„Znamy się 6 miesięcy i za 2 tygodnie bierzemy ślub. Już po tygodniu wiedziałam, że Julka jest miłością mojego życia”

Para, która poznała się w Rzymie fot. Adobe Stock, Drobot Dean
„Już dawno nie zdarzyło mi się takie zauroczenie. Tuż po moich 32. urodzinach rozwiodłem się z Matyldą i od tamtej pory dość sceptycznie podchodziłem do znajomości damsko–męskich. A teraz ta dziewczyna całkowicie zawładnęła moją wyobraźnią”.
/ 17.06.2022 11:23
Para, która poznała się w Rzymie fot. Adobe Stock, Drobot Dean

Plac pod rzymskim Colosseum tętnił gwarem wielojęzycznych rozmów. Zmrużyłem oczy pod palącym, włoskim słońcem i zerknąłem w stronę naszej młodej przewodniczki, pani Julii. „Ta dopiero ma zdrowie” – uśmiechnąłem się pod nosem na myśl o tym, jak od 2 dni ta drobniutka szatynka przeciąga nas po zabytkach Rzymu z zacięciem godnym kaprala. Bolały mnie łydki i chciało mi się pić, ale kiedy Julia dała znak, wstałem z kamiennego murku jako jeden z pierwszych i ruszyłem za nią.
– Przejdziemy teraz do Bazyliki San Giovanni in Laterano, zwiedzimy ją, potem zjemy obiad w jednej z pobliskich pizzerii – powiedziała, licząc naszą grupę.

Było nas niewiele, zaledwie 7 osób, podróżujących małym vanem. Może dlatego tak dobrze się dogadywaliśmy. Ruszyliśmy za przewodniczką. Był dopiero środek marca, ale upał dawał się we znaki, było z pewnością dwadzieścia kilka stopni. Zdjąłem flanelową koszulę i włożyłem ją do plecaka.
– Gorąco, prawda? Tymczasem Włosi wciąż uważają, że jest zima – zaśmiała się Julia, dyskretnie pokazując mi przechodzącą przez ulicę damulkę w płaszczu.
– Chciałbym ich zobaczyć u nas, przykładowo na Mazurach, kiedy temperatura nocami dochodzi do -15 stopni – parsknąłem śmiechem, a ona mi zawtórowała.

Złapałem się na tym, że szukam jej towarzystwa

Całą grupą pojechaliśmy za miasto. Zwiedziliśmy rozległe winnice, dawne rezydencje biskupie i przytulne, rodzinne knajpki. Okolica była bajkowa, ale częściej niż o widokach, myślałem o Julii. A ona, chociaż uprzejma i uśmiechnięta, była bardzo zdystansowana, żeby nie powiedzieć oficjalna.
– Nie robi pan zdjęć? – zapytała, kiedy staliśmy na jednym z tarasów Frascati. – Naprawdę warto – dodała.
Wtedy zebrałem się na odwagę.
– To może pani przewodnik stanie ze mną do fotki? – rzuciłem niby niezobowiązująco, wręczając aparat koledze. – Strzelaj, Jureczku – zachęciłem go, udając, że nie widzę, jak znacząco uśmiecha się pod nosem.

W Castel Gandolfo zjedliśmy późną kolację. Porchetta piekła się na olbrzymich rożnach, znad jeziora ciągnął chłód, a ja myślałem tylko o Julii. Już dawno nie zdarzyło mi się takie zauroczenie. Tuż po moich 32. urodzinach rozwiodłem się z Matyldą i od tamtej pory dość sceptycznie podchodziłem do znajomości damsko–męskich. A teraz ta dziewczyna całkowicie zawładnęła moją wyobraźnią. „Niestety, nie można powiedzieć, że z wzajemnością” – pomyślałem zniechęcony, obserwując, jak Julia rozmawia
z właścicielem baru, w którym siedzieliśmy. Chyba się przekomarzali, nazywała go zdrobniale Pino, ale nie rozumiałem wiele. Powiedzmy sobie – moja znajomość włoskiego była w fazie raczkującej.

Pomyślałem, że albo coś zrobię, albo więcej jej nie zobaczę. Wiedziałem jedynie, że tak jak ja, mieszka w Warszawie, a do Włoch jeździ dwa razy w miesiącu. Wiedziałem, że ma 28 lat, jest wolna, po italianistyce, i na tym się kończyła moja wiedza. Acha, jeszcze jedno wiedziałem na pewno, że ma najbardziej chabrowe oczy, jakie kiedykolwiek widziałem. Po prostu błękit doskonały.
– Proszę państwa, wracamy do pensjonatu – klasnęła w dłonie, wyrywając mnie z zamyślenia.

Wstałem niechętnie. Zdawałem sobie sprawę, że pewnie nasze drogi się rozejdą i więcej jej już nie spotkam. Oczywiście, mógłbym zrobić z siebie kompletnego idiotę i w przyszłym miesiącu znowu wykupić wycieczkę do Rzymu, ale sami powiedzcie, jaki by to miało sens?

Następnego dnia wybraliśmy się na słynną via Veneto, potem ocienionymi alejami Villi Borghese ruszyliśmy w kierunku ogrodu zoologicznego, a później na obiad. W samym sercu Wiecznego Miasta zamówiłem spaghetti bolognese i po kilku minutach dłubałem widelcem w talerzu, spode łba przyglądając się Julii. Wciąż dumałem nad tym, czy odważę się wyłożyć kawę na ławę i poprosić ją o numer telefonu.

Cóż… Nie odważyłem się

W dzień wyjazdu, dokładnie tak samo jak cała reszta naszej wycieczki, uścisnąłem jej drobną dłoń i rzuciłem krótkie: „Dziękuję za wszystko, pani Julio”. Przez moment, kiedy ładowałem do busa moje bagaże, wydawało mi się, że rzuciła mi przeciągłe spojrzenie, ale kiedy nasze oczy się spotkały, speszyła się i zagadnęła Jurka.

Do Warszawy wróciłem przybity i zniechęcony. W pracy od razu zaczął się młyn, w domu mama, z którą zamieszkałem po rozwodzie, od rana do nocy wypytywała mnie, czy poznałem kogoś na wycieczce do Włoch. Miałem dość.

W piątek wybrałem się z kumplami do pubu i trochę wypiłem.
– Patrzcie, patrzcie, panowie – mój przyjaciel, Kuba, szturchnął mnie w ramię, wskazując na przechodzącą obok naszego stolika blondynkę. – Jezuuu, ale sztuka – mruknął, oglądając się za obleczonymi w siatkowe pończochy nogami nieznajomej.
– Niezła – przyznałem, przez moment zatrzymując wzrok na wysokości krągłych bioder dziewczyny, a potem upiłem kilka łyków mojego piwa.
– Niezła? Jakoś nie słyszę entuzjazmu w twoim głosie, stary. Coś markotny wróciłeś z tego Rzymu. Czyżby jakaś Włoszka zawróciła ci w głowie? Nie zdziwiłbym się, one są takie gorące… Znałem kiedyś jedną taką z Mediolanu. Nawet nie pochodziła z południa, a taka była ognista, do dziś wspominam tamto lato – nawijał Kuba.
– Polkę poznałem i chyba wsiąkłem, na amen. Nie mogę przestać o niej myśleć – zwierzyłem się w końcu kumplom.
Kuba zaczął się śmiać, szydząc, że Polek cały kraj dookoła, ale Tomek uważnie mnie wysłuchał.
Najgorsze jest to, że chyba naprawdę się zakochałem – dodałem na koniec.

Może to obciach, tak wylewnie się zwierzać kumplom, ale przecież znamy się długie lata, mówimy sobie wszystko. Tomasz zapytał, czy mam na nią jakieś namiary, ale przecząco pokiwałem głową.
– Wiem tylko, że pracuje dla biura podróży. Jedno, co mi zostaje, to jechać znów do Rzymu – rzuciłem zniechęcony, a Kuba zarechotał.
– Serio wydałbyś kasę, żeby wydeptywać rzymskie bruki, które widziałeś parę dni temu? Stary, chyba naprawdę ci odbiło – szydził.
Tomek był chyba bardziej przejęty moją historią, bo powiedział, że powinienem jechać.
– Co ci zależy? Jedź, zagadaj ją od razu, odważ się, weź numer. Jak ci odmówi, pobajerujesz jakieś Włoszki. Mogę nawet jechać z tobą – zaoferował i od razu poprawił mi się humor. „Jednak z Tomka prawdziwy kumpel” – pomyślałem zadowolony.

Następnego dnia popędziłem do biura podróży

– Chciałbym zarezerwować wycieczkę do Rzymu. I koniecznie w terminie, kiedy przewodniczką będzie pani Julia – wyrzuciłem jednym tchem, paląc się ze wstydu na myśl o tym, że siedząca przede mną blondynka pewnie świetnie pamięta, jak dwa tygodnie temu kupowałem u niej bilet na dokładnie taką samą wycieczkę. „Cóż, nawet jeśli mnie nie poznała, komputer poda jej moje dane” – westchnąłem, jednak szybko się pocieszyłem. „Czego się nie robi w imię miłości?” – wzruszyłem ramionami, przestępując z nogi na nogę.
– Płaci pan kartą, czy gotówką? – blondynka najwyraźniej postanowiła udawać, że widzi mnie po raz pierwszy w życiu.
– Gotówką, dziękuję – mruknąłem, sięgając do kieszeni po portfel.
– Maroko, Casablanka, a może tym razem Barcelona? – rozbawiony, damski głos dochodził zza moich pleców.
– Pan do Rzymu – blondynka na moment oderwała wzrok od monitora, a potem szeroko się uśmiechnęła.
– Cześć, przyjechałaś wcześniej? – zapytała, patrząc gdzieś w okolicę wejścia.

Obróciłem się, chociaż już wiedziałem, kto za mną stoi. Julia. Ten głos poznałbym wszędzie. W końcu przez kilka dni z rzędu wysłuchiwałem historii Wiecznego Miasta, spijałem słowa z jej pełnych ustek, podziwiałem każde wyważone zdanie…
– Yyy, ja do Rzymu. Bardzo mi się spodobał i… Znaczy, chodzi o to, że… – z zażenowania zacząłem się plątać.
– Nie wypisuj jeszcze faktury, Moniczko. Muszę z tym panem chwilę porozmawiać – rzuciła Julia, ciągnąc mnie w stronę wyjścia.

Na zewnątrz owiało mnie chłodne, wieczorne powietrze i odważyłem się podnieść na nią wzrok. Była śliczna, jak zawsze, tylko że teraz w jej jasnych oczach błyskały ogniki rozbawienia.
– Naprawdę nie musi pan znowu jechać aż do Rzymu, żeby zaprosić mnie na kolację. Cóż, wzięłam pana za zwykłego lowelasa, ale widzę, że chyba się myliłam – w jej głosie słyszałem rozbawienie, ale też ledwo wyczuwalną nutkę wzruszenia.

Staliśmy na oświetlonym latarnią chodniku. Nad Warszawą zapadał wiosenny zmrok, powietrze robiło się chłodne i rześkie. Gdzieś w oddali ktoś zatrąbił, zza rogu rozległ się czyjś głośny śmiech, ale byłem głuchy na cały świat dookoła. Stałem, gapiąc się w jasne oczy mojej Julii i marzyłem tylko o tym, żeby porwać ją w ramiona, powiedzieć, że przez cały czas nie mogłem myśleć o nikim innym, że…
– Dobrze się czujesz? – zapytała, zupełnie naturalnie zwracając się do mnie na „ty”.
– Teraz tak – powiedziałem, chwytając ją za rękę.
– Czekaj, jeszcze tylko powiem coś Monice – powiedziała, wysuwając rękę z mojej dłoni. – Monia, pan jednak nie jedzie do Rzymu – krzyknęła, uchylając drzwi biura podróży, a potem chwyciła mnie pod ramię. – To co? Może dziś zjemy tę kolację? Umieram z głodu. Wybierz knajpę – dodała, ciągnąc mnie w stronę starówki.

Byłem zakochany, chciało mi się śpiewać

Bałem się nawet pomyśleć, co by było, gdybym nie posłuchał Tomka. W końcu to on mi doradził wizytę w biurze podróży. A że miałem szczęście i dodatkowo wpadłem na Julię? Tym lepiej dla mnie, ale wierzcie mi, gdybym musiał, pojechałbym znowu do tego Rzymu choćby i z dziesięć razy z rzędu. Taka dziewczyna jak ona jest warta każdego poświęcenia. „Gdyby się tak zastanowić, pojechałbym za nią pewnie i na Alaskę” – pomyślałem, delikatnie obejmując ją w talii, kiedy przechodziliśmy przez ruchliwą ulicę. Uśmiechnęła się do mnie zalotnie, a potem wyjęła z torebki mały notesik.
– Wiesz, chyba nie powinnam ci tego mówić, ale co tam… Miałam nadzieję, że się odezwiesz, ale gdybyś jednak milczał, odpisałam sobie z biura twój adres i telefon. Może to i mało profesjonalne, ale chyba znalazłabym jakiś sposób, żeby się z tobą skontaktować – zaśmiała się.
– To znaczy, że ja… – z wrażenia znowu zacząłem się jąkać.
Wpadłeś mi w oko już pierwszego dnia w Rzymie, ale wolałam być ostrożna. Nie mam zbyt dobrych doświadczeń z mężczyznami. A już turyści, których oprowadzam, zwykle uważają mnie za połączenie hostessy z panienką lekkich obyczajów. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak beznadziejnie zachowują się niektórzy faceci. Potrafią mnie podrywać nawet za plecami swoich żon. Może dlatego byłam dla ciebie taka oficjalna – powiedziała, chwytając mnie za rękę.
– Jeśli chodzi o miłość, to mnie też los nie rozpieszczał – skrzywiłem się na myśl o rozwodzie, ale szybko się rozpogodziłem. – Wiesz co? Nie będziemy teraz rozmawiać o złych rzeczach. Chodź, zapraszam cię na wielki talerz pysznego spaghetti – pociągnąłem ją w stronę małej, włoskiej knajpki.
– Faceci… Z wyobraźnią to u was całkiem krucho, co? Nie przyszło ci do głowy, że mam już dość śródziemnomorskiej kuchni? – zaśmiała się, a potem dodała. – Właściwie, to mam inny pomysł. Zapraszam do mnie. Nikt nie robi takich kotletów jak ja. Według przepisu babci Malwiny – dodała, machając na przejeżdżającą obok taksówkę.

Kiedy wysiedliśmy przed jednym z wysokich bloków, a potem razem jechaliśmy ciasną widną, zamarzyłem, żeby ten wieczór skończył się jutrzejszym śniadaniem, ale szybko skarciłem się w duchu. „Nie ma pośpiechu, najważniejsze, że udało mi się z nią umówić” – pomyślałem, przepuszczając ją w drzwiach. Niespodziewanie w kieszeni zadzwoniła moja komórka, ale nawet nie zerknąłem, kto dzwoni. Czy to ważne? Byłem w mieszkaniu Julii, nic innego nie miało teraz znaczenia.

Od tamtego cudownego wieczoru minęło 6 miesiące. Cudowne miesiące. Wpadłem po uszy. Julia jest wspaniała, delikatna, wyrozumiała i taka piękna. Jestem zakochany. Po 3 miesiącach wróciliśmy do Rzymu i oświadczyłem się Julce. Ślub bierzemy za 2 tygodni. Wiem, że to szybko, ale nie ma sensu dłużej czekać. Kochamy się i to jest najważniejsze.

Czytaj także:„Moja uczennica była blada, chuda i wiecznie zmęczona. Czułam, że coś jest nie tak, ale nie chciała ze mną rozmawia攄Chciałam przekupić majstra domowymi obiadkami, ale on na widok miski wzdrygał się z obrzydzenia. Jestem złą kucharką?"„Najlepszy przyjaciel uwiódł mi narzeczoną przed ślubem. Ale los z niego zadrwił, nie cieszył się szczęściem zbyt długo”

Redakcja poleca

REKLAMA