Dorota nie zapisała córki do gimnazjum Joasi. Wybrała szkołę na drugim końcu miasta. Tam też wkrótce się przeprowadzili. Nie wiem, co teraz się u nich dzieje. Dzwoniłam w urodziny Moniki, żeby złożyć jej życzenia, ale odrzuciła moje połączenie. Jej mama też. Jest mi przykro, ale… Może tak naprawdę od dawna nie byłyśmy już przyjaciółkami?

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Odbiłam siostrze bliźniaczce chłopaka, który został moim mężem
Mama zawsze bardziej kochała młodszą siostrę, niż mnie
Były mąż mnie prześladował, bo nie mógł mnie mieć
Tydzień po narodzinach dziecka zorientowałam się, że nie kocham swojego faceta
Powiedział, że zanim pójdziemy do łóżka, musimy zrobić badania
Moja toksyczna matka wmawiała mi, że wszyscy mężczyźni to zło

Redakcja poleca

REKLAMA