Wiersz dla mamy

Wiersz dla mamy fot. Panthermedia
Dziecko potrzebuje przede wszystkim miłości rodziców, a nie drogich zabawek. Niektórzy o tym zapominają.
/ 24.05.2012 13:43
Wiersz dla mamy fot. Panthermedia
Przygotowywałam właśnie kolację, gdy z niezadowoleniem spostrzegłam, że moja córka, Adela, szykuje się przed lustrem. To mogło oznaczać tylko jedno.
– Znowu wychodzisz? – spytałam. – Przecież obiecałaś Małgosi, że razem spędzicie wieczór i zagrasz z nią w monopol.
– Mam służbową kolację – niecierpliwie odparła córka.
– Ale przecież, Adusiu…
Nie zdążyłam dokończyć, bo Ada spojrzała na mnie ze złością.
Ten wzrok mógłby zabić. Moja córka mimo swoich trzydziestu pięciu lat czasem zachowywała się jak dziecko. Zwłaszcza gdy próbowałam zwracać jej uwagę.
– Znów się mnie czepisz, mamo – syknęła. – Przecież nie idę tam dla przyjemności! Ciężko pracuję, żeby utrzymać małą. Niestety, nie rozdwoję się. Ta kolacja jest bardzo ważna…

Napisz o wszystkim, co myślisz i czujesz
Już miałam jej odpowiedzieć, że dziecko jest chyba ważniejsze niż jakiś tam klient, lecz ugryzłam się w język. Rzeczywiście, Adela miała odpowiedzialną pracę, dobrze zarabiała i podziwiałam ją, że ze wszystkim daje sobie radę.
Tylko ta jej firma absorbowała Adę tak bardzo, że już nie miała głowy do zajmowania się małą. To ja chodziłam z Gosią na spacery, odprowadzałam do szkoły muzycznej, ja zabierałam ją na lody czy do kina. Bo jej matki nigdy nie było w domu. Ada na nic nie miała czasu. A wracała zwykle późno, gdy Gosia już spała.
Rozumiałam, że Adela musi pracować, jednak przecież są jakieś granice! Bo gdyby mnie nie było, gdybym na przykład mieszkała w innym mieście – kto wtedy zająłby się Małgosią?
Strach pomyśleć, jakie to dziecko byłoby biedne i samotne.
Pewnie siedziałoby w świetlicy godzinami lub z kluczem na szyi bawiło się na podwórku. Dobrze, że jednak miało mnie na miejscu.
– Wrócę późno, nie czekaj na mnie – rzuciła Ada i już miała otworzyć drzwi, lecz zawahała się, cofnęła i zajrzała do pokoju Małgosi. – Ja wychodzę, bądź grzeczna, zjedz ładnie kolację…
– A monopol? Miałyśmy zagrać, mamusiu – usłyszałam nieśmiały głosik wnuczki.
– Nie mam dziś czasu, kochanie, babcia z tobą zagra – odparła Adela. – Zobaczymy się jutro.
Wyszła, a ja westchnęłam z rezygnacją. No cóż, tak było prawie codziennie – niedotrzymane obietnice, ciągły pośpiech córki
i zawiedziona mina wnuczki, jej coraz smutniejsze spojrzenia i ocierane ukradkiem łzy.
Wyjęłam z lodówki miseczkę z sałatką owocową i poszłam do Małgosi. Siedziała przy biurku, pochylona nad zeszytem.
– Jeszcze się uczysz? – spytałam, kładąc obok salaterkę.
– Nie, piszę wiersz – odparła, unosząc na chwilę głowę.
– W szkole jest konkurs na wiersz z okazji Dnia Matki i pani kazała nam wszystkim napisać. Najładniejsze dostaną nagrodę.
– To bardzo piękny temat – uśmiechnęłam się do niej.
– Ale ja nie wiem, co mam napisać – mała pokręciła głową.
Zamyśliłam się. Co dziecko powinno napisać w wierszu do mamy? Że ją kocha, że jest mu potrzebna… To było oczywiste, ale co jeszcze? O swoich uczuciach, tęsknotach, pragnieniach. Tylko czy to nie jest za trudne dla jedenastoletniej dziewczynki?
Ja, dorosła, nie potrafiłabym chyba tak sformułować swoich myśli, żeby z tego wyszedł wiersz.
A co dopiero dziewczynka!
Małgosia patrzyła na mnie wyczekująco. Najwyraźniej sądziła, że coś jej jednak podpowiem.
– Po prostu zapisz to wszystko, co czujesz do swojej mamusi – poradziłam jej. – Chyba sama wiesz najlepiej co.
– A mogę napisać, że jest mi smutno, jak jej nie ma? – spytała, patrząc na mnie poważnie.
„Biedne maleństwo – pomyślałam. – Od razu widać, jak bardzo to przeżywa…”.
– Możesz napisać, co tylko chcesz – odparłam, pochylając się nad nią i całując w czoło.
– A teraz zostaw to na razie, ty moja mała poetko, zjedz sobie sałatkę i zagrajmy w monopol. Jesteś mi winna rewanż.
Wnuczka uśmiechnęła się i zaczęła wyjadać z miseczki kawałki owoców. A potem grałyśmy przez cały wieczór.

Niech jadą beze mnie, dobrze im to zrobi
Nie spałam jeszcze, gdy Adela wróciła do domu. Popatrzyłam na zegarek. Dochodziła północ. Chyba córka odrobinę przesadziła z tymi obowiązkami zawodowymi. Ja rozumiem – kolacja służbowa, ale ciągnąca się w głęboką noc? Coś tu jest nie tak.
Zasypiając, pomyślałam, że jednak będę musiała odbyć z nią poważną rozmowę. Jednak nie zdążyłam, bo następnego dnia Ada wróciła wcześniej z pracy i oznajmiła z uśmiechem, że została zaproszona do domku nad jeziorem na majowy weekend
i zabiera nas obie ze sobą.
Nie zdążyła skończyć, gdy Małgosia głośno zapiszczała z radości i rzuciła się jej na szyję.
– Super, mamusiu! – zawołała, całując Adę w policzek. – Będziemy razem! Zrobimy sobie grilla, pójdziemy na spacer do lasu, będzie tak pięknie…
– Pewnie, że zrobimy grilla – uśmiechnęła się Adela. – Usmażymy kiełbaski, a może nawet jakąś rybkę, bo Adam zabiera ze sobą wędki, może coś złowimy…
Córka wciąż paplała o tym, co będzie się działo nad jeziorem, jednocześnie odwieszając płaszcz do szafy w przedpokoju, więc nie zauważyła, że Małgosia nagle posmutniała i odsunęła się od niej. Po jej początkowej radości nie zostało już nawet śladu.
– Czyli Adam również z nami jedzie? – spytałam Adę.
– Oczywiście, przecież to jego domek – uśmiechnęła się. – Będzie fajnie, zobaczycie! Wreszcie spędzimy razem trochę czasu.
– Jedźcie sobie we dwie, córeczko – powiedziałam. – Ja umówiłam się już z przyjaciółką. Zrobimy sobie babskie pogaduchy i wypad do sklepów.
– Mamo, przecież wciąż narzekasz, że tak mało ze sobą przebywamy – westchnęła Ada.
– A jak już się nadarza możliwość wyjazdu, to ty wolisz zakupy z kumpelką...
– Nie wolę, tylko już obiecałam – potrząsnęłam głową. – Ale wy jedźcie, ten wyjazd na pewno dobrze wam zrobi.

Biedna mała... Jeszcze się z niej naśmiewał!
Prawdę powiedziawszy, nie umówiłam się z żadną koleżanką. Chciałam, żeby Małgosia spędziła trochę czasu z matką. Ja nie byłam tam potrzebna, mnie Gosia miała na co dzień. Szkoda tylko, że ten Adam z nimi jedzie... Widziałam minę wnuczki, gdy Ada o nim wspomniała. Pewnie mała wolałaby mieć matkę wyłącznie dla siebie.
Gdy w niedzielę wieczorem wróciły obie do domu, od razu domyśliłam się, że wyjazd się nie udał. Ada była jakaś podenerwowana, za to Małgosia natychmiast po wejściu do domu z naburmuszoną miną zniknęła w swoim pokoju. Przy okazji trzasnęła głośno drzwiami.
– Dlaczego ona jest taka zła? – spytałam potem córkę.
– Fochy swoje pokazuje i tyle! – parsknęła Ada. – Nic się jej nie podoba! Człowiek się stara, jak może, a ona tylko się obraża
o wszystko. Cały wyjazd nam zepsuła swoim zachowaniem. Adam miał mi nawet za złe, że ją wzięłam ze sobą…
Nie odezwałam się ani słowem, lecz coś mnie w środku ukłuło, gdy usłyszałam, co ta moja córka wygaduje. Jakiś obcy facet miał jej za złe, że zabrała na weekend własne dziecko?! Już ją miałam zapytać, kto właściwie jest dla niej ważniejszy, jednak dałam spokój. Wiedziałam, że teraz, gdy jest podenerwowana, nie przegadam jej, postanowiłam więc zaczekać na właściwszy moment.
Idąc spać, zajrzałam do pokoju wnuczki i zobaczyłam, że mała wciąż siedzi przy biurku i pisze w swoim szkolnym zeszycie.
– Muszę skończyć ten wiersz, babciu – westchnęła. – Jutro musimy oddać prace.
– A jak ci idzie? – spytałam.
– Już kończę, ostatnią zwrotkę układam – uśmiechnęła się.
– O, to nawet zwrotki ma ten twój wiersz – spojrzałam na nią z podziwem. – A powiedz, odpoczęłaś sobie trochę nad tym jeziorem? Fajnie było?
– Fajnie – odparła bez przekonania. – Tylko pan Adam na mnie krzyczał i śmiał się ze mnie.
– Jak to? – zdziwiłam się.
– No bo nie chciałam jeść tej ryby, co ją złowił – szepnęła.
– On jej głowę ucinał tam na pomoście. I jak uciekłam, to się śmiał, że mięczak ze mnie…
– A mama co na to? – spytałam oburzona.
– Ona też się śmiała i powiedziała, że to przecież nic takiego – wnuczka pociągnęła noskiem.
Wyszłam zdenerwowana. Jak można aż tak zlekceważyć własne dziecko, żeby zdobyć uznanie jakiegoś fircyka? Granda!
Tuż przed snem chciałam sobie zaparzyć melisę i trochę mi zeszło w kuchni. Kiedy szłam potem do siebie, zauważyłam, że
u Małgosi nadal świeci się nocna lampka. Uchyliłam więc cichutko drzwi jej pokoju.

Czy teraz wreszcie coś do niej dotrze?
Wnuczka spała, a tuż obok niej na kołdrze leżał otwarty zeszyt. No tak, pewnie zasnęła, kończąc ten cały wiersz dla mamy...
Podeszłam ostrożnie, wzięłam zeszyt i już miałam go odłożyć na jej biurko, gdy mój wzrok padł na pierwsze linijki tego, co napisała Małgosia.
Mamo, smutny jest twój nieboraczek. Mamo, popatrz, przecież płaczę – przeczytałam i serce mi zadrżało.
„Biedne maleństwo” – pomyślałam, łzy mi nabiegły do oczu, ale czytałam dalej:
Mamo, weź mnie na kolana, mamo, ja wciąż jestem sama… Zobacz, mam dużo pieniędzy w skarbonce, mamo, pobawisz się ze mną na łące?
Przebiegłam wzrokiem pozostałe strofy, było ich jeszcze kilka. No nie, musiała to zobaczyć moja córka, i to natychmiast!
Wyszłam z pokoju wnuczki, zabierając ze sobą zeszyt. U Adeli paliło się jeszcze światło. Bez namysłu zastukałam do drzwi jej sypialni i weszłam.
– Coś się stało, mamo? – spytała, podnosząc głowę znad sterty dokumentów. – Przygotowuję się na zebranie zarządu… – dodała, chcąc mi dać do zrozumienia, że jej przeszkadzam.
– Lepiej to przeczytaj – położyłam zeszyt przed jej oczami.
– A co to jest? – spytała.
– Zobacz sama – odparłam.
Patrzyłam, jak jej usta poruszają się bezgłośnie, a twarz robi się coraz bledsza; dostrzegłam w kącikach oczu łzy.
– To napisała Gosia? – spytała w końcu szeptem, spoglądając na mnie z przerażeniem.
– O Boże… – pochyliła się i czytała dalej półgłosem. – Mamo, nie chcę już słodyczy, twój przyjaciel na mnie krzyczy…
Patrzyłam na moją córkę i zrobiło mi się jej żal. Nagle skurczyła się na swoim krześle, a ramiona i głowę pochyliła, jakby przytłoczył ją jakiś ciężar.
– Przeczytaj jeszcze tę ostatnią zwrotkę – powiedziałam i sama pochyliłam się nad zeszytem wnuczki. – Ona prosi, żebyś ją przytuliła, i pisze, że cię kocha… – głos uwiązł mi w gardle, nie mogłam dalej mówić.

To najlepsza poetka, jaką ziemia nosiła
W pokoju zaległa cisza. Żadna z nas nie powiedziała ani słowa przez dłuższą chwilę. A potem zobaczyłam, że plecy Ady drżą. Moja córka płakała… Po chwili uniosła głowę i popatrzyła na mnie zrozpaczona.
– Nie zdawałam sobie sprawy, że ona tak to odbiera! – łkała Ada. – Ja przecież to robiłam tylko dla jej dobra… Żeby miała wszystko, żeby nie odczuła, że nie ma z nami jej ojca…
– Ale ona nie chce pełnej skarbonki, tylko ciebie – powiedziałam i przytuliłam ją.
W końcu była moją córką i cierpiała z powodu prawdy, która wreszcie do niej dotarła. Musiałam jej pomóc.
– Chce, żebyś ją przytulała, a nie dawała słodycze i zabawki – powtórzyłam jeszcze raz.
– Przecież ja ją kocham, mamo – Adela wtuliła twarz w mój szlafrok, jak dawniej, gdy sama była małą dziewczynką.
Ta noc trwała wieki. Długo rozmawiałyśmy. Świtało już, gdy wreszcie moja córka usnęła ze śladami łez na policzkach.
Tej nocy Adela wiele zrozumiała. Pieniądze są bardzo ważne, lecz nie wszystko da się za nie kupić. Bo czasu spędzonego
z rodzicem, jego miłości i zainteresowania nie zastąpi dziecku żadna, nawet najdroższa zabawka.
Przedtem wiele razy próbowałam przemówić córce do rozsądku, przypomnieć jej, o co właściwie chodzi w macierzyństwie. Udało się to dopiero tej małej istotce, która w swoich cudnych, nieporadnych rymach tak rozpaczliwie wołała o więcej uwagi, więcej miłości od swej mamusi.
Małgosia nie oddała w końcu tego wiersza na konkurs. Ada powiedziała, że chce go zatrzymać tylko dla siebie, bo to coś najpiękniejszego, co w życiu dostała. A potem oprawiła tę kartkę w ramki ze szkłem i powiesiła nad swoim biurkiem. Żeby przypominał jej o tym, co ważne. I chociaż moja wnuczka nie dostała nagrody w szkolnym konkursie, dla mnie jest mistrzynią świata, najwspanialszą poetką, jaką ziemia nosiła.

Redakcja poleca

REKLAMA